Dlaczego wczesne wykrycie nowotworu w Polsce dla wielu chorych jest wciąż nieosiągalne? Chorzy, którzy za namową Społecznej Fundacji Ludzie dla Ludzi podzielili się swoimi doświadczeniami, jako jeden z głównych powodów długiego oczekiwania na diagnozę wskazują postawę lekarzy rodzinnych. “Lekarz pierwszego kontaktu to często lekarz ostatniego kontaktu” - mówią niektórzy. Poniżej cytujemy wybrane fragmenty raportu “Choroba nowotworowa - doświadczenia pacjentów” i zachęcamy do dyskusji w komentarzach.

Leczenie objawów

Lekarz rodzinny, który jest podstawą systemu ochrony zdrowia, jako pierwszy otrzymuje informacje o niepokojących pacjenta dolegliwościach, zmianach i objawach. Regułą w gabinetach lekarza rodzinnego zdaje się być rozpoczynanie pracy z pacjentem od leczenia objawów. Lekarz wysłucha, co boli, co dokucza, osłucha płuca, zajrzy do gardła i przepisuje leki. Jeśli nie skutkują, przepisuje następne, rzadko zleca dodatkowe badania. A nowotwory często nie dają oczywistych, jednoznacznych objawów. W efekcie lekarz pierwszego kontaktu potrafi kilka lat „leczyć” pacjenta na coraz inne schorzenia, znajdujące się w zakresie jego kompetencji. Pacjentów onkologicznych leczy się z anemii, migreny, zgagi, a chroniczne złe samopoczucie tłumaczy się stresem i zmęczeniem. Dolegliwości często są bagatelizowane lub niewłaściwie diagnozowane, a pacjent na jakiś czas uspokojony. Jednak choroba w tym czasie dalej się rozwija.

"Lekarz pierwszego kontaktu, 4 lata temu miałem anemię, prowadził mnie tylko w ten sposób, że dał mi lekarstwa, zbił mi anemię i sprawa załatwiona (...). I jak 4 lata temu była anemia, to wiadomo, że ta anemia była przez to, że miałem raka. Jakby tu była dobra diagnoza, a ja go nosiłem 10 lat".

"Nawet mnie pani nie wysłała na morfologię, nic. Damy leki, zobaczymy. Więc to było takie eksperymentowanie. Może pomoże, może nie pomoże. Zobaczymy".

Byle nie dać skierowania

Lekarze rodzinni często unikają wypisywania skierowań na badania i kierowania swoich podopiecznych do specjalistów. Tłumaczą pacjentom, że nie ma potrzeby takich badań, nie ma na nie pieniędzy albo też, że wyczerpały się przyznane limity. W efekcie, przez długi czas chorzy otrzymują pomoc doraźną, likwidującą całkowicie bądź częściowo objawy. Sama choroba nie jest diagnozowana i właściwie leczona.

"Jak miała lekarka wypisać jakieś skierowanie, to paraliż ją ogarniał. Mówię, a niechże pani pisze – a ona – nie wolno mi".

"Jak się człowiek odezwie: pani doktor dawno nie miałem prześwietlenia jakiegoś, coś by pasowało zrobić. Tak wiem, ale nie ma na to pieniędzy, bo już jest limit wyczerpany ”.

"Może oni mają intuicję, ale muszą skierowania wypisywać, a nie lubią".

Jeśli pacjent nie trafi do onkologa lub jeżeli nowotwór nie rozwija się gwałtownie, na leczeniu objawów mogą mijać miesiące, a nawet lata. Często dopiero zmiana  lekarza  lub  samodzielna  wizyta  zaniepokojonego pacjenta „prosto z ulicy” u onkologa, pozwala postawić właściwą diagnozę. Są to jednak sytuacje wyjątkowe, ponieważ wymagają od chorego, by podważył opinię swojego doktora. Tymczasem, jak tłumaczył jeden z pacjentów: „Człowiek tę najgorszą myśl zawsze odpędza. No, jeśli lekarz mówi, to co ty się będziesz przejmował”.

"Trzy lata się bujałem, dostawałem skierowania, różne takie, psychoterapia taka, a to moczenie w ziółkach. Ja to tolerowałem. Jak lekarz jest zadowolony, to dlaczego ja mam nie być? Nie dopuszczam do głowy czegoś takiego. Spotkałem w końcu kogoś, kto powiedział: słuchaj idź do jakiegoś lekarza, żeby cię zbadał. Po półtorej godziny miałem wszystko załatwione. Dowiedziałem się w półtorej godziny, że muszę natychmiast iść na operację. Gdybym nie poszedł, to bym tu nie siedział".

Najbardziej zaradni, zdeterminowani i kierujący się zasadą „ograniczonego zaufania” pacjenci, szybciej uzyskują diagnozę. Potrafią wymusić skierowania na dodatkowe badania. Niezadowoleni z postępowania lekarza pierwszego kontaktu kierują się bezpośrednio do onkologa. Jak zalecała jedna z respondentek: „jak cię wypchną drzwiami – wejdź oknem”.

"Sama wyczuwałam zmiany, a pani doktor powiedziała, że mam urojenia, wymyślam sobie zmiany, z łaski dostałam skierowanie na USG. Stwierdziłam, że je zrobię. Pani od USG powiedziała, że się zapuściłam, że mam tyle zmian, jak ja mogłam do tego dopuścić. Notabene badałam się raz w roku, powiedziałam, co mi lekarz inny powiedział. Zaniemówiła".

Zobacz też: dyskusję na temat doświadczeń w kontaktach z lekarzami rodzinnymi na Forum FAQRAK.

27.07.2017.


Zacytowane w artykule fragmenty wypowiedzi jak i komentarze pochodzą z raportu “Choroba nowotworowa - doświadczenia pacjentów” przygotowanego na zlecenie Społecznej Fundacji Ludzie dla Ludzi oraz AXA Życie. Przedmiotem analizy były doświadczenia i emocje towarzyszące pacjentom podczas zmagań z chorobą nowotworową, m.in. w obszarze: czas, dostępność i jakość diagnozowania oraz leczenia nowotworów. Z raportem można zapoznać się na stronie Fundacji.