Jak już pisałam wcześniej - kilka dni temu rozchorowałam się i próbowałam sama się leczyć. Uczono mnie, aby zawsze przez trzy dni dać szansę organizmowi na samodzielną obronę. Niestety po trzech dniach leczenia naturalnymi antybiotykami nie było zbytnio poprawy. Udałam się zatem do apteki. Pani zaproponowała mi cudowne syropki, które – zgodnie z reklamą – miały mnie szybciutko postawić na nogi. Ba! Po niektórych lekach miałam nawet zacząć latać na spadochronie lub tańczyć w balecie, ale wolałam nie ryzykować zostania primabaleriną:) 

Zaczęłam czytać skład magicznych syropków. Na pierwszym miejscu cukier lub sacharoza albo sacharyna. Podobno cukier krzepi – ale ja podziękuję. Troszkę lipy, troszkę czarnego bzu, w innym syropie ciutka malin, w kolejnym aronia. Za to w każdym „leku” nie brakowało gumy ksantanowej, metylu parahydroksybenzoesanu, propylu parahydroksybenzoesanu, glicerolu – różnych składników konserwujących m.in. kosmetyki, szampony do włosów oraz służących do produkcji materiałów wybuchowych.  Przyznam szczerze, że od takiej ilości chemii sama o mało nie stałam się materiałem wybuchowym:).

Kupiłam tylko suszone kwiaty lipy i uciekłam z apteki, a wracając obmyślałam kolejny plan walki z zatkanym nosem. Wstąpiłam do warzywniaka i dostałam od koleżanki sok z kapusty kiszonej – taki prawdziwy, z beczki. Sama czysta witamina C. W domu miałam jeszcze zapasy imbiru, cebuli i czosnku. Uzbrojona rozpoczęłam kolejne działania. 

Tego dnia na naszym stole wylądowała tarta. Gorąca i pachnąca. Nawet nie pamiętam jakich warzyw dodałam do niej – na pewno było dużo cebuli i czosnku. Czytałam, że surowy czosnek, cebula i imbir mają mocniejsze działanie, dlatego chciałam zjeść ich jak najwięcej w tej postaci. Stąd zrodził się pomysł na królową dnia. 

Do przygotowania królewskiej sałatki potrzebowałam:

  • połowę główki sałaty,
  • ogórka zielonego pokrojonego w plastry,
  • opakowanie sera białego typu włoskiego,
  • mała cukinia pokrojona w plastry i podsmażona na patelni grillowej. 

Do przygotowania sosu do sałatki potrzebujemy:

  • 100 ml oliwy,
  • sok z połowy cytryny,
  • łyżka musztardy (najlepiej francuskiej, bo gorczyca fajnie chrupie w zębach),
  • płaska łyżka miodu (lub syropu klonowego),
  • starty ząbek czosnku oraz starty świeży imbir (około 2 cm),
  • bardzo drobno posiekanej czerwonej cebuli,
  • bardzo drobno posiekanej połowy czerwonej papryki. 

Wszystkie składniki sosu mieszamy dokładnie. Dodajemy sól i pieprz.

Na talerzu rozkładamy sałatę i plastry ogórka. Całość polewamy niewielką ilością sosu. Następnie kładziemy plastry sera i plasterki cukinii. Ponownie polewamy sosem.

Nie ukrywam, że po takiej sałatce – a właściwie sosie – miałam łzy w oczach, ponieważ tak paliło mnie gardło a w żołądku czułam lekki ogień. Taką sałatkę jadłam przez dwa dni – nie żałowałam sobie sosu:). 

Stan zapalny minął a ja w końcu mogłam zasnąć z odetkanym nosem.

Nala123