...Niech ktoś mi powie, że ją ma, to strzelę w łeb. Gdybym powiedziała mojej babci, że mam depresję, pewnie nie wiedziałaby o co chodzi, bo kiedyś takich "chorób" nie było. Można było powiedzieć, że ktoś ma zły nastrój albo ciężki okres, albo nie ogarnia ostatnio ale czy od razu szli z tego powodu do lekarza? Teraz jak nie chce się komuś wychodzić z domu, żeby iść do pracy/na uczelnię, nie ma ciągle nastroju albo coś się zjeb** w życiu, to szuka się jakiegoś usprawiedliwienia. Więc idziesz do lekarza, który po paru obczajkach Twojej osoby stwierdzi, że masz depresję! I lekarz shrink zamiast powiedzieć wprost, że jesteś chwilowo nieogarnięty życiowo, spytać się, czy jest ktoś, kto mógłby Ci pomóc, to zapisze Ci jakieś durne psychotropy, po której będziesz spał dłużej niż zwykle i chodził zamulony. Nie wiem czy te leki komukolwiek pomagają, bo jak lek może poprawić humor? (Narkotyki owszem z tego co słyszałam;) Albo wpłynąć na czyjąś psychikę? One chyba tylko uspokajają. A przemysł farmaceutyczny robi kolejne kokosy na ludziach wierzących w cudowne działanie medykamentów, ah cud placebo. Po prostu ogarnąć się, znaleźć troszkę mocy i nie szukać wymówek głupią depresją, bo to bez kitu więcej zaszkodzi niż pomoże.
Naprawdę jeśli nie mieszkasz w kraju trzeciego świata, nie spalili Ci domu i nie pozabijali całej rodziny, "depresji" mieć nie możesz! Rozumiem kobietę, która leżała obok mnie w szpitalu, miała 3nowotwory z rzędu i niewidomą córką, którą nie mogła się zająć, bo lata od jednego szpitala do drugiego. Ona może, ma powód, bo to niesprawiedliwie tyle nieszczęść na jedną osobę. A jak nie chce Ci się wychodzić z wyra przez tydzień powiedzmy, to masz lenia i tyle.