Zacznę od przedstawienia się i nazwy bloga. Jestem 32 letnią mamą i żoną. Niby szczęsliwą i spełniającą marzenia,silną kobietą,pełną pomysłow ale jak życie chce mi dokopać to czasami staje się kruchą istotką,której świat się załamał. Pracuję w firmie,która dawała mi poczucie finansowego bezpieczeństwa jednak kilka miesięcy temu okazało się,że wkrótce dojdzie do jej rozwiązana. Zastanawiałam się co będę robić kiedy firmy już nie będzie,teraz juz wiem....Będę walczyć z chorobą i wspierać innych w walce. Gdzieś wyczytałam,że zdrowy człowiek ma wiele marzeń,chory tylko jedno i utożsamiam się z tą wypowiedzią.       Zaczęło się od rutynowej kontroli. Wcześniejsze cytologie były ok,chociaż miałam uplawy. Mineło ponad półtora roku.Poszłam do ginekologa,innego niż wcześniej. Juz po pierwszej wizycie wiedziałam,ze nie jest dobrze,Duża nadżerka. Po jakimś czasie telefon,,Pani Izo,zapraszam do mnie,cytologia wyszła zła. Ma pani grupe 3a.Trzeba przeleczyc.'' Na wizycie dowiedziałam się,że nadżerkę będzie trzeba usunąc ale zaczynamy od leczenia. Potem kolejna cytologia i wynik 3b.Skierowanie na wycinki i czekanie...czekanie...czekanie...Telefon,jest wynik!!! Trzeba odebrać osobiście,ordynator chce porozmawiać,to znak,że jest zle. Urywam się z pracy i pędzę na rozmowę,cała drogę ryczę,pewnie mam raka. -Dzień dob-myślę sobie nie taki dobry, -proszę usiąść, mam pani wyniki,które wskazują na stan przednowotworowy,zmiany są duże,jest pani o krok przed rakiem- a więc zdążyłam...rycze...zdązyłam przed skorupiakiem!!! -co się dzieje? myślała pani,ze jest gorzej? -tak -to jeszcze nie rak ale ostatni dzwonek mamy cin3,będziemy operowac       Termin ustalony na 24 pażdziernika.