Zostałam jak rażona piorunem w centralny dzień tygodnia, wracając z zastrzyku.Pomyślałam, że muszę to zrobić.Pojechałam spojrzeć w oczy kobiecie, która mnie urodziła - do mojej matki.Była zaskoczona.Była przerażona.Pojechałam ją uświadomić.Na jakim etapie życia jestem i jak to się może skończyć.Uznałam, że powinna wiedzieć, ostatecznie to nie grypa.Był taki ułamek sekundy, że rozmawiałyśmy dosłownie o jakichś drobiazgach.Lekko, niezobowiązująco.Poczułam się .. jak u matki z wizytą, rozumiecie?...Gdyby tak udało się wymazać z pamięci dawne wydarzenia...Mamo!Nie, nie będę przyjeżdżać na niedzielne obiadki, dzwonić, przyjeżdżać...nie !Będę tylko myśleć o tym, jak dobrze by było, gdyby tak było.Będę marzyć, że jest między nami gładko i przyjemnie.Tyle lat żyję marzeniami spoglądając z zazdrością na inne córki - matki.Że nie będę w stanie już nic naprawiać.Nie żałuję, że pojechałam do Ciebie.Przez chwilę nie byłam sierotą.*A tymczasem...za dużo chodząc - za dużo odpoczywam.Muszę zwolnić tempo poznawania na nowo wiosny :) Leżę do znudzenia i pozdrawiam Was z ożywieniem i książką w ręce! Dziś na tapecie "Gra o tron".Zanurzam się w świecie fantastycznej fantazji!<3