Ostatnie odpowiedzi na forum
Do Elbe. Jeśli już jesteś po chemii i masz ochotę na grapefruita, to zajadaj sobie na zdrowie. Grapefruitów nie powinno się brać w zestawieniu nie tylko z chemią, ale ze wszystkimi antybiotykami i innymi lekami, gdyż potęgują toksyczność leków. Jeśli więc skończyłaś chemioterapię, to jak najbardziej możesz! Żadne owoce nie wzmacniają raka!
Krysiu 65! Na drugi dzień po chemii trzeba dużo pić, cokolwiek, to co lubisz. Chemia na nowotwór działa silnie, ale krótko, potem obciąża i uszkadza inne organy, szczególnie nerki. Trzeba więc ją jak najszybciej wypłukać.
Ja po pierwszym wlewie nie wiedziałam o tym, też miałam problemy z pęcherzem i nerkami. Niestety, te dolegliwości jak już raz wystąpią, lubią co jakiś czas powracać. Dobra jest żurawina (bo to naturalne) no i Urofuraginum (jest silniejszy, dostępny bez recepty i tańszy). Pozdrawiam wszystkie!
Aha! Najłatwiej zdobyć takie skierowanie od lekarza rodzinnego. Jest jednak warunek - zachorowanie na raka piersi lub jajnika, u mężczyzn raka prostaty lub jelita grubego - przynajmniej dwóch krewnych w linii prostej (np. babcia + matka).
Lekarze, niestety, niechętnie dają takie skierowania. Genetyka w Polsce jest jeszcze w powijakach i spora część lekarzy (szczególnie starszych) niewiele o niej wie.
Odnośnie badań genetycznych... Skierowanie na podstawie wywiadu może wystawić lekarz rodzinny, ginekolog lub onkolog. Próbki krwi są pobierane w Poradni Genetycznej i wysyłane na badania do jednej z klinik. Wyniki są po ok. 2 tyg. z Łodzi, a ze Szczecina ok. 3 - 5 miesięcy. Prywatnie badanie na BRCA1 kosztuje ok. 300 - 400 złotych. Można poszukać w Internecie.
Dla niezorientowanych - szukajcie w Internecie artykułów na temat mutacji genu BRCA1, naprawdę warto wiedzieć, czym to tak naprawdę grozi.
Wy i Wasze dzieci nie musicie mieć tego paskudztwa, ale w przypadku stwierdzenia uszkodzenia genu u córki, lepiej mieć się na baczności i być pod opieką Poradni Genetycznej. Tam wszelkie badania (marker, USG ginekologiczne, USG brzucha i piersi, rezonans magnetyczny piersi, mammografia) są wykonywane za darmo, niektóre badania co pół roku, RM i mammografia raz w roku. To nie zapobiegnie zachorowaniu na raka jajnika czy piersi, ale będzie przynajmniej wcześnie wykryty, a więc wyleczalny. Pozdrawiam wszystkie! Nana.
Moja mama zmarła na raka jajnika. Dwie siostry cioteczne mamy też. Teraz ta choroba dotknęła mnie. Zrobiłam badanie DNA. Okazało się, że mam zmutowany gen BRCA1. Lekarz kazał zawiadomić wszystkich członków rodziny i skłonić ich do badań. Niestety, mutację stwierdzono u mojej córki, u siostry i jej dwojga dzieci, u brata, u ciotecznych sióstr i braci też. Jedynie córka brata nie odziedziczyła tego genu po ojcu. Wszyscy są teraz pod opieką Poradni Genetycznej.
A co do profilaktyki... Rozmawiałyśmy z dr Huzarskim ze Szczecina. Rokowania są straszne: 85% kobiet ze zmutowanym genem zachoruje na raka piersi, 40 - 60% ma szansę zachorować na raka jajnika. Rak piersi jest zwykle wcześnie wykrywalny, więc szanse na wyleczenie są duże. Rak jajnika praktycznie wykrywa się najczęściej dopiero w trzecim stadium. O wiele za późno.
Na Zachodzie i w Stanach już od dawna przy stwierdzonej mutacji genu u kobiet profilaktycznie usuwa się jajniki, a najczęściej jajniki i piersi. Innej profilaktyki nie ma!
Moja córka ma 37 lat. Zdecydowała się na taką operację w przyszłym roku. Oby nie za późno.
Kona! 6 lat temu zmarła na raka jajnika moja mama. Wiem, co czujesz i rozumiem Twój lęk. Mama też nie chciała specjalnie o tym rozmawiać, więc o samej chorobie rozmawiałyśmy niewiele, chociaż od czasu operacji mama zamieszkała u nas. Na operację musiałam ją namówić, potem na chemię, powiedziałam, że to nowotwór złośliwy. Słowo "rak" nie przechodziło mi przez gardło. O przerzutach, które następowały mniej więcej co pół roku (najpierw płuca, potem wątroba) nie powiedziałam nic. Zabroniłam też mówić lekarzowi i wszystkim znajomym. Nie żałuję tego. Mama cały czas czuła się dobrze, starała się żyć normalnie. Nie była świadoma postępującej choroby i uważam, że dobrze. Dopiero dwa tygodnie przed śmiercią poczuła się gorzej, przestała jeść. Trzymaj się!
Masz rację, Jasiu, też tak uważam. Niektórzy źle mnie zrozumieli. Ja nie jestem przeciwnikiem suplementów, ale ich nadużywania i wiary, że im więcej, tym lepiej, a im droższe, tym lepsze. Sama piłam sok z buraków (Hortex), aloes, brałam Ecomer. Poprawiają nieco morfologię, wzmacniają organizm, ale raka nie leczą.
A co do samopoczucia po chemii... Ja po każdej czułam się inaczej. Raz bolało tylko przez parę godzin, innym razem cztery dni. Uważam, że chemię przeszłam wyjątkowo dobrze. Ani razu nie miałam przełożonej, obyłam się bez tramalu, tylko po pierwszym wlewie wzięłam torecan, a potem stwierdziłam, że lepiej raz zwymiotować, niż męczyć się przez kilka z dni z zaparciami.
Jestem równo rok po radykalnej operacji i pół roku po chemii. 58 lat. Rak jajnika w stadium mocno zaawansowanym, rozsiany po całej jamie brzusznej. Obecnie marker 8,7, czuję się bardzo dobrze.
Rzadko zaglądam na forum, bo zawsze strasznie się denerwuję większością wypowiedzi, a szczególnie "dobrymi radami" na temat cudownych diet i przeróżnych suplementów. Zamiast szukać informacji na forum, lepiej porozmawiać z onkologiem. I przestać wierzyć w cudowną moc specyfików, które kosztują masę pieniędzy, a tak naprawdę, nic nie dają. Gdyby istniały takie cudowne leki, Wasz onkolog sam by Wam je polecił! Większość z nich nie tylko nie pomaga, ale wręcz szkodzi. Owoce, warzywa i owszem, ale cała reszta - o kant ... rozbić. Jeść to, na co macie ochotę i na co Was stać. Organizm sam wie, co jest mu potrzebne! Pozdrawiam wszystkie!