Witajcie dziewczyny, Witaj Agasiu.
Dziekuje serdecznie za powitanie. I pomyslec ze jeszcze w Niedziele nie chcialam slyszec o takich Forach...a teraz bardzo czesto mysle o Was i chcialabym Wam wszystkim razem i kazdej z osobna dodac otuchy!
Niech Tobie nie bedzie przykro z mojego powodu, tak to juz jest, a zycie dla mnie jest nadal piekne, a moze nawet bylabym sklonna sie odwazyc powiedziec ze piekniejsze...A moj Tata no coz, czasami sie tacy Ludzie zdazaja i zazwyczaj budza sie zbyt puzno...
Swoja egzystencja dajesz nam sile do walki, jestes silna i przezwycierzysz wszystko, dziekuje Tobie za to ze jestes.
Chcialabym Cie pocieszyc, ale jak?.... mam nadzieje ze moje cieplutkie mysli dotra do Ciebie.
To Lyzeczkowanie Kregoslupa mialo na celu wydlubac narosle (naczyniaki, 4 zagrazaly zyciu), po operacji mama sie dowiedziala tylko tyle ze zdazli w pore, to byly przezuty...A markery sa nadal podwyszszone...
Kregoslup zaczal mamie juz dawno dokuczac. Krotko po operacji piersi dostala skierowanie na Scentografie kosci, ale to badanie nic nie wykazalo... Droga do operacji Kregoslupa byla strasznie dluga dla niej i meczaca. Posylali je od specjalisy do specjalisty. Wiesz jak dlugo sie u Was czeka na terminy, nim sie na jakis dostala to sie okazywalo ze jakies tam wyniki sa juz za stare, a na te badania znowu trzeba bylo swoje odczekac itd. Od rozpoznania na TK do operacji juz bylo szybko (jak przed chwila sie dowiedzialam od niej) "Tylko pol roku".
Czy ktos wie co oznacza skrot C 56?
To niesamowite w jak duzo wypowiedziach odnajduje kawalki siebie! Wiecie dzis mialam termin na TK, zawsze bylam punktualna i zylam w ciaglym napieciu, teraz jakos te napiecie zniklo...i jest mi z tym, ku mojemu zdumieiu - wspaniale!!! Termin zawalilam, bo spoznilam sie 20 min., dostalam nowy na 30.11. Wcale nie jestem zla, lepej przytrafic mi sie nie moglo, dzis jest tak ladnie na dworze, zimno ale slonecznie i te powietrze...jak ono cudownie pachnie!!! Przynajmniej znowu musze sie zmusic zeby tak wczesnie rano sie zmobilizowac, ostatnio jestem taka zmeczona..
ewciu C56 oznacza nowotwór jajnika.
U nas w PL terminy na badania są odległe swoje trzeba odczekać ,szczególnie teraz pod koniec roku,kiedy
lekarze mają wyczerpane limity.
To dobrze,ze w porę u mamy zdołali zrobić operację.
Teraz już będzie tylko lepiej.Życzę Tobie i Twojej mamie dużo siły do walki z "przeciwnikiem".
Dobrze,że się nie przejęłaś spóźnieniem na badania.Termin wyznaczyli Ci bliski więc nie ma problemu .Gorzej by było gdyby trzeba było czekać z pół roku.
A jak sama piszesz poczułaś zapach powietrza nie spiesząc się.I to jest ten plusik.
Dziękuje za cieplutkie słowa.
Zaglądaj częściej pisz co u Ciebie ,jak mama?
Pozdrawiam A.
Agasiu dziekuje za odpowiedz.
Ja sie juz troche martwilam ze to moze znowu cos innego... Jestem dosyc podejzliwa jezeli chodzi o Lekarzy, od nich Kody i o to co mowia. Mam czesto wrazenie ze nie sa do konca szczerzy, czasem mam racje... Na poczatku moj prof. nie chcial mi powiedziec jakie to stadium, wyczulam ze cos kreci, dopiero pani doktor na Onkologii, jak sie przekonala jaki mam stosunek do mojej sytuacji ( nieco zdziwiona pani od EKG chyba zadzwonila po moim badaniu na oddzial, bo z leksza zbaraniala jak przed polozeniem sie do badania "sciagnelam" wlosy... Za sciana mojego pokoju byla dyzurka, slyszalam jak rozmawialy na moj temat, mama, itd...na drugi dzien przy wypisie juz mialam moje IV stadium). Juz mam taki uraz z dziecinstwa, mialam 12 jak moj dziadek umieral na raka pluc i dowiedzial sie ostatni z czym ma do czynienia. Po jego smierci dowiedzialam sie ze tylko moja mama i babcia wiedzialy o tym od 7miu lat...
Wiem ze czasy sie zmienily, ale podejzliwosc pozostala...
Dzis zmienila sie u nas pogoda i strasznie to odbieram, w takie dni bardzo dlugo zbieram sie w calosc, naciaga mi zylami, boli wszystko, brzuch puchnie i jest mi niedobrze, ale poki co, to sie zbieram zeby dzieci jak najmniej widzialy... Czasem mam wrazenie ze przeskakuje sama siebie, ale to dziala i wierze iz tak zawsze zostanie, bo to jeszcze nie moj czas i juz!!!
Pozdrawiam cieplutko Ewa.
Ewciu
Kilka lat temu wszystko co związane z nowotworem było tematem tabu.
Broń Boże ,żeby chory się dowiedział.
Doskonale to pamiętam miałam 12 lat jak odeszła moja mama na ta przeklętą chorobę,
teraz jak na to wszystko patrzę z perspektywy czasu to było to w/g mnie chore.
Sam chory nie na 100 % wiedział ,że jest bardzo chory a nie miał z kim porozmawiać na ten temat .
Bo była zmowa milczenia.
Nie wyobrażam sobie teraz tego,by ukrywano przede mną mój stan .Jestem świadoma wszystkiego i wiem jak to "ugryźć".
Ja dziś też leżakuję od rana jestem jakaś obolała.Musiałam sobie zapodać tabletkę.
Też pogoda się zmieniła niby jest ciepło bo 10 stopni,ale bardzo wieje wiatr.A na mnie wiatr zawsze działał i działa przygnębiająco-boląco.
Jak to mamusia-woka oszczędzasz dzieci ,wiadoma sprawa.
Ja tak oszczędzam męża ,aby jak najmniej widział mnie skwaszoną i tak jak piszesz to działa.Bo się zbieram i jest pełna mobilizacja.
Przeskakuj jak najwyżej i jak najdalej a wszystko będzie ok.
Nie myśl o czasie ,Tobie dopiero na świat kochana i tak trzymaj.
Pozdrawiam A.
To jest istotny problem który poruszyla Agasia-mówić choremu prawde czy nie. Chronimy go okłamując? Lekarze czasami ulegają presji rodziny ale przecież chory w szpitalu onkologicznym i tak się pewnie wszystkiego domyśli. Z drugiej strony niedpopowiedzenie daje mu nadzieje..
Myślę, że potrzeby chorego dotyczące wiedzy o chorobie i rokowaniu zmieniają się w trakcie chorowania. Najważniejsze jest to, żeby rozmawiając o stanie zdrowia mysleć o potrzebach chorego, a nie o swoich potrzebach, lękach i obawach. Wiem to z osobistego doświadczenia, że jak z uwagą i troską słuchamy drugiej osoby, to jesteśmy w stanie odczytać jej prawdziwe oczekiwanie. Najgorzej się dzieje, kiedy w imię troski o drugą stronę wzajemnie przemilczane są sprawy najważniejsze i nieodwracalnie kończy się możliwośc powiedzenia o nich.
Najważniejsza jest wierna obecnośc do końca i patrzenie na drugiego człowieka sercem, żeby zobaczyć to co pozostaje niewidzialne dla oczu.
Witam :)
Mówić choremu o jego stanie czy nie mówić to chyba złożony problem. Ja jestem z tych chorych, którzy chcą wiedzieć o swoim stanie jak najwięcej. Lekarze, inni pacjenci, literatura, no i internet. Ja jestem z tych chorych, którzy rozmawiają z lekarzami i ja przekazuję informację (czasami z cenzurą) moim bliskim. Nie jestem w stanie im przekazać czasami brutalną prawdę, staram się stopniowo tę wiedzę przekazywać, aby nie przerazić, a jednocześnie, aby bliscy mieli świadomość i żeby raptem nie był zaskoczenia.
Jednak wiem, że chorzy (i zdrowi też) mają różną psychikę i różne każdy wiedzę o sobie znosi. Jeśli bliscy, rodzina są w dobrych relacjach, wrażliwi, empatyczni, otwarci, to potrafią wyczuć jak rozmawiać o tym wszystkim co najtrudniejsze. Bliscy najlepiej znają się nawzajem. Do tego potrzeba i serca, i rozumu.
Jeśli czytają nas bliscy chorych, to jedna rada dla nich, jeśli chory chce mówić o trudnych sprawach, nawet o śmierci, to nie zamykajcie mu ust, nie powie co chce powiedzieć. Pozwólcie mu się otworzyć.
Te rozmowy są bardzo trudne, ale pomimo wszystko dające bardzo wiele.
Czasami jest tak, że bliscy chorego mówią lekarzowi, żeby nie mówić pacjentowi całej prawdy. Pacjent zna prawdę, nie chce mówić bliskim co wie, co myśli, bo nie chce ich np. martwić. Powstaje mur i każdy cierpi po swojej stronie.
I podpisuję się pod tym co napisała Algia.
Pozdrawiam
Justyna
Ja też należę do tych , którzy chcą wiedzieć wszystko o swojej chorobie i leczeniu jej. Szukam, wertuję, czytam wszystko co jej dotyczy i gdy rozmawiam z lekarzem o swoim leczeniu chcę żeby powiedział mi o wszystkim.
Dlatego całkowicie zgadzam się z tym co napisały Algia i Justyna
Pozdrowienia dla wszystkich.
Aby rozmowa z lekarzem sie odbyła muszą chcieć tego obie strony. Niestety często pacjent pytający jest traktowany jako namolny intruz.