Ostatnie odpowiedzi na forum
A stawianie trudnego chorego do pionu nie jest łatwe.. zdecydowanie nie. Wiem to z perspektywy czasu. I gdy ktoś na początku choroby Mamy mówił mi, że mam swoje życie, swoje obowiązki, a Mama da sobie radę... coś mnie strzelało. Bo niby jak? Dojazdy autobusem 50 km... Tata bez nogi, bez możliwości prowadzenia auta.
Każda chora ma inną psychikę. Ot tyle... I najbliżsi tak samo.
Doskonale rozumiem te córki, które jeżdżą na chemię razem z Rodzicem. Sama tak robiłam.
Co do kontroli co 3 miesiące - dla mnie to żadna strata czasu. Mam własną działalność, mam elastyczny czas pracy. I tak bym siedziała i zastanawiała się, jak wyniki, co powiedział lekarz. A tak... jesteśmy w tym razem. Bo tak chcemy, czujemy.
Nana... pisałam o przymrużeniu oka. Nie wiem, co by się stało, gdyby... I gdybanie nie leży w mojej naturze. Stało się i już.
A co do słowa poświęcenie. Gotowość do ponoszenia wyrzeczeń nie jest dla nas czymś pejoratywnym. Słowo poświęcenie ani mnie, ani mojej Mamie nie kojarzy się z czymś złym. Często sama mówi, że docenia moje zaangażowanie, poświęcenie... tak jak ja Jej , gdy nosiła mnie pod sercem i opiekowała się przez całe życie. Żadna z nas o nic nie ma pretensji, ani o stracone zdrowie, ani o stracony czas, pieniądze, czy cokolwiek innego.
Nana, tak z przymrużeniem oka... Moja Mama pierwszy raz poszła na kontrolę sama w styczniu. Głównie dlatego, że w grudniu już miała badany marker i nie było sensu jazdy. I co?? Złamała prawą rękę w nadgarstku :-D pod budynkiem onkologii... Ciesząc się z dobrych wyników krwi ;-)
Każda ma inną psychikę. Ja nie mam pretensji do Mamy, że oparła się o moje ramiona. Wprost przeciwnie, cieszę się, że mogłam pomóc. W tej chorobie trzeba czasami odpocząć... Poza tym każda startuje inaczej. Inne rozpoznanie, inne problemy po operacji. Znam też przypadki Siłaczek, które wszystko brały na swoje barki, a kiedy trafiały do hospicjum rodzina była w ogromnym szoku. Przecież było tak dobrze...
Moja Mama powtarza jak Nana. Mogła pozyć sobie w spokoju na emeryturze. Nacieszyć się wnukami. Przyszła choroba. A z drugiej strony, 62 lata przeżyła. Dzieci odchowane. Wnuki są. Jakiś kawałek życia za Nią.
Basik, trzeba przez to przejść, by zrozumieć.
W 3M też pogoda bez szału. Kwiecień plecień ;)
I co ważne... rozmawiajcie z psychologiem. Ja miałam 3 spotkania w ramach hospicjum Mamy i usłyszałam jedno - za dużo z siebie dajesz. Na spokojnie, Mama da sobie radę.
Doszło do tego, że... balam się wyjechać z Mężem na wakacje bez Mamy. W skrajności w skrajność
Drogie córki chorych na raka jajnika Mam... z własnego doświadczenia powiem jedno, pierwsze 2 lata są ciężkie. Choroba Mamy zmienia wszystko! U mnie pierwszy rok to była trauma. Moja Matula jest dosyć ciężką osobą, ze słabą psychiką, zdolnością do wyolbrzymiania pewnych słów. Tatę mam inwalidę, więc... ale można to przeżyć :) Nic tak nie cieszy, jak dobre wyniki, zdecydowanie nic. Życie się zmienia, ale z czasem sytuacja się stabilizuje, poznajemy zasady funkcjonowania na onkologii, radzimy sobie ze skutkami ubocznymi chemii. Rozmawiamy z innymi chorymi i poznajemy, że w tej chorobie można przeżyć kilka, kilkanaście lat. Moja Mama zachorowała, jak miałam 26 lat. Plany na skończenie 2 fakultetu, plany na dziecko. Wszystko się spierd... nie ma się co oszukiwać. Jak słyszy się, że kochana osoba pożyje pół roku, rzuca się wszystko w cholerę. Studia, praca, wszystko może poczekać. Byle się sobą nacieszyć, nagromadzić w sercu jeszcze całą masę pięknych wspomnień. Nigdy tak blisko z sobą nie byłyśmy jak podczas choroby. Nigdy tak często nie mówiłyśmy, że się kochamy, że jesteśmy z siebie dumne. Nie oddałabym tych 2 lat za żadne pieniądze, za żadne tytuły naukowe. Nie wydaje mi się, żebym poświęciła aż tak wiele. Patrząc na to, jak bardzo zmieniła się mi optyka, było warto.
Po pewnym czasie trzeba zacząć żyć swoim życiem, żeby nie zwariować. Choroba chorobą, ale...i chory chce żyć normalnie. Mieć swoje spotkania ze znajomymi, swoje plany, swoje marzenia. Trzeba nieco odciąć pępowinę. Nadal jestem w gotowości, jeżdżę na każdą kontrolę, ale... od 2 lat mieszkamy oddzielnie. Po kilku potyczkach z rodzeństwem, Lena wcale nie jest tak różowo mieć braci :D, którzy twierdzili, że "obłowiliśmy się" na chorobie Mamy, rzuciliśmy się w swoje życie. Do opieki przez te pierwsze 2 lata nie było żadnego chętnego. Przez 9 miesięcy mieszkaliśmy z moimi Rodzicami na 1 pokoju... 15 metrów, Rodzice, ja, Mąż, kot i pies. Mieszkanie miało aż metrów 40 :D Strasznie się docieraliśmy. Jak to wspominamy, to każdy z nas ma łzy w oczach. Ile się wtedy przeszło. Bracia opiekować się nie chcieli... za to środki finansowe jak najbardziej ;) tak to czasem jest... po tym wszystkim, rzuciliśmy - zostawiamy nasze mieszkanie w rozliczeniu dla któregokolwiek z nich - 4 wielkie pokoje, wyjeżdżamy do 3M, macie 2 lata na zmianę życia, wprowadzenie się, a jak nie chcecie, to kończymy dyskusję na temat życia jak pączek w maśle z rodzicami w mieszkaniu. Żaden się nie skusił. Jeden brat w UK, bo przecież dobrze zarabiają. A drugi? :D Mieszkając 40 km od Rodziców, zagląda raz na 3-4 miesiące. Także Rodzeństwo... pierwsze do krytykowania, ostatnie do pomocy.
Aniu, nie myśl, tylko działajcie z Mężem!! Czas na bobasa najwyższy. Ja też zwlekałam, bo...bałam się jak to będzie ciąża i taka choroba. Jak tu zajść w ciążę, gdy ma się chorą bliską osobę?? Życie pisze różne scenariusze... Moja bratowa pożegnała swoją Mamę w 7 miesiącu ciąży, niespodziewanie przyszła wznowa, a wraz z nią cukrzyca ciężka do opanowania, ale M. zdążyła w tym czasie nakupować ubranek, nacieszyć się rosnącym brzuszkiem córki, oczekując pierwszego wnuka. Nie da się przewidzieć życia... Sama jestem w 8 miesiącu ciąży i w wnuczek mobilizuje babcię do mniejszej ilości narzekania, większej samodzielności i nie aż takiego użalania się nad sobą. (A to mojej Mamie super wychodzi, pomimo spokoju od 4 lat... umiera mi średnio raz w miesiącu... jak dowiedziała się o ciąży, co powiedziała?? Dziecko, ja nie dożyję do czerwca...)
Rukola, może zwyrodnienia?? ale to nie musi być nic zwiazanego z chemią ;) ja mam 32 lata i takie zwyrodnienie kręgów szyjnych, że głowa mała