Myślimy,że w miarę upływu lat od zakończenia leczenia jest łatwiej. Lżej, prościej. Dystans czasowy -powrót do normalnego życia - stwarza większy komfort psychiczny. Tak nie jest.W momentach badań kontrolnych strach paraliżuje nas jeszcze bardziej i wyraźnie słyszymy odgłos tykającej bomby, na której ciągle żyjemy.I jeszcze te pytania Igorka. Ostatnio ma swoje przemyślenia... Co się z nami dzieje po śmierci? Gdzie jest niebo? Czy śmierć boli? Czy możemy się urodzić po raz drugi.....To chyba normalne w tym wieku, a jednak... nie pomaga.Operacja.Totalne deja vu.Ten sam blok operacyjny. Ten sam korytarz z paskudnej brązowej boazerii, ta sama twarda  ławka i tłum przemieszczających się wokół osób...To samo pulsujące w skroni oczekiwanie.Uporczywe zmuszanie się do pozytywnego myślenia i niemożność zapanowania nad rozbieganymi myślami....Totalne deja vu - a może nawet jeszcze gorsze - bo wtedy, w styczniu 2010 roku, nie byłam przecież świadoma tego, co mogę usłyszeć.Ale czy to pomogło? Czy na to kiedykolwiek można być przygotowanym?Po godzinie w drzwiach stanęła ta sama lekarka, która przed trzema laty w tym samym miejscu przekazała mi tę straszną nowinę.Bezskutecznie próbowałam wyczytać coś z jej pozbawionej emocji twarzy i to były chyba najkoszmarniejsze sekundy mojego życia. Zerwałam się z ławki i podeszłam.- Oczyściliśmy ucho. Dużo tego było. Woskowina - może z fragmentami naskórka i komórkami perlaka - trudno jednoznacznie ocenić. Trochę płynu. Wysłaliśmy próbkę do badania histopatologicznego..W pierwszej ocenie w uchu nie było nic niepokojącego...UffUlga.Ulga, mimo, że jeszcze trzeba przecież czekać na wynik. Trzymamy się jednak tej dobrej wieści... W pierwszej ocenie, wszystko wygląda dobrze. Kosteczki słuchowe są uszkodzone. Lekarze chcą poczekać na wynik rezonansu, a potem zrobić Igorkowi rekonstrukcję błony bębenkowej. W taj chwili w uchu jest duża dziura... Ale przecież  słuch ( a w zasadzie jego brak), błona,  kosteczki - to w tym momencie, rzecz wtórna.Najważniejsze, że w uchu nie było niczego niepokojącego.Wieczorem telefon od Magdy mamy Patryka. Pamiętacie - pisałam Wam o chłopcu, który tyle miesięcy przebywał w śpiączce - po operacji neuroblastomy, i jego niesamowitej mamie. Nigdy nie zwątpiła w swego silnego syna. Na przekór wszystkim i wszystkiemu.Patryk wybudził się i jeszcze rok temu z trudem stawiał pierwsze kroki przy użyciu balkonika...Wieczorny telefon od Magdy - Wiesz, dziś Patryk z moim bratem wybrał się na wycieczkę rowerową. Zrobili 20 km!Patryk - nasz bohater. Legenda oddziału. Największy dowód na to, że cuda się zdarzają.  Że niemożliwe jednak jest możliwe.Jeden wieczorny telefon i życie staje się piękniejsze. Nadzieja i pewnośćże wszystko będzie dobrze - POWRACA.PS.Odpowiadam na wasze pytanie - wyniki TSH Igorka są... oczywiście dobre:)