Ale zescie mnie podsumowaly, no nic odpowiadam , reakcja meza na chorobe byla powiedzialabym odpowiednia do sytuacji, pozniej gdy pomyslal i zobaczyl na czym ta choroba polega , co mi grozi itd , to dal mi takiego stracha , ze jest zle , ze umre , po takiej jego reakcji tak sie trzeslam z nerwow , , ze bomba energetyczna , to malo powiedziane, ja mimo , ze wiedzac to samo co on mialam dobre nastawienie , lecz zmienilo sie diametralnie, i mimo , ze mam chwile aby byl tu przy mnie , to boje sie tego , bo on po prostu nie potrafi powstrzymywac na duchu , jest realista , a mnie potrzeba czegos innego . Nie wiem , czy mnie rozumiecie , bo pisze troche chaotycznie. Za granica jet 2 lata , ale przyjezdza co pol roku i ja tez tam do niego jezdzilam, Po za tym on wolalby abym ja do niego przyjechala na stale i to wiem , ze tego chce , tylko teraz ta moja choroba przeszkodzila. A ja tu w Polsce wole miec operacje , bo nie znam jezyka , nie wiem tylko , czy w czasie chemi , bede mogla leciec samolotem , dokladnie do Wielkiej Brytani. Wiec tak to wyglada , ja wiem , ze malzenstwo na odleglosc sie nie sprawdza , tylko , ze ja teraz nie moge nic zaplanowac , a moze sie myl moze powinnam mic plany , tylko jak to wszystko pogodzic?