Kurcze, trudno coś doradzić. POJECHAĆ NIE ZASZKODZI. Może znajdzie się jakiś kompromis i choć trochę ulżą mamie
Chciałam Was jeszcze prosić o radę.
Mama ma obrzęki 1-ego stopnia, które podobno są całkowicie wyleczalne, nawet w ciągu miesiąca, przez flembologow.
Jutro jedziemy więc do jednego na konsultacje. Tak się ucieszyłam! Ze w końcu! W końcu jakieś realne światełko w tunelu!
I tu pojawił się problem. Nie wiem ile w tym prawdy, ale flembolodzy leczą podobno zestawem drenaż limfatyczny+kompresy i opaski uciskowe+ jakieś mazidla + lekkie ćwiczenia.
Mama zapytała wiec dziś ordynatora na swoim oddziale o drenaż limfatyczny, powiedział ze „absolutnie nie”. Rehabilitantka onkologiczna znajomej również powiedziała, ze podczas chemioterapii nie wolno stosować drenażu.
I teraz znów nie wiem co robić.. tak się cieszyłam.. na wizytę jedziemy, ale boję się, ze nie zaproponują nic innego niz drenaże.. i co wtedy?
Z chemii wiadomo nie zrezygnujemy, bo skoro lekarze chcą ją podawać, to znaczy, ze widza jeszcze nadzieje, wiec musimy im ufać. Ale ja się tak boje tych obrzęków.. teraz jest pierwszy stopień - do zaleczenia! A one naprawdę dają w kość mamie, ciężko jej wchodzić po schodach.. tak się przecież nie da żyć.
I nie wiem, ufamy naszemu onkologowi od początku, zna się na rzeczy, wiec nie chce zaszkodzić mamie tymi drenażami.
Z drugiej strony boje się ze te obrzęki wykończą ja jeszcze szybciej. Teraz jest jeszcze ok, ale co jeśli będzie kolejny - 2 stopień? A potem kolejny? Doradźcie coś, błagam..
Kochane, ja wiem...
Ja nie mam wyrzutów sumienia, ze z nią nie jestem, bo jestem doskonale świadoma tego, ze mama wie jak ją kocham i uważa, ze robię aż zbyt dużo.
W tym wszystkim chodzi bardziej o mnie, ze to ja sama z siebie nie umiem funkcjonować normalnie, nie potrafię się skupić na nauce, choćbym nie wiem jak chciała, to nie potrafię, ciagle myśle o mamie, nie pod względem „uczę się a POWINNAM JEJ TERAZ POMAGAĆ”, tylko pod względem „chcę jej pomóc, i to ważniejsze niż jakieś tam egzaminy”.
Wiem, ze przez to zaniedbuje szkole i swoją przyszłość, ale to chyba ludzkie prawda? W tym momencie nie pragnę niczego bardziej niż zdrowia mamy.. inne potrzeby i obowiązki schodzą na dalszy plan, tak po prostu..
Dlatego trzeba żyć również własnym życiem żeby dać mamom poczucie tego że gdy ich niedaj Boże zabraknie nie załamiecie się i dacie radę. Trudniej chorować z poczuciem winy że być może przyjdzie opuścić dziecko które nie jest kompletnie gotowe do samodzielności, które płacze ukradkiem.. . A wierz mi mamy to wiedza... Znają swoje dzieci na wylot. Dlatego Sarnaś nie musisz być ciągle z mamą by dać jej poczucie bezpieczeństwa i miłości...
Sarnaś - fakt faktem, depresja to utrzymujący się stan obniżenia nastroju, więc skoro nie trwa zbyt długo, to zapewne jesteś zdrowa. Ale wiesz jak z chorobami psychicznymi jest - łatwo przegapić stan między "zdrowym" a "chorym", bo to podstępne choróbska, często zabijające tak samo jak nowotwory - taka moja obserwacja.
To co pisze czarownica pokrywa się z moimi obserwacjami. Moja mama jak była zdrowa nigdy mnie nie chwaliła - taki miała styl wychowania. Wiecie - "Uczysz się dla siebie, ale spróbuj przynieść 3 albo 4 to zobaczysz", nie gratulowała po konkursach ani nic. Ja szybko przestałam mówić o ocenach, ba! nawet nie informowałam mamy o np. dacie obrony czy egzaminu na doktorat. Wiecie - nie chciałam jej nerwów ale też myśli, że ją zawiodę. Jako pedagog wiem, że strategia mamy dobra nie była i pewnie gdyby nie to, że ja po prostu pasję w uczeniu się mam od urodzenia, to w pewnym momencie życia straciłabym całą wiarę w siebie, No ale mniejsza - nie o metodach wychowawczych tutaj miałam pisać :)
Chodzi mi o to, że z biegiem choroby mama trochę mi odpuszczała i zaczynała być troskliwa. Pomijając dziwne zachowania jak mówienie 24 kobiecie, ze ma ubrać szalik czy rajstopy, albo dopytywanie co jadlam, czy jadlam (codziennie! nawet jak juz umierala), to wiele czasu spędzała na opowiadaniu wszystkim wokół jaka jestem zaradna - że się uczę, pracuję, dorabiam, sprzątam, gotuję, robię zakupy, płacę rachunki, załatwiam sprawy itp. Jak to mówiła to miałam wrażenie, że ona po prostu... przekonuje samą siebie, że tak jest (choć w rzeczywistości jestem kijową panią domu :)). Żeby być spokojniejszą. I niby ciągle mówiła, ze dam sobie radę. Ale jednak mnie "zabezpieczała". Mojego faceta z tysiąc razy podobno prosiła, żeby mi pomógł. Prosiła też swojego brata o to (ten się nie spisał akurat). W dniu śmierci powiedziała mi, aby trzymała się swojej promotorki, bo to dobra kobieta jest (mimo, że się nigdy nie poznały!) i faktycznie miała rację - towarzyszyła mi w całym trudnym okresie pomagając wyjść na prostą. Po śmierci mamy okazało się również, że rozmawiała z mamą mojej przyjaciółki z budynku obok prosząc ją, żeby mi pomogła, dała jeść jakby było ciężko itp. Siedzę teraz i ryczę jak to piszę, bo naprawdę przeraża mnie to, że umierając jej głównym celem było zapewnienie mi bezpieczeństwa. Wiecie - ja matką jeszcze nie jestem, pewnie jak zostanę kiedyś to zrozumiem. Ale tak jak mówię - silne dziecko, to silna matka, faktycznie mamy potrzebują być przekonane o naszej samodzielności...
Anetko jeśli tak mogę napisać... Wielkie podziękowania za to, iż pomogłaś nam pożegnać się z mamą. Ja napiszę jeszcze że Nana nigdy nie odejdzie jest w sercach wielu ludzi u mnie też zajmuje szczególne miejsce. Myślę że Nana nawet teraz będzie tu nad nami czuwać....
Sarnaś ja patrząc z perspektywy chorej a jednocześnie mamy, powiem tylko że lęk działa w dwie strony bo strach przed brakiem samodzielności i rozpacz własnego dziecka jest równie niewyobrażalnie bolesny. Ja zdawałam sobie ciągle pytanie co to będzie jak zostawię córeczkę, jak ona sobie da radę bez mamy... MIAŁA WTEDY 2 LATKA... TERAZ MA 8.Jedno wiem napewno im szczęśliwsze, samodzielne dziecko tym szczęśliwa matka... Wiem że to trudne ale trzeba znaleźć równowagę między pomocą i życiem własnym.... Nie miej wyrzutów sumienia że np jesteś nie zawsze obecna, że jesteś z dala od domu.Dawaj mamie i sobie tyle optymizmu ile się da. Im więcej wtłoczycie w siebie radości tym łatwiej będzie Wam razem znosić trudy choroby:) Życzę Ci pokonania tej bariery powtornego strachu i wzięcia oddechu i złapania wiatru w żagle bez którego bardzo tu ciężko...
Kotka - trzymam kciuki najmocniej na świecie za kontrole!! Dacie radę, bo mamuśki to najdzielniejsze kobiety pod słońcem!
Ja dziś w końcu zobaczyłam się z mama! Założenie portu bezproblemowo - mama cieszy się, ze już nie będzie kłucia po kilka razy. Obrzęki nadal są, ale dziś zyskałam promyk nadziei, bo najprawdopodobniej są to jeszcze obrzęki 1 stopnia! Same dobre wiadomości! Do tego dawno nie slodzilam mamie tak bardzo jak dziś i udało mi się ani razu przy tym nie uronić łzy!! Co jest naprawde moim osobistym sukcesem, bo powiedzenie zwykłego „kocham Cię mamo” kończyło się łzami. Mam straszne wahania nastrojów, ale stwierdziłam a czemu nie pokazać by tu tego dobrego?? Chociaż raz! Tak wiec - małe kroczki, i wszysto będzie dobrze! Trzymam kciuki kobiety za każdą, pozwolilyscie mi się otworzyć, zaglądam tu codziennie :)
Anetko! Dziękujemy za wiadomość.. dużo to dla nas znaczy.. Twoja mam była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju.. pozostawiła po sobie bardzo wiele.. pewnie nie łatwo będzie Ci czytać, ale dzięki temu, ile mama pozostawiła, choćby tutaj, będziesz z nią blisko. Pozostawiła wielki kawałek serca dla nas i dla wszystkich kobiet, które będą przeżywać to samo. Twoja mama była, jest i zawsze będzie po prostu wielkim człowiekiem. Najszczersze kondolencje dla rodziny Nany, wielkiej wojowniczki 3.
Elbe, jeszcze raz dziękuję. 3
Pani Anetko życie po odejściu osob nam drogich będziecie już inne ale musimy zadbać by nadal bylo szczęśliwe bo tego by dla nas chcieli. Piękne wspomnienia sprawią że nadal będą z nami tak jak twoja Mama. Życzę siły i zdrowia .
Dzień dobry,
Dziękuję serdecznie za zaangażowanie w uczczenie pamięci mojej mamy.Mama dostałą od Was piękny wieniec. Dzisiaj odbył się pogrzeb. Uroczystość była piękna i wzruszająca. Było chyba całe grono pedagogiczne ze szkoły w której mama pracowała. Poczet sztandarowy i niezwykle wzruszające przemówienia. Pani dyrektor została poproszona przeze mnie o dodanie do swojego przemówienia paru słów o działalności mojej mamy w grupach wsparcia. Pięknie się to skomponowało z charakterystyką mamy jako nauczyciela z krwi i kości, osoby której mimo własnego cierpienia udało się wspierać innych i dzielić z innymi swoją wiedzą i doświadczeniem. Chyba wszyscy w tym momencie płakali.
Jeśli możecie być z nami modlitwą i myślami to msza za mamę odbędzie się w niedzielę o godzinie 10 :00
Po dziewięciu dniach w naszej tradycji dusza opuszcza ten nasz ziemski padół.
Jak minie trochę czasu planuję wrócić do wpisów mamy tu na forum, ale na razie jest to dla mnie zbyt bolesne.
Jestem z Wami całym sercem. Część z Was wie, że również przeszłam raka i żyję dzięki temu, że mama zachorowała, przebadałam się i byłam pod opieką poradni genetycznej. Dzięki temu stosunkowo wcześnie u mnie wykryto niechcianego pasażera. Trzymajcie się ciepło.
Pozdrawiam Aneta