Z jednej strony się ucieszyłam, że jestem w "swoim" szpitalu.Takim, gdzie prawie wszyscy Cię znają i witają z uśmiechem lub machając łapką, tudzież klepiąc po ramieniu z tajemnym szeptem : będziedobrze!Znajome twarze, lekarze, pielęgniarki, rozkład dnia.Tylko towarzystwo zawsze wymienne.A i ze mną zawsze niezmiennie, od 2,5 roku ciągle ten samsrak.Nieprzewidywalny, niebezpieczny i inteligentny (trzeba doceniać IQ wroga).(Mam nadzieję...nieodpornego na leczenie)Spod półprzymkniętych oczu widzę swoje zwisające z łóżka ręce.Prostuje palce, liczę, tak dla porządku, jest pięć.Nadstawiam ucha, słyszę dźwięk telefonu na korytarzu i szybkie kroki w stronę mojego pokoju.Tak. Pani Magda na naświetlania.Jest 6 rano.Nic to, na wczasach przecież nie jestem.Zbiegam prędko szczęśliwa, że będę mieć dziś z głowy.O tak. Jeszcze nie wiem, że wybitnie dziś będzie z głowy.Wracam do siebie i wprowadzam plan w życie.Umyję włosy.Przerywam w trakcie, gdyż coś mnie zemdliło.Zdarza się.. (dobrze, że nic jeszcze nie jadłam).Potem zometka. Uf, poleżę w spokoju, może się zdrzemnę?Nie.Znów rzyg.Trudno było dostać się do łazienki ze stojakiem z kroplówką, bałam się , że nie zdążę, ze strachu się spociłam. Niepotrzebnie. Zdążyłam. Elegancko. Umyłam twarz jedną ręką, prychając na swoje odbicie w lustrze. Nie po raz ostatni tego dnia.Osłabłam.Zrozumiałam, dlaczego ciężko chorzy ludzie w szpitalu leżą bladzi w łóżku.Zaliczyłam się przez chwilę do nich.Z twarzy nie przypominałam nikogo.Kroplówki na wzmocnienie, przerażony lekarz, może przerwa w naświetlaniach?Jedzenie nietknięte, woda jedynym ratunkiem, telefony nieodebrane, nie mogę się ogarnąć.O mało nie zrezygnowałam.Jednak nie mogłam. Uznałam, że przeżyję, tylko zęby zacisnę bardziej.Ignorując dochodzące do tego bóle kręgosłupa , w oparach słabości - zeszłam ostatniego dnia po ostatnią wtedy dawkę promieni. Bo właśnie wtedy jechałam do domu. I tylko to było ważne. "Odrobić lekcje" , nie dać się i wstać próbując nie zgrzytać zębami. Moja wędrówka po tej ścieżce nie mogła iść na darmo.Nie po to mnie tak sponiewierało przez te kilka durnych dni.Dni, które tak znajomo wyglądały, "beztrosko" przypominając czasy chemioterapii.Dni, w czasie których najmniejszy wysiłek pójścia do toalety był moim największym wyczynem. Dni, które tak prędko chcę wymazać z pamięci i nigdy do nich nie wracać. Choć słaba, powiem ci sraku z pogardliwym uśmiechem -nie myśl, że ta runda jest twoja!Straciłam siły, ale nie straciłam jeszcze ducha.Bój się i po prostus*******j!*Dziękuję moim Aniołom Stróżom - Kindze, Joasi za opiekę, Agnieszce i Piotrowi za wsparcie, Agnieszce i  Robertowi Kudelskim za pokrzepiającą wizytę wraz z Esterą. Wasza Moc jest ze mną <3 dziękuję!I Wam, mili czytacze dziękuję za każdego maila, smsa, ciepłą myśl.Niezwykle to ważne dla mnie.Bez Was byłoby trudniej.