Ostatnie odpowiedzi na forum
Już trzymam mocniuchno kciuki - będzie dobrze:)))) :D
Pamiętaj - jestem. Masz mój numer telefonu - dzwoń, jeśli będziesz miała taką potrzebę.
Trzymaj sie cieplutko - będzie dobrze:))
Kika - fajnie, ze sie tak "wpasowałaś' - jesli czegoś będziesz potrzebować jestem do dyspozycji - będziesz w Kielcach???
Możesz u siebie - musi być zrobiona do miesiąca przed badaniem.
Wiecie co było dla mnie najgorsze w pierwszym szoku? Ja jestem osobą, która ciagle gdzieś sie włóczy, ciagnąc za sobą męża i paczkę zwariowanych przyjaciół. Praktycznie nie ma miesiąca abyśmy sobie gdzieś nie "wypadli" na weekend...i oczywiście obowiązkowo 2 razy w roku na jakies tygodniowe eskapady po górach.
Kiedy do mnie dotarło - diagnoza była w styczniu - że nasz tygodniowy wypad na przełomie maja i czerwca to jak dla mnie na ten czas pełny futuryzm, ogarnęło mnie straszne przygnebienie i taka....pustka??? Nagle zero planów......brrrrrrrrr
Dobrze, że mam bardzo niestały (hi, hi) charakterek i po 3 dniach stwierdziłam i uczepiłam się pazurami stwierdzenia: chcę żyć!!!! i z tym hasłem przeszłam całe leczenie - klapki na oczach, mantra........i walka.
Dacie rade dziewczynki - nie macie innego wyjścia:)))
Wszystkiego najzdrowszego:))
Napisz proszę do mnie na meila - nie chciałabym tutaj pisać Ci o różnych "ciekawostkach" dotyczących metod leczenia przez naszych lekarzy.
U kogo byłaś na konsultacji???
Witam wieczorowo:)))
Dawno mnie tu nie było......ale tylko w aspekcie odpowiedzi pisemnej, ponieważ bardzo często tu zagladam.
I co widzę?........Kiko82 - ja już jestem po leczeniu 3 rok (5 stycznia minęło mi pełne dwa lata od konca leczenia), cały czas jestem pod kontrolą Śco w Kielcach i nie zamieniłabym tego centrum na inne. Dlaczego chcesz "emigrować"????
Jeśli mozesz - napisz, jeśli nie chcesz pisać publicznie - podaję mojego meila: olusia918@wp.pl.
Moja kochana Rybenka - jestes niezmordowana w pomocy i cudna wiesz???? Ja ostatnio mam dwa domy: Polskę i Norwegię, ale cały czas Cię "czytam" - wielka buźka:)))
A tak wogóle to nie dajcie sie dziewczyny - ja wiem, że z perspektywy czasu pewne rzeczy się zacierają, pewne stany emocjonalne jakoby zmazujemy, ale doskonale pamiętam i nigdy nie zapomnę mojej niesamowitej chęci życia - była ona niczym sztandar. Wszystko jej podporzadkowałam i nieważne dla mnie było to, że nie mam włosów, brwi, że paznokcie mam paskudne, że grubnę od hormonów - najwazniejsze było i jest to, że żyję!!!!!!!!!!!!!!!!
Kochane moje - wszystko to minie - rak to nie grypa, trzeba sie z nim długo i czasem dość drastycznie rozprawiać, ale dopóki jest nadzieja i chęć życia, dopóty to życie jest!!! Pomyślcie sobie co Was potem czeka - życie po leczeniu skorupiakowym jest cudne, pachnące i zupełnie inne niż wcześniej. To wszystko Was czeka:)))
Noooo......Rybenko, to tak jakbyś już na 200% rozprawiła sie z "demonami przeszłości". Bardzo się cieszę i pozdrawiam cieplutko:)))
Witajcie dziewczynki:)))
Widzę Patka, że idziesz jak burza - cieszę się, że masz dobre wyniki - juz niedługo i odetchniesz, jestem cały czas myślami z Tobą kochana:)) Zresztą, masz przy sobie tak cudnego anioła stróża ( o Tobie mówię Rybenko - tak, tak), że nie ma innej opcji jak tylko powrót do zdrówka:))
Ja juz wróciłam z malutkich wakacji u męża - niezmiennie urzeczona Norwegią - i rzuciłam sie w wir małych i dużych obowiązków życiowych (fajnie, że są).
Tak na co dzień nie myślę o tym co przeszłam w związku z przygodą skorupiakową, ale są momenty, dni, które przypominaja mi ten czas, czas niesamowitej mojej determinacji, walki....o siebie.
Najcześciej te wspomnienia "włażą" mi na głowę przed badaniami lub wizytami kontrolnymi - jest strach, którego nic nie jest w stanie wyeliminować - ale coś za coś - ŻYJĘ i to jest najważniejsze.