Ostatnie odpowiedzi na forum
Agatka80 - najważniejsze, że lekarze podejmą się radykalnej operacji, bo to daje szanse na całkowite usunięcie raka. Operacja faktycznie baaardzo długa, ale może nie będzie aż tak źle? Wiem, że przeciętnie usuwanie pęcherza trwa 6-8 godzin, ale u mojego taty chirurdzy uporali sie w 4,5. Więc może przy tak dużym zespole operacyjnym i u Twojej mamy uda sie zrobić to w krótszym czasie.
spartunia - trzymaj się i przede wszystkim podtrzymuj na duchu tatę. Będzie dobrze!!! Mój tata ma za sobą podobną historię, z tym, że chemie dostał dopiero po usunięciu pęcherza, bo były zmiany w usunietym węźle. Teraz jest już ponad rok po operacji. Szczerze go podziwiam, bo postawił się "gadzinie" i nie daje się.
moni12- pilnuj męża, żeby nie robił więcej głupot i nie zaniedbywał leczenia, i tak jak pisał heniek - szczególnie, że g2 to już poważna sprawa - do onkologa i niech on decyduje o sposobie leczenia
heniek, ja również czekam na wieści z zus, też podpowiem tacie, że powinien się starać o dodatek
Heniu, tak pięknie napisałeś o swoich relacjach z żoną... Masz rację, to bardzo zbliża. Ja się tylko martwię, co będzie w przypadku "awarii", gdy mamy nie będzie w pobliżu, dlatego chciałabym tatę sprowokować do większej samodzielności.
monia123, mój tata też po operacji i późniejszej chemii miał badania po dłuższym odstępie czasu - jakoś tak 4 miesiące po ostatniej chemii. Nie robił w tym czasie dodatkowych badań. Teraz, ponieważ jest pod opieką 2 onkologów (chirurga i chemioterapeuty) wizyty kontrolne (na przemian) wypadają co 3 miesiące - i wtedy w zależności co zaleci lekarz - USG, badania krwi i zawsze RTG płuc, TK
Heńku, rodzynku Ty nasz męski :) Wybacz mi bardzo może intymne i delikatne pytanie - jak sobie radzisz z "samoobsługą" worków? Pytam, bo mój tata - pod każdym innym względem świetnie radzący sobie z choroba i całą sytuacją - w tej kwestii jest oporny. Czyli traktuje mamę jak prywatną pielęgniarkę stomijną ;) To na pewno bardzo wygodne (dla taty), ale chyba zaczyna mamę trochę "uwierać", a ja nie wiem jak go podejść i zmusić do większej samodzielności.
Agatko80, tak jak piszą wszyscy - NIE MA TAKIEJ OPCJI ŻEBY TWOJA MAMA NIE PODDAŁA SIĘ OPERACJI!!! Tak jak pisałam już wcześniej, mój tata jest ponad rok po operacji usunięcia pęcherza. Nie wiem jak bardzo się bał tego zabiegu - był dzielny albo udawał, bo na pewno zdawał sobie sprawę, że to bardzo poważna operacja, tym bardziej w jego wieku bo jest już po 70-ce, a do tego problemy z nadciśnieniem. Tak jak pisze tatinka - ryzyko jest zawsze, przy każdej operacji i nie tylko. W końcu na drogach codziennie ktoś ginie, ale jakoś wsiadając do samochodu raczej nie myślimy czy z niego jeszcze wysiądziemy.
Operacja jest faktycznie długa (choć nie zawsze aż tak - u mojego ojca 4,5 godziny), a potem powolne wybudzanie i doba na sali pooperacyjnej - na ogół pod wpływem środków przeciwbólowych, więc niezbyt świadomie. Tata mówi, że niewiele z tej doby pamięta ;) Potem też nie jest łatwo, bo cięcie rozległe, worki, rurki itp., ale jak byłam u taty w drugiej dobie po operacji to już wstał z łóżka, bo przecież trzeba się ogolić ;)
A potem powoli, powoli wszystko wraca do normy i naprawdę można NORMALNIE żyć z tym, czyli z workami, a raczej trzeba myśleć, że w końcu żyje się bez tego - czyli bez raka!!! No i najważniejsze - ŻYJE SIĘ. Mama mojej znajomej, też "z workiem" mawiała ponoć nawet, że ma to swoje plusy - teraz może "sikać" na stojąco, jak facet :)) I to jest właściwe podejście!!! Nie dać się, mieć do tego dystans i przegnać raczysko.
tatinko, operacja jest przede wszystkim szansą na życie!!! a "normalność" po niej jest jak najbardziej możliwa :)) mój tata prowadzi zupełnie normalne życie aktywnego emeryta - chodzi na spacery, uprawia ogródek, prowadzi samochód, spotyka się ze znajomymi, rodziną, a przede wszystkim cieszy się życiem. tak naprawdę, to widzę, że inne dolegliwości (jest już po 70-ce, więc każdemu w tym wieku coś dolega) są dla niego bardziej dokuczliwe niż stomia ;)
witajcie - chociaż to mój pierwszy wpis to wcale nie czuję się tu "nowa", bo to forum towarzyszyło mi od dawna - ponad półtora roku, odkąd zachorował mój ojciec. Czytałam i nabierałam nadziei, że będzie dobrze, że można sobie poradzić i że trzeba walczyć. Teraz, kiedy tata jest już ponad rok po operacji usunięcia pęcherza ( a potem jeszcze po chemioterapii, bo były przerzuty w jednym węźle), czuję, że muszę zwrócić dług i powiedzieć, choćby córce i tatince - BĘDZIE DOBRZE! Córka - mój tata też był operowany w CO w Bydgoszczy i nadal jest pod ich opieką - doskonałą. Trzymam kciuki!