Ostatnie odpowiedzi na forum
Magg, z grzybicą można sobie poradzić biorąc leki osłonowe na żołądek i jelita (żywe kultury bakterii, najlepiej takie do trzymania w lodówce). Gorzej jest z zespołem ręka/stopa, a to występuje dość często. U nas obkładają dłonie i stopy lodem, dają większą dawkę sterydów niż przy innych chemiach i to wszystko. W Stanach kobiety mają podawane duże ilości wit. B6, dodatkowo biotynę i wit. B12. W Polsce nikt Ci wit. B12 nie przepisze, nawet przy dużym jej niedoborze. Nadal pokutuje stary stereotyp, że przy nowotworach B12 jest zakazana.
Też tak uważam. Takie byle kto nie zdąży skończyć studiów i to zaocznych i już uważa się za naukowca. Pisze "mądre" książki, wymyśla cudowne diety i inne pierdoły. A chorzy, wiadomo, oddadzą ostatnie pieniądze, byle sobie pomóc. Oszustów nie brakuje.
Nutka, właśnie "ponoć". Przestań wierzyć w takie bajki. Poczytaj fora onkologiczne, wielu stosowało różne cudowne specyfiki, ziółka i diety. I z jakim rezultatem? Wiadomo, tonący brzytwy się chwyta, więc co raz więcej pojawia się różnej maści hochsztaplerów, którzy żerują na ciężko chorych ludziach. Znasz kogoś, kto tak naprawdę wyleczył się dietą, nawet dietą doktor Budvig?
Miłka, a dlaczego masz sobie żałować? Nie przesadź tylko z ilością. Smacznego!
Lilith, już poprawiłam.
Nutka, też uważam, że lepiej jechać do Bydgoszczy, a nie do Sopotu. Prof. E. jest już emerytem. Nie ten wzrok, nie ta ręka, nie ten refleks. Nawet jeśliby podjął się operacji, to wątroby ci nie zoperuje, jest ginekologiem onkologiem, a nie chirurgiem.
Dziewczyny, z Bydgoszczą jest tak, jak pisała Lilith. Dzwonicie do rejestracji i prosicie o założenie kartoteki, nic więcej. Nie rejestrujecie się na żadne konsylium, chyba że macie skierowanie od swojego onkologa ze wskazaniem "na konsylium". Jedziecie potem w środę wcześnie rano i rejestrujecie się do pokoju nr 79. Siedzicie tam i czekacie na swoją kolej.
Nie wymagaj od lekarzy empatii (oczywiście, dobrze, że niektórzy ją okazują), ale przede wszystkim fachowości. A tu żadnych uchybień, ja przynajmniej, nie widzę. PET jak dotąd jest najdokładniejszym badaniem i jeśli coś pokazuje, to prawie zawsze oznacza to wznowę. Lekarze mieli prawo podejrzewać przerzut i nie owijali tego w bawełnę informując Cię o tym. Wolałabyś, żeby Cię pocieszali, kazali czekać, obserwować, uśpili czujność, zlekceważyli? Sama też to podejrzewałaś. A Wasz doktor M.? Miał pewność, że to tylko coś niegroźnego? Nie sądzę, skoro pobrał wycinki nie tylko ze zmiany uwidocznionej w PET, ale także z innych miejsc.
No, patrzcie, sama siebie nie poznaję - bronię lekarzy.
Samsara, zamiast psioczyć na lekarzy, powinnaś być im wdzięczna i dziękować Bogu, że skończyło się tylko na strachu. Wróciłam do Twojego pierwszego posta. Napisałaś, że w opisie PET jest "duże prawdopodobieństwo zmiany rozrostowej", że konsultowałaś to z kilkoma lekarzami, którzy podejrzewali zmianę typu meta.
W raku jajnika wszystko jest możliwe, nawet przy G1. Nic dziwnego, że mieli prawo podejrzewać, że to wznowa, że byli czujni i woleli wyjaśnić sprawę do końca. Zresztą w opisie jest "prawdopodobieństwo", nie zmiana "meta". Wolałabyś, żeby to zlekceważyli? Miałyśmy już wiele przypadków, nawet tu na forach raka jajnika, że radiolog coś przeoczył, ktoś inny zlekceważył jakąś zmianę, bo wyglądała na łagodną, a chora przypłaciła to rozsiewem i wysokim stopniem zaawansowania choroby, nawet śmiercią.
Co ja piszę? My wszystkie tu jesteśmy takimi przypadkami. Prawie każda z nas badała się systematycznie, a większość ma IIIC. Dlaczego?! Właśnie, bo lekarz nie raczył przyjrzeć się bliżej tej niby torbieli, zlekceważył objawy, nie przeprowadził dokładnego badania, nawet wywiadu.
Dziękuj Bogu, że mama miała tyle szczęścia i to dwa razy - choroba wykryta bardzo wcześnie i teraz, że wszystko jest w porządku. Życzę, aby szczęście nadal Was nie opuszczało!
Brawo, Maria, myślę tak jak ty! Jajeczko, nawet zapłodnione, to jeszcze nie człowiek. Nasionko, nawet jeśli już wypuści kiełek, to jeszcze nie roślina. Poglądy związane z in vitro są wyłączne ludzkie, nie boskie.
A swoja drogą, jeśli taki organista złamie sobie kopyto, to nie pędzi do lekarza? Niech cierpi, niech czeka, aż samo się zrośnie. Przecież skoro Bóg tak chciał, to po co mu lekarz?!
Aga, miej w nosie to, co inni sądzą o in vitro i to, w jaki sposób chcesz mieć dzieci. To sprawa tylko twoja i twojego męża, innym - wara od tego.
Nie rozumiem jednak jednego - skoro mieszkasz w takim środowisku i obawiasz się napiętnowania z powodu ew. zapłodnienia in vitro, to po co o tym informować kogokolwiek? To tylko wasza sprawa, inni nie muszą o tym wiedzieć.