Ostatnie odpowiedzi na forum
do ona25: czytam trochę o genetyce i stąd ta moja skromna wiedza i zainteresowanie profilaktyką. Na pewno słyszała Pani o testach genetycznych przeprowadzanych u osób będących w grupie zwiększonego ryzyka. Mam nadzieję, że moje dzieci będą mogły wykonać takie testy zanim zachorują i odpowiednio wcześnie będzie można podjąć leczenie,zanim choroba się rozpędzi. Nie jestem genetykiem i nie mam aż tak fachowej wiedzy, ale wydaje mi się to świetnym pomysłem, zwłaszcza, że wiele osób bankuje DNA swoich zmarłych chorujących na poważną chorobę (chyba można jakiś czas po śmierci dokonać takiego pobrania, ale przyznam, że nie wiem w jaki sposób, wymaz? krew?). Może znajdzie się na forum jakiś genetyk, który będzie w stanie dokładnie wyjaśnić przechowywanie materiału genetycznego...
Witam wszystkich,
życie z nowotworem również nie jest mi obce...na szczęście nie ja chorowałam, ale mój mąż i rozumiem jak ważna jest pomoc samemu choremu ale także i jego rodzinie, a zwłaszcza dzieciom, które tracą kogoś najważniejszego w życiu.. Kilkanaście lat temu wyjechaliśmy z mężem do USA, nie było łatwo, ale po krótkim czasie nauczyliśmy się żyć w tamtym społeczeństwie, oboje pracowaliśmy, urodziłam dwójkę wspaniałych dzieci, byliśmy szczęśliwi, mieliśmy wspaniały dom i rodzinę. Mój mąż dużo pracował i nigdy nie skarżył się na jakiekolwiek dolegliwości, aż pewnego dnia rutynowe badania wykazały zmiany w płucach. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że to nic poważnego, ale niestety, kolejne szczegółowe badania potwierdziły nasze najgorsze obawy...Z chorobą walczyliśmy wszyscy, nie tylko mój mąż..Cała rodzina wspierała go w walce, ale nie tylko ona. Wielu znajomych i pacjentów ze szpitala wspierało nas w trudach, poza nimi również organizacje i stowarzyszenia, co jest bardzo ważne, dlatego, że zatrudniają wielu fachowców i ludzi, którzy na prawdę potrafią pomóc, potrafią rozmawiać nie tylko z chorym, ale także z rodziną. Mieszkając w Stanach i porównując sytuację mojej rodziny z Polski widzę, że niestety człowiek chory pozostaje często samotny w swoim cierpieniu, słysząc słowo "rak" od razu się poddaje nie mając znikąd pomocy. Z rakiem można wygrać, a jeśli współczesna medycyna nie jest w stanie pomóc to najważniejsza jest moim zdaniem ŚWIADOMOŚĆ, że życie jest jedno i trzeba je wykorzystać jak najlepiej. Patrząc na moje dzieci widzę w nich mojego męża i podziwiam go za to, że w tak ciężkiej chorobie nie myślał tylko o sobie, ale także o naszych dzieciach. Od lat w Stanach prowadzi się działania mające na celu zabezpieczenie rodziny chorych. Prowadzone są programy obejmujące profilaktyką osoby zagrożone chorobą i prowadząc z nimi rozmowy z udziałem psychologa i lekarza, co uważam za niezwykle pomocne, dlatego że czasami nie potrafimy sobie sami pomóc i potrzebna jest pomocna dłoń kogoś z zewnątrz. Nawiązując do działania mojego męża: zabezpieczył dzieci najlepiej jak tylko mógł, żeby nie cierpiały tak jak on, zostawił swój materiał genetyczny w specjalnej przechowalni. Teraz nie wiem, co spowodowało raka mojego męża i czy dzieci mogą również zachorować, jeśli jednak tak się stanie, będziemy mieli dodatkowe wsparcie w postaci DNA mojego męża. Mam nadzieję, że w Polsce również będą takie możliwości jak w USA.....