Do Marty pokoju dostawiono jedno łóżko, przyjechał nowy pacjent, mały  chłopczyk. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt,że Tato, który z nim był  przy łóżku włączył telewizor na maksa , który ryczał do północy i choć  dzieci nafaszerowane lekarstwami zupełnie nie zwracały na to  uwagi...otumanione zasypiały już po 19 tej, ja zupełnie sobie z tym nie  radziłam :(((To nie jest takie proste w kraju,gdzie wszyscy są  przyzwyczajeni do totalnej wolności , próbować uczyć kogoś taktu :(((.  Zresztą pomyślałam sobie,że może to są jego  pierwsze dni oswajania się z  dziecka chorobą....:((((...może tak jak ja, przed ledwo trzema  miesiącami , próbuje zagłuszać swój wewnętrzny ból.....nałożyłam  słuchawki, włączyłam laptopa i tak próbowałam zasnąć. Rano zdecydowałam  zamienić się z Przemkiem na jeden-dwa dni. Zawsze to jednak dwóch  mężczyzn i będzie łatwiej o  nie nadwyrężanie granic  prywatności....niech to tak ujmę.
Kiedy wyszłam ze szpitala z  kluczykami w dłoni i złapałam głębszy oddech, zorientowałam się,że jest  WIOSNA!!!Pachniało świeżym powietrzem, liście powoli zieleniły się na  drzewach a jadąc samochodem do domu podziwiałam szpalery żonkili na  drogach..... Przegapiłam kompletnie moment kiedy odeszła  zima...skostniała do tej pory  w środku , próbowałam odtajać. Rutyna w  szpitalu, codzienne ćwiczenia, uśmiech Marty i lekka ,dzięki tym  sytuacjom, stabilizacja , pozwalały mi dostrzec wiosnę...Przez pół  godziny jazdy do domu myślałam o tym,że oprócz nadejścia wiosny  przegapiłam dużo więcej, choć starałam się nie......Wiedziałam już,jak  wykorzystam czas w domu. Ten jeden dzień postanowiłam poświęcić  całkowicie Wojtkowi, który tak dzielnie i bez słowa skargi znosił  wieczną rozłąkę  i brak atencji dla niego samego. A przecież to taki  ważny czas...właśnie kończył szkołę podstawową, egzaminy do gimnazjum,  spotkanie z dyrekcją w nowej szkole....to wszystko robiliśmy w biegu,  jakby z automatu, a przecież jeszcze tak niedawno celebrowaliśmy każdy  jego ważny dzień...
 np.kiedy nie miał jeszcze kolegów, bo nie  umiał angielskiego postanowił nauczyć się tańczyć  hip-hop....taaa...akurat po kilku tygodniach organizowany był lokalny  turniej, na który Wojtek bez żadnego strachu zapisał się ....:)))
a potem wszyscy puchliśmy z dumy....albo konkurs artystyczny w szkole i jego medale :))
...wszystkie mecze i bramki, które obronił były nieraz tematem nr. 1 w domu ...A  ostatnio nawet nie zdążyłam porozmawiać z nim o jego przyszłym ,  kompletnie nowym życiu. Nowa szkoła, nowi koledzy, nauczyciele,  przedmioty.....Boże, przecież to taki ważny czas.......
Wpadłam do  domu, przytuliłam go z całych sił...niby jak dotąd , a jednak z nowym  spojrzeniem, nową , świeższą uwagą...za krótkie rękawy w kurtce, za  krótkie nogawki w spodniach.....Jezu, czemu on nic nie mówi? Dlaczego  nie upomina się o kupno nowych? Uśmiecha się, rozmawiamy o  kolegach.....jak on wydoroślał....Boże, to taki wiek, czy te kilka  miesięcy traumy rodzinnej zdołało go tak zmienić?? Wmawiałam sobie po  cichu,że wchodzi w okres "bycia nastolatkiem".....tak.....
"Zbieraj  się Kochanie , jedziemy kupić nowa kurtkę , spodnie a potem na lody i  do kina.....że co???Masz wolne w szkole??a z jakiej to  okazji???co???!!!!!ŚWIĘTA??!!!!za kilka dni WIELKANOC????"....wiedziałam  ,że o czymś zapomniałam przy okazji tych listków i  żonkili...święta....no dobrze, mamy dwa dni mojej bytności w domu,  wykorzystajmy to na maksa...
Najpierw zakupy i obiecane lody...
Zdjęcia zrobiliśmy sobie na przemian :)) potem ustrajanie domu.....Zadzwonił Przemek, dali Marcie przepustkę...znowu będzie z nami dwa dni w domku....super, i ona poczuje wiosnę.