Ostatnie odpowiedzi na forum
Izabela81, mój Tato nie miał żadnych objawów (poza częstymi gazami) i całkiem przypadkowo wyszło, że ma raka jelita z przerzutem do wątroby. Żadnej krwi utajonej, zatwardzeń, czy innych niepokojących sygnałów, wilczy apetyt.
Ta choroba jest tak podstępna, że dziwię się, że do tej pory nie wprowadzono obowiązkowej kolonoskopii po 50-tym roku życia.
Mój Tato ma 58 lat i nie doczeka już emerytury. Przedwczoraj miał dostać czwartą chemię, ale spadł mu poziom erytrocytów i odesłali go do domu. Przejął się tym bardzo, wpadł w złość. Raz ma lepsze dni, raz gorsze, ale widzę, że rak wykańcza go psychicznie. Wykańcza też mnie i Mamę, nie ma dnia, bym o tym nie myślała.
Szukam teraz kontaktu z kimś w Gliwicach. To chyba ostatnia deska ratunku....
Bolek1950, ktoś winny być musi ;)
Wydaje mi się strasznym zaniedbaniem, że wykryli u Taty raka dopiero wtedy, gdy pojawiły się już przerzuty. Rozumiałabym to, gdyby Tata nie chodził do lekarza i generalnie miał zdrowie gdzieś, ale on chodził, regularnie. Onkolog, urolog, psychiatra, nie było miesiąca, żeby nie było jakiejś wizyty. Ten rodzaj raka rozwija się przecież latami, gdyby Tacie zrobili badanie 2-3 lata temu, może nie miałby jeszcze IV stadium...
Wiem, jestem rozgoryczona i szukam winnych... ciężko jest sobie z tym poradzić ;(
Izabela81, nie myśl w ten sposób, bo się wykończysz. Tato jest dorosłym człowiekiem, powinien sam dbać o swoje zdrowie. Mój dbał, regularnie chodził po lekarzach i co?
Ja też mam wyrzuty sumienia, że przywoziłam mu tony słodyczy, piekłam ciasta i pozwalałam pić ten gazowany syf, a w tym wszystkim tylko cukier i chemia. Żałuję, że nie urodziłam jeszcze dzieci i Tato może już nie doczekać wnuków. Takie myślenie strasznie zatruwa życie, więc spycham je gdzieś w kąt. Trudno, stało się, teraz trzeba skupić się na leczeniu.
Basia40, wiem co czujesz.
Mój Tato od 15 lat jest pod stałą opieką ONKOLOGA, odkąd miał usuniętego guza jądra. Przez ten czas ponoć nic się nie działo, regularnie miał robione badania krwi, usg i nagle w marcu tego roku wyszedł rak jelita z przerzutem do wątroby. Lekarka w szoku, że pozwoliła Tacie wyhodować coś takiego. Nie przyszła jej do głowy tomografia ani kolonoskopia, mimo, że wiedziała, że Taty rodzice też chorowali na raka. Udusiłabym babę!!
misiulka, zobaczysz jutro jak z Tobą będzie, jeśli to niegroźny wirus, to nie ma co panikować i możesz spokojnie pójść na badanie. Do czwartku jeszcze trochę czasu. Ja z nerwów przed badaniem wymiotowałam wodą, pewnie też dostałabym z nerwów rozwolnienia, ale jelita już były przeczyszczone.
Witajcie, trochę mnie nie było. Tato po trzeciej chemii, po każdej skutki uboczne są jakby lekko słabsze, po pierwszej nie chciał przez tydzień jeść, po drugiej przez kilka dni, a po trzeciej już po dwóch dniach zjadał wszystko, co mu Mama podrzucała. Waga bez zmian, krew ponoć w normie. Znalazłam już w Poznaniu onkologa do konsultacji, czekam aż Tato pozwoli mi zabrać do niego swoje wyniki badań ( nie chce się zgodzić, twierdzi, że w Lesznie dobrze go leczą i tak ma zostać...normalnie można walić głową w mur...).
Ja i Mama miałyśmy wczoraj kolonoskopię, u Mamy dzięki Bogu tylko dwa niegroźne polipy, u mnie gorzej, jakaś narośl...wysłali wycinek do badań.
Jak już się zaczyna coś pieprzyć w życiu, to od razu na całego.
Tęsknię za czasem, gdy rak nie wpanoszył się w nasze życie...nawet nie zdawałam sobie wtedy sprawy z tego, jacy byliśmy szczęśliwi.
Dziękuję Bolek1950. Proszę napisz jaki zabieg miałeś na wątrobie i co teraz jest u Ciebie w planie?
Czy konsultacje z chirurgiem coś pomogły? Czytałam przed chwilą w Necie o tej termoablacji, rzeczywiście nie ma takiej skuteczności jak wycięcie chirurgiczne... Możliwe, że zmiana Taty jest nieoperacyjna a onkolog to zataiła.
Witaj Łukasz93, cieszę się, że u Twojej Mamy dobrze, daj znać jakie ma wyniki krwi. Trzymam kciuki, by były lepsze. Jeśli chodzi o markery, to dopiero zaczynam wgłębiać się w temat i czytam o tym w necie. Dziękuję za pomysł z burakami, już spisałam Mamie przepis na kiszonkę, jutro się za to zabierze.
Tato dostał tabletki przeciwwymiotne, coś tam pomagają, ale bez szału. Dopiero przedwczoraj jedzenie zaczęło mu jako tako smakować, dziś zjadł na obiad całkiem słuszną porcję i nic się nie działo. Tyle, że jutro Tato znów jedzie na chemię i wszystko zacznie się od nowa... :(
Mamy w końcu wyniki tomografii. Czarno na białym napisano, że jest przerzut do wątroby. Wcześniej łudziłam się, że może jednak to zwykła torbiel, teraz nadzieja znikła. Będziemy jutro pytać onkologa dlaczego termoablacja, a nie chirurgiczne wycięcie zmiany na wątrobie i ile mamy na to czekać. Będę też szukać w Poznaniu innego onkologa do konsultacji. Nie wierzę wprawdzie w to, że narośl na wątrobie okaże się niegroźna, może jednak pojawi się jakiś inny pomysł na pozbycie się jej...
Hej, jutro Tato będzie miał zakładany port, prawdopodobnie jeszcze wieczorem puszczą go do domu. Dzwoniłam dziś do szpitala z zapytaniem kiedy dostaniemy wyniki tomografii; po licznych dywagacjach (a na co, a po co?) kazali jutro po nie przyjść z samego rana (??!!)
A co u Taty? Chemia go dobija, zero apetytu, odruchy wymiotne i metal w ustach. Jest słaby, zmęczony i najchętniej siedziałby cały dzień przed TV. Jutro już czwartek, potem weekend i w poniedziałek znowu chemia... Nie wiem, jak Tato to zniesie...
Czy z kolejnymi chemiami jest "lepiej"? Czy te skutki uboczne z czasem słabną? Czy organizm się jakoś przyzwyczaja? Czy Tato będzie się czuł tak źle non stop?
Nie wiem, jak mogę Mu pomóc...? :(
Dodam jeszcze tylko, że nie chcemy się wykłócać z lekarzami o te wyniki, bo, jak na razie, bardzo dobrze się Tatą zajęli i nie chcemy czasem mu zaszkodzić.