W sumie nie wiem od czego mam zacząć... Tego wszystkiego jest tak dużo...Ale od początku... Moja choroba zaczęła się gdy miałam "prawie" osiemnaście lat (brakowało raptem dwa miesiące). Wszystko zostało wykryte przypadkowo, miały być usuwane torbiele z jajników a zauważyli olbrzymi guz na wątrobie... Kilka dni dodatkowych badań i na stół operacyjny (usunięto mi wtedy lewy płat wątroby wraz z 26-centymetrowym guzem, otoczkę trzustki, węzły chłonne, woreczek żółciowy i lewy jajnik). Leżam miesiąc w szpitalu ale nie wiedziałam, że jestem chora... Nikt mi nic nie powiedział... Dopiero jak trafiłam do onkologa to świat mi się zawalił...Zaczęły się chemie, najpierw w tabletkach ale niestety organizm je odrzucił a potem w kroplówkach i efekt był ten sam...Zero poprawy...Kolejny szpital i CUDOWNY lekarz który zawsze ma dla mnie czas... Zaproponował mi termoablację, która na jakiś czas "uciszyła" moje guzy... Ale niestety nie na długo... Poszedł przerzut na nerkę... Wyłuskali mi guzy i już miało być ok... Tyle że mój stan zdrowia się pogarszał... Wyniki krwi były beznadziejne no i znowu następny szpital...Pierwsza wizyta u lekarza i już sie załamałam... Powiedział, że gdybym była starsza to on by zakończył leczenie... Masakra... Ale znowu dał chemię, która nic nie pomogła...Teraz dwa miesiące temu dowiedziałam się o kolejnych przerzutach, na płuco i na tą samą nerkę... Czekam aż lekarz zdecyduje co z płucem bo niestety do operacji sie nie klasyfikuje i potem operacja nerki...No i to by było na tyle... Tak w skrócie... A za dwa miesiące urodzinki;) 21:)