Nie mam już siły
Nawet nie wiem ja zacząć ten wątek.
Z rakiem mam styczność od zawsze odkąd pamiętam wątek ten przewijał się w rozmowach w domu.
4 lata temu na raka zachorowała moja córka miała wtedy 27 lat.Był to rak piersi-radykalna operacja chemioterapia ,radioterapia.Było dobrze ,do 2010 roku do stycznia wtedy zachorowałam ja,córka wtedy kończyła ostatni kurs chemii.Cały rok walczyłam dzielnie ,przeszłam operację/ rak otrzewnej / jestem po usunięciu guza ,przeszłam 12 kursów chemioterapii.Na tą chwilę u mnie jest remisja
.Dziś natomiast dowiedziałam się,że moje dziecko ma przerzuty do kręgosłupa.Nie mogę sobie dać rady z tym wszystkim.Wiem ,że tak jak 4 lata temu muszę być silna.Muszę jej w tej chwili dać niesamowite wsparcie,ale jak to zrobić?
-
jestem.
Wróciłam od onkologa i wiadomości są następujące :dziś bym dostała chemię ale w związku z moją okazuje się poważną infekcją musimy to odłożyć na tydzień.
Tak jak pisała Justynka osłabiła by mnie niesamowicie.
Marker rośnie kurczę szybko już jest ponad 60.
Ale p.doktor powiedziała abym się nie martwiła co niniejszym czynię.
Jestem totalnie uziemiona tydzień w łóżku.A podobno ma być pogoda .
Kolano boli nie mogę chodzić a rezonans dopiero 23 września ----super.
Miłego dnia Wszystkim.
-
Agasiu, jestes uziemiona...i np dobra strona tego, ze mozesz pisac tutaj i czesci i wiecej i np do mnie :) (mail podałał na ogolnym) ale itez bez przesady a by sie nie przemeczac :) Pozdrawiam
-
Tak taterniczko leżę i skaczę po forach i mam tzw.ZOK.
Jestem rozpieszczana jak co najmniej księżniczka ale doceniam doceniam nie powiem ,że nie.
-
W takim razie Agasiu powtarzam do znudzenia dbaj o siebie, abyś miała 'dobry punkt wyjścia' przy podawaniu chemii.
:)
Czas możesz wykorzystać na różne 'rozrywki', np. internet ;) i pisanie na forum ;).
Pozdrawiam
-
Kurczę to tylko tydzień i aż tydzień na pozbycie dolegliwości nosowo-gardłowo-gorączkowych.
Cały zeszły rok kiedy przyjmowałam chemie tak jakoś dzielnie przeszłam ,że ani razu nawet kataru nie miałam.
Wiadomo jak to po chemii spadały płytki ,samopoczucie podłe ,ale infekcji żadnej nie podłapałam.
Ja się po prosto poczułam za pewna siebie.
Teraz będę się" rozrywać".
Pa
-
Tydzień na pozbycie infekcji, to rzeczywiście tylko i aż tydzień. Mam nadzieję, że masz dobrą odporność (dobrą ilość białych krwinek) i masz się czym bronić.
A jak się dziś miewa 'księżniczka'? ;)
Trzymam kciuki.
Justyna
-
Z tą moja odpornością to różnie bywało,dlatego napisałam m.in.tylko tydzień.
Coś słaba jestem ,ale najważniejsze,że nie mam już sznaps barytonu.Czyli gardziołko wraca do normy ,jeszcze tylko kataru się pozbyć i jak to u mnie w przeziębieniach -opryszczki na dziobie.Ha
A" księżniczka" dalej rozpieszczana ,powiedziałabym aż nadto.
Dziś przypomniała mi się bajka pt :Zaczarowany ołówek a propo sytuacji,która mnie spotkała.Pomyślałam i nic nikomu nie mówiąc a to dostałam.Mała rzecz a cieszy.
Pozdrawiam
-
wiekszosc odbiera raka jako wyrok.. mnie natomiast zmotywował do życia. co prawda miałem z nim zaledwie kilku miesięczną przygodę. traktuję to jednak jak odkocznię od rzeczywistkości, epizod który dał mi wiele do myślenia. to dzięki niemu postanowiłem częściej mówić "tak". zaowocowało to licznymi zmianami w moim życiu. zmieniłem miejsce zamieszkania, o którym marzyłem od kilku lat, pracę na lepszą, podejście do życia.. problemy i ciągłe pytania, które do tej pory mnie nękały nagle stały się niczym wobec tego, przez co musiałem przejść. teraz mam większy dystans do życia, a jednocześnie wiem, że słowa "przecież mnie to nie spotka" są jak najbardziej błędne. bo przecież każdego z nas może spotkać zarówno coś złego, jak i coś dobrego. a jak to mówią "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" jest jak najbardziej prawdziwe. zatem wiedzcie, że macie siłe do walki z tą chorobą. czasem po prostu jest tak głęboko w Was, że nie zdajecie sobie sprawy o jej istnieniu. z biegiem czasu odkryjecie te pokłady.. życzę Wam tego i pamiętajcie "Always look on the bright side of life";]
-
Łukaszu pięknie zakończyłeś swoją wypowiedź.
Wierz mi ,że każdy z nas,który pisze na forum ma jakiś tam bagaż doświadczenia chorobowego na grzbiecie.
Ja mam go tyle ,że naprawdę czasami chciałabym go oddać za darmo ale nie jestem na tyle niedobra ,aby komuś sprawiać przykry prezent..
Co do wyroku .......u mnie też świat się zawalił ale w inna stronę niż u Ciebie .
Bo ja akurat dużo straciłam przez chorobę,stopa życiowa się obniżyła.
W ciągu paru miesięcy straciliśmy to na co pracowaliśmy latami .
Ale nie to jest najważniejsze,najważniejsze jest to ,że jeszcze jesteśmy ,kochamy się wzajemnie w tym naszym nieszczęściu wspieramy,choć straciliśmy najbliższą naszemu sercu osobę.
Mimo tego wszystkiego ja jeszcze potrafię wykrzesać w sobie iskierkę optymizmu,uśmiechu na twarzy i dobrego słowa dla ludzi.
A ,że choroba przewartościowuje ludzi to inna sprawa.Szczególnie choroba nowotworowa. Mnie nauczyła pokory i szacunku do życia.
Pozdrawiam.
-
Agasiu, bardzo cieszę się, że po tym co przeszłaś wykrzesać optymizm, uśmiech na twarzy i dobre słowo dla ludzi. Bardzo bardzo się cieszę. Nawet nie potrafię opisać słowami jak się cieszę. Mam nadzieję, i chcę wierzyć, że masz u Pana Boga dużego plusa. Nie znam Cię osobiście, ale bardzo Cię podziwiam i bardzo Ci kibicuję.
Pozdrawiam Cię serdecznie oraz przekaż pozdrowienia dla swojego męża.
Justyna