Ostatnie odpowiedzi na forum
Witam....i znów w najmiej oczekiwanym momencie dowiedziałam sie o przerzucie....w Łodzi gdzie sie lecze jestem okazem zdrowia...jakas wewnetrzna siła gnała mnie do Bydgoszczy na PET/CT-chciałam tylko upewnic sie ,ze wszystko jest w najlepszym porzadku....stwierdzono przerzut do śródpiersia(2008r.mastektomia -rak piersi lewej)płacz,krzyk,totalna niemoc,straszne znów walka dostaje chemie-jestem juz po 6 taxolku-jeszcze 3 cykle chemii i Bydgoszcz-w Łodzi zrobiono mi CT-klatki piersiowej jestem czysta....chemie mam podawaną co tydzień-nie zdąże dojsc do siebie a szykuje sie na kolejną....strasznie mnie poniewiera...ale skoro tak musi byc walcze z godnoscia....poprzednie starcie było łatwiejsze ....miałam bynajmniej 3 tygodznie odpoczynku moje gg 10830241
dziewczyny jestem zapewne troche starsza od Was moje macierzyństwo było dosc pózne urodziłam córke w wieku 29 lat-zachorowałam majac 36l.dzieci wiecej nie planuje ....po rozmowach z onkologami zdania na temat macierzynstwa po leczeniu onkologicznym sa podzielone.....niektorzy sa całkowicie przeciwni,a niektorzy twierdza ze dziecko daje pacjetce chec do zycia ,motywacje trzeba wierzyc a napewno osiagniemy zamierzony cel......po stwierdzeniu u mnie choroby trafiłam na lekarke ktora dawała mi 3 miesiace zycia.....ze wzgledu na zaawansowanie choroby.........od operacji mineły juz 2 lata wczesniej jeszcze miałam 5 chemii-na poczatku diagnozy przyjełam opcje ze musze zyc dla córki........mineło juz troche czasu i organizm całkowicie sie zregenerował czasami siły nadprzyrodzone,chec zycia,walka daja pozytywne rezultaty.obecnie jestem zdrowa i tak tez sie czuje....nie wolno watpic..........
-ewam-w moim przypadku było odwrotnie.........po 4 tej chemii podjechałam do szpitala aby spytac chirurga ktory miał mnie operowac o zmiane klimatu-chciałam wyjechac nad nasze moze (mieszkam w centrum Polski)lekarz nie negował mojej opcji wyjazdu...bardziej obawiał sie czy jestem swiadoma zabiegu ktory mnie czekał......Był maj a w czerwcu miała byc operacja-zabrałam córke nad morze,poniewaz wiedziałam,ze jakikolwiek wyjazd w pozniejszym terminie bedzie niemozliwy........po powrocie markery wzrosły mi dwukrotnie -onkolog chemik bez zastanowienia skierował mnie na PET do Bydgoszczy okazało sie,ze nadmiar jodu w moim organizmie spowodował nagły wzrost markerow-wykluczono przezuty odległe...odetchnełam....po konnsultacjach lekarskich stwierdzono,ze markery--przede wszystkim piersi nie sa wyznacznikiem postepujacej choroby....po opercacji(całkowita mastektomia lewej piersi)po naswietlaniach ...moge stwierdzic ,ze jestem zdrowa.....ciesze sie kazdym dniem,drobnostkami...zyje dla siebie i córki
masz racje Ewuniu człowiek niestety musi byc dla siebie lekarzem....dwa lata byłam leczona z powodu złej diagnozy.....wreszcie zrobiłam badania prywatnie...lekarze byli zdziwieni...a twierdzili,ze chorobe sobie wymysliłam,jutro ide do onkologa z prosba o scyntygrafie.....lekarze maja czasami dziwne podejscie tak jak moj onkolog twierdzac,ze smiertelnosc wg.pacjetek badajacych sie regularnie a tych ktore nie korzystaja z badan jest taka sama...i to ma byc pocieszenia dla pacjenta po przejsciach onkologicznych......nadmienie ze mam 38 lat i samotnie wychowuje corke(9l.)
Zachorowałam dwa lata temu-nowotwor złosliwy piersi-po pierwszej chemii nastapiło wstrzymanie miesiaczki,nawet sie ucieszyłam miałam wtedy 36l-moja coreczka 6l.lekarze zapewniali mnie,ze po chemiach zazwyczaj nastepuje wczesna menopauza.Zakonczyłam leczenie chemiczne-wrociła miesiaczka zdecydowanie bardziej regularna anizeli przed leczeniem....trzeba wierzyc ,ze wszystko bedzie dobrze,wiara czyni cuda...pozdrawiam-Monika
-ewam-mam pytanko jak objawiał sie u Ciebie przerzut do kosci,???od jakiegos czasu mam straszne bole w plecach,odcinek piersiowy,onkolog twierdzi,ze jest wszystko ok-wynika to niby z badan krwi,na scyntygeafie skierowania niestety nie chce dac,byłam ostatnio u neurologa,bo bol był nie do wytrzymania,stwierdził,ze moze byc to przerzut do kosci,objawy pochemiczne lub jakies zwyrodnienie kregosłupa.....podłamał mnie...pozdrawiam-Monika
Witam wszystkie panie na portalu...zachorowałam w najmniej oczekiwanym momencie....własciwie to moja intuicja skierowała mnie na prywatne badanie USG gdzie ptwierdzono moja diagnoze,lekarze natomiast przekonywali mnie ze chorobe sobie wymysliłam...zaczeła sie walka z czasem ...były chwile załamania,desperacja,walczyłam dla córeczki,która wychowywałam sama miałam wtedy 36l.(2008r)przeszłam chemioterapie 9 cykli,operacje-mastektomia,naswietlania,w tym momencie jestem zdrowa,czuje sie dobrze,walczyłam dla córki,która jest moim celem w zyciu,wygrałam mimo iz diagnozy lekarzy były rózne....najwazniejsze w tej chorobie jets pozytywne myslenie chec walki,nie wolno sie poddawac mimo czasami beznadziejnosci ,ktora nas dopada.Rok temu poznałam wspaniałego człowieka,ktory akceptuje mnie taka jaka jestem,liczy sie wnetrze a nie cycek-nigdy nie myslałam o rekonstrukcji wydaje mi sie zbedna-dodatkowy ból...ale to tylko moje spostrzezenia...pozdrawiam-Monika......