Tematy
Dzisiaj o 10:35 odeszła moja najukochańsza babunia, która od grudnia walczyła z rakiem płuc, przeszła chemioterapię i naświetlenie. Po chemioterapi czuła sie nawet dobrze, dlatego mieliśmy nadzieję, że wyjdzie z tego. Po naświetleniach poczuła sie gorzej, ale tłumaczyliśmy sobie, że to normalne i z czasem się jej polepszy. Wczoraj wieczorem zabrało ją pogotowie, a jeszcze rano gdy wychodziłam do pracy myślałam, że osłabienie, które było widoczne to takie chwilowe. Dziś od 6 już siedzieliśmy przy jej łóżku, ciągle się modlilam, bo wierzyłam w cud, naprawdę miałam nadzieję, że wstanie i wróci z nami do domu, choć lekarze mówili, że to koniec. Nawet nie chcieli zabrać ją wczoraj do szpitala, bo mówili, żeby lepiej umarła w domu. Ale ja myślalam, że jak pojedzie do szpitala, to jeszcze z niego wyjdzie na swoich siłach. Chyba nadal do mnie nie dociera, że już nie będę miała okazji z nią porozmawiać, dać jej buziaczka na dobranoc, zrobić kanapkę, czy zapytac sie jak sie czuje. Bardzo się z Nią zżyłam. Błagałam Boga o ten Cud, ale ja wiem, że On ma swój plan, widocznie tak musiało być, podziękowałam Mu jedynie, że Babunia umarła przy nas, jak trzymaliliśmy ją za rękę, i że zdążyła przyjąć eucharystię :((( Tak bardzo z a Nią tęsknie :((