Ostatnie odpowiedzi na forum
Emmo! Pytałaś o lekki pasztet: http://odkuchnii.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?882073. Zawsze robiłam pasztet z zająca albo z kury, tym razem koleżanka poleciła mi ten. Zapewniała, że pyszny!
"Tak wiec mam raka. Stpien II zlosliwosc a. " Niezbyt dokładnie to chyba napisałaś, więc trudno tu coś powiedzieć na temat chemii - podawać czy nie. Zdaj się na lekarzy, nikt ci tu nie doradzi. Pamiętaj jednak, że rak jajnika to jest cholerne paskudztwo i lubi wracać, więc lepiej nie ryzykować i dmuchać na zimne. Chemię da się przeżyć, włosy odrosną.
A co do samopoczucia po operacji to sprawa indywidualna. Ja miałam operację 23 listopada 2011r., bardzo rozległą, z resekcją jelita. Przez miesiąc starałam się utrzymać dietę, chociaż nie bardzo mi to wychodziło (nie jadłam smażonego, bigosu, grochówki). W Wigilię, co prawda ze strachem, ale zjadłam już kapustę z grzybami i śledzika, i kawałek smażonego karpia. No i nic mi nie było! Przed samą Wigilią miałam pierwszą chemię, sama pojechałam autobusem do szpitala i sama wróciłam. Czułam się dobrze, ale ja jestem twarda baba. Mam natomiast koleżankę, która miała operację pół roku przede mną (wycięcie tylko macicy z przydatkami - rak szyjki początek), kwęka jeszcze do tej pory. Trzymaj się, będzie dobrze!
KasiuD przeczytałam Twoje posty i myślę, że odpowiedź (wzrost markera bez uwidocznionych zmian w badaniach obrazowych) możesz znaleźć tu: http://nowotwor.eu/viewtopic.php?t=112. Jest tam akapit odnoszący się konkretnie do Twojego pytania.
Zgadza się, Kasiorku. Też myślałam, że to ty.
Masz rację Iksińska! Wszystkie jesteśmy w podobnej sytuacji - chore, przewrażliwione i czasami głupie. Jesteśmy dorosłe, każda może robić, co chce. Jedne zakładają swoją grupę, inne przenoszą się na inne forum, wolno im. Nie obrażajmy się, bo tak naprawdę nie ma o co. Wprowadzamy tylko niezdrową atmosferę, a to niczemu nie służy.
W Białymstoku też piękne słoneczko, ale i mróz niezły. Ładna mi Niedziela Palmowa!
KasiuD, nie znikaj! Pisz, co u Was. Na jakim etapie leczenia jest Twoja mama? Jak się czuje?
Elbe, też tak myślę, jak ty. Zaglądam tu codziennie, ale bardzo rzadko piszę. Ciągle mam wrażenie, że jestem tu obca, jak niepożądany gość. No, cóż, Facebook, grupa zamknięta... Może to i dobrze! Pozdrawiam te, które zostały na otwartym forum!
W większości przypadków chemioterapię zaczyna się ok. miesiąca po operacji, ale bywa z tym różnie. Lekarze tłumaczą to tym, że chora musi mieć czas, by trochę dojść do siebie po zabiegu. Na zachodzie leczenie podejmują nawet w tydzień po operacji, przeważnie po dwóch. W twoim przypadku to będą już dwa miesiące. Trochę długo, zważywszy na fakt, że wartość markera wzrosła. Lekarz prowadzący musi mieć jakieś powody, że podjął taką decyzję. Może brak wolnych terminów, może święta, a może któryś z parametrów krwi jeszcze nie jest w normie.
Ewcia35 ma rację - trzeba zawierzyć lekarzowi. Spędzisz święta z rodziną, bez mdłości i osłabienia, zregenerujesz organizm, a po świętach już chemia. Potem będzie już z górki. Trzymaj się! Pozdrawiam.
Carla, ja nie leczę się w Szczecinie, mam się tam zgłosić w przypadku wznowy. W czasie konsultacji z dr Huzarskim z Międzynarodowego Centrum Nowotworów Dziedzicznych w Szczecinie dowiedziałam się, że stosują oni inną chemię niż standardowa, dobraną indywidualnie do danej pacjentki. Prowadzą szereg badań klinicznych na chorych ze zmutowanymi genami, testują nowe leki, wprowadzają nowe metody w leczeniu nowotworów dziedzicznych. Mają ponoć duże osiągnięcia, współpracują z różnymi ośrodkami zagranicznymi. Brzmiało to bardzo obiecująco.
Niestety, jak dla mnie jest kilka ale.... Trzeba tam jeździć raz w miesiącu (koszty, odległość). Po drugie - nigdzie nie natrafiłam na publikację, która by mówiła wyraźnie, o ile dłuższe są przeżycia 5 letnie, o ile przedłuża się życie pacjentek dzięki takiemu leczeniu. No i po trzecie, moim zdaniem najważniejsze - nie ma żadnej współpracy między ośrodkiem, w którym byłaś do tej pory leczona, a Centrum w Szczecinie. Musisz wybrać: albo albo.
Gdyby więc nastąpiła wznowa (tfu!), nie wiem, czy zdecyduję się na Szczecin. I chciałabym, i boję się...
Skoro Jasia jest ich pacjentką, to myślę, że jest ode mnie bardziej kompetentna, jeśli chodzi o wiedzę na temat leczenia chorych z BRCA1. Pozdrawiam.
Dziewczyny, dajmy już smutnej spokój. Przejmuje się losem przyjaciółki, szukała u nas pocieszenia, a tu wieszamy na niej psy. Ja w każdym razie nie czuję się dotknięta. Wiecie, co mówi moja ciocia, kiedy do mnie dzwoni? "Kochanie, jak się czujesz? Źle, prawda?" Nie, ciociu, czuję się świetnie! - odpowiadam. "Tak? To dobrze, może jeszcze trochę pożyjesz.". Jak pierwszy raz to usłyszałam, to ledwo nie posikałam się ze śmiechu. Nawet do głowy mi nie przyszło gniewać się na nią.
Jasiu, nie wiem, czy chciałabyś to usłyszeć. Na forum tego nie napiszę.