Nadia, czteroletnia oświęcimianka...:)Igorek ma się dobrze. Kilka dni temu miał zapalenie spojówek, byliśmy u okulisty. Pani dr zaordynowała antybiotyk do oczu i już jest wszystko dobrze. Dziś świeci słońce, a to oznacza, że nasz mały Messi będzie zapewne znów biegał za piłką, jak jego zdrowi rówieśnicy. Jego organizm wzmacnia się każdego dnia i tak pozostanie.Wczoraj spotkałam się z Dorotą - mamą Nadii, dziewczynki, która jest już po operacji wycięcia prawej nerki (nowotwór złośliwy -nephroblastoma), a teraz czeka ją radioterapia i chemioterapia. Leczenie zakończy się we wrześniu. Rozmawiałyśmy ponad dwie godziny. Wiem jak bardzo takie rozmowy są nam - rodzicom potrzebne. Nikt inny nie zrozumie tego dramatu, który rozgrywa się w nas każdego dnia. Wszyscy oczekują, że będziemy silni, gotowi do walki, pełni nadziei i optymizmu, a przecież wewnątrz drżymy, przeżywamy chwile zwątpienia, napady strachu. Martwimy się o jutro naszych dzieci..... Musimy cały czas projektować sobie tylko dobre rzeczy i pozytywnie myśleć o przyszłości. I w to uparcie wierzyć. Takie codzienne psychologiczne eksperymenty na sobie samym. Innej opcji nie ma - jak wielokrotnie tu na tym blogu pisaliśmy....Więc mówiłam Dorocie, że nie wiem jak przeżyliśmy te osiem miesięcy w szpitalu, przykuci do łóżka, do pompy z kroplówkami. Ale przeżyliśmy. Skąd wzięliśmy siłę? Może stąd, że tam na końcu drogi był dom, przedszkole, powrót do "normalności"... ŻYCIE.Do kościoła poszłam po raz pierwszy, gdy leczenie Igorka było już zakończone. Długo godziłam się z Panem Bogiem. Nie było mi łatwo.... spokornieć, przyjąć, zaakceptować... Przestać odczuwać żal. I mimo całej wartości dodanej choroby Igorka - wielkiego wsparcia i waszej pomocy, wielu zmian, które zaszły w nas samych, a spowodowane były totalnym przewartościowaniem wszystkiego, bez wahania zamieniłabym się na spokój, beztroskę i stabilizację TAMTEGO życia - sprzed choroby.Dorota walczy o Nadusię z całych sił. Wiem jak jej trudno tym bardziej, że jej mąż pracuje za granicą, a to oznacza jego ciągłą nieobecność. Nawet jeśli codziennie rozmawiają przez skype'a. Przecież leczenie małej, patrzenie na łzy i ból dziecka, kojenie, zabawianie, trud wprowadzania diety i suplementacji, stres związany z dojazdami do szpitala psującym się samochodem ... To wszystko na jej głowie. Tak rośnie kolejna młoda siłaczka.W tym czasie przedświątecznym proszę Was Kochani - o refleksję. Podziękujcie za to, co macie. Proście tylko o to, co Wam trzeba. I usiądźcie pogodzeni przy wielkanocnym stole. Cieszcie się tą piękną chwilą. Z takich właśnie chwil utkane jest nasze życie. I tylko je będziemy kiedyś pamiętać.A tych z Was, którzy w tym triduum paschalnym nie spełnili jeszcze dobrego uczynku, proszę o dar. Drobny, niewiele kosztujący gest wsparcia leczenia 4-letniej ślicznej dziewczynki. Niektórzy z Was nie rozliczyli jeszcze swoich Pitów... Zatrzymajcie się. Pomyślcie. Przeczytajcie. I jeśli uznacie, że warto, że trzeba, że Wam nie ubędzie - pomóżcie. Wiem, że po raz dziesiąty, albo setny.... ale czy przez to, ta pomoc smakuje inaczej?Może dzięki temu Święta będą lepsze, pełniejsze? I My odrobinę?Przeczytajcie: http://www.oswiecimskie24.pl/7601,POWIAT.-Pom%C3%B3%C5%BCmy-4-letniej-Nadii.html