Bardzo dawno temu, w odległej galaktyce....Nie może inaczej - miałem wówczas 5-6 lat, bawiąc się w przedszkolu spadłem z huśtawki... Jakie te huśtawki 30 lat temu były, nie muszę chyba mówić, dość że spadłem, a wychodząc z pod niej dostałem siedzeniem w głowę. Cios nie był chyba aż tak silny skoro udało mi się wyczołgać. Były do godziny późnopopołudniowe, kiedy rodzice odbierają swoje pociechy. Traf chciał że tego dnia odbierał mnie kolega ojca - miał w tym porzedszkolu również swoją córkę - który na dobitkę był chirurgiem... Do tej chwili nikt nie zauważył mojego "bliskiego" kontaktu z huśtawką, mimo że biały berecik, który wtedy miałem, już zupełnie zmienił kolor. Odbierając nas z przedczkola dr Piotr (bo tak miał na imię), pojechał nigdzie indziej jak wprost na pogotowie. Pamiętam to jak dziś: szok, którym był pobyt w budynku pogotowia znieczulił mnie tak bardzo że nawet nie czułem jak byłem szyty. Czarna nitka, kilka szwów, brak uszkodzeń czaszki... Nic nie zwiastowało późniejszych, burzliwych zmian.