od 2018-02-08
ilość postów: 5
Witajcie. Tym razem mąż był z mamą u lekarki. Stwierdziła, że poziom płytek krwi jest podwyższony z powodu zażywania przez teściową witaminy B12 przepisanej przez jakiegoś lekarza. Zleciła brać Acard. Konsultowała się w sprawie chemii tabletkowej z jakąś swoją przełożoną (bo sama cały czas się waha i zmienia zdanie). Przełożona stwierdziła, że nie trzeba, bo by organizm osłabiła - może to z tego powodu, że teściowa ma takie sobie wyniki krwi. Ranę obejrzeli w punkcie zabiegowym, przykleili nowe plasterki i tyle. Teściowa jest z tych, co byle dalej od szpitala, więc najchętniej już by tam nie jeździła. Z rany ponoć sączy się już mniej. Pozdr.
Wyciągnęłam jednak teściową i dobrze, bo udało się nawet spotkać z lekarzem, który obejrzał ranę i przepłukał ją (wypłynęło sporo osocza). Co nie zmienia faktu, że wciąż z rany wycieka. Od wczoraj podobno z innego miejsca. No ale dowiedziałam się, że niedawno teściowa niosła jakieś ciężkie zakupy :/. A tak mówiłam, że nie wolno jej dźwigać! Mam pytanie, może wiecie, jak długo utrzymuje się wysoki poziom płytek po operacji? U niej wynosi ponad 743 tys...
Dzięki sierotka i Lukasz 93. Teściowa nie chciała dzisiaj jechać do szpitala. Twierdzi, że wydzieliny jest już mniej i jest już jaśniejsza (cokolwiek to znaczy). Zobaczy jak będzie jutro :(.
agnieszka76 napisał:
mala0602 moim zdaniem teściowa powinna się skonsultować z drugim onkologiem. Warto poznać inne opinie i dopiero wtedy podjąć decyzję czy wziąć chemię czy nie. To nieprawda, że nie jest pacjentką onkologiczną. Wystarczy diagnoza, operacja. Mama powinna cały czas być pod kontrolą onkologa. Co do innych terapii, nie wszystkie są wskazane, często zamiast pomóc to mogą zaszkodzić, lepiej nie robić niczego na własną rękę, wszystkie metody należy konsultować z onkologiem. A takie cud specyfiki jak wit B17 czy ogórek morski to po prostu wyrzucenie pieniędzy bo nie mają żadnego działania przeciwnowotworowego. Jeśli teściowej zależy na zdrowiu powinna słuchać lekarza. Oczywiście każdy sam podejmuje decyzję.Pozdrawiam.
Cześć agnieszka76. Zastanawiamy się teraz nad badaniem PET. Jest drogie, ale podobno może wykryć nawet niewielkie zmiany nowotworowe w organizmie. Pytanie z innej beczki - teściowa w czwartek miała zdejmowane ostatnie szwy. Z piątku na sobotę dość mocno pociekło jej z rany - (ponoć wcześniej miała na ranie zgrubienie, którego teraz nie ma). Od tego czasu schodzi jej co jakiś czas jakiś brązowy (?) wyciek. Pojechała dziś z moim mężem do szpitala, w którym była operowana. Lekarz dyżurny stwierdził, że to normalne po operacji na jelitach. To prawda? Teściowa jest z tych szczupłych osób, więc sądziliśmy, że wszystko jej się szybko zagoi.😞
Witajcie. Postanowiłam do Was dołączyć, bo brzydko mówiąc "siedzicie w temacie" i zapewne macie większą wiedzę ode mnie. Moja teściowa przeszła w ubiegłym miesiącu operację wycięcia guza jelita grubego. Histopatologia wykazała "gruczolakorak cewkowy jelita grubego, guz o zaawansowaniu pT3N0, o średniej dojrzałości G2 (miał wymiary 7x7x2) Nie znaleziono obrazów wrastania guza do naczyń ściany jelita, ani naciekania nowotworowego wzdłuż pasm nerwowych". Teściowa nigdy nie miała żadnych dolegliwości. Wylądowała w szpitalu z powodu anemii i tam zrobili jej masę badań, między innymi kolonoskopię i tomografię. Dodatkowo wyszły jej dodatnie MSH2 i MSH6. Lekarka onkolog kliniczna, do której została przypisana stwierdziła, że w zasadzie nie ma podstaw by ją traktować jako pacjenta onkologicznego, ale na wszelki wypadek proponuje jej chemię w tabletkach i konsultację u innego lekarza. Teściowa chemii brać nie chce, bo przeczytała, że jest szkodliwa. Woli się leczyć immunologicznie (tlenoterapia, laseroterapia etc). Czy przy takich wynikach histopatologicznych warto rezygnować z chemii na rzecz próbowania innych metod? Teściowa wspomaga się jeszcze witaminą B17 i ogórkiem morskim.
Pozdrowienia!