Ostatnie odpowiedzi na forum
właśnie okazuje się, że to trwało kilka dni ( z jednym większym atakiem rozwolnienia z krwią w śluzie), teraz już nie ma takiego problemu. ciężko ocenić, czy to zwyczajnie coś zaszkodziło czy chwilowo uszkodziło błonę śluzową... mam nadzieję, że to tylko przejściowe kłopoty. pojutrze wizyta w centrum i liczę na dobre wiadomości. z tego co się orientuję poparzenia popromienne też są groźne i uciążliwe... czy masz jakieś metody, żeby temu zaradzić, pomóc w dolegliwościach? mama wrzuciła teraz totalnie szpitalną dietę i jest lepiej, ale nie raz, że nie wyobraża sobie tak już zawsze, a dwa - jak walczyć z problemem w inny sposób? być może dostanie jakieś leki.
W lipcu zeszłego roku zdiagnozowano 1b1, potem była operacja radykalnego usunięcia i radioterapia, którą zakończyła z końcem roku. Wszystko było ok, czasem doskwierał jej ból w boku, badania nie wykazały niczego niepokojącego, najprawdopodobniej zrost po operacji. Ale od kilku dni zauważyła niewielkie ilości krwi przy wydalaniu. Z opisów znalezionych w internecie wygląda to późne skutki radioterapii (tak też twierdziła lekarka). Zastanawiam się jednak, czy nie należałoby jednak przycisnąć tematu, bo jest ryzyko. W środę mama ma wizytę w DCO i chciałabym wiedzieć jak bardzo naciskać lekarkę.
Zdaję sobie sprawę, że w ogóle jest taka możliwość. Ale chodzi mi bardziej o to, czy jednak może się okazać, że jest to "normalne" i często spotykane po radioterapii. Jelita dość ciężko diagnozować jeśli nie można wykonać np kolonoskopii, a wolałabym wiedzieć na ile można uwierzyć lekarzom, gdy będą wciskać najprostsze rozwiązanie.(chociaż wiem, że rak to taka loteria, gdzie żadne statystyki nie są regułą..)
Dziękuję, taka informacja barrrdzo wiele dla nas znaczy!
Jutro wizyta u onkologa i wszystkiego się dowiemy. Najgorsze jest to czekanie, kiedy mama sobie co chwilę przypomina, że to czy tamto ją bolało i może to był już dawno rak rozprzestrzeniony....
Jestem jednak dobrej myśli i mam wielką wiarę, że opinia ginekologa się potwierdzi i mama szybko powróci do zdrowia!
mama zdecydowała się jednak na wcześniejszą wizytę, już w środę, zawsze to szybciej będzie coś wiadomo.
wszystkie te wcześniej robione wyniki (jakoś kwiecień-maj) wskazywały że wszystko jest w porządku, oprócz wspomnianych już cytologii. ginekolog też jest dobrej myśli, ale zaznacza, że ostateczną diagnozę musi podjąć teraz onkolog.
jestem dla niej silna, nie mieszkamy razem, więc na szczęście nie widzi ile mnie to kosztuje, zresztą ja tu jestem teraz najmniej ważna. dziękuję, za wsparcie, to naprawdę wiele znaczy jak nie ma się do kogo zwrócić. i trzymam też kciuki za Twoją mamę!!
bardzo dziękuję za te słowa. od środy nie jem i nie śpię. mamie wyniki przekazałam później, ale boję się, że będzie myślała o najgorszym, zamiast o mocy i walce z dziadostwem. Niestety, przez wizytą u onkologa, który stwierdzi jakieś konkrety kłębi się po głowie milion myśli i scenariuszy. Dlatego też pytałam o te środki-cud, żeby mieć przekonanie, że już się coś robi i walczy
nie była w szpitalu, cytologia w kwietniu była profilaktyczna (robiła też mammografię, usg macicy, markery na raka jajnika i miała bodajże tomograf tych partii, co prawda ze względu na kręgosłup, ale to wszystko się tam łapie), ale coś nie dawało jej spokoju, to zrobiła po miesiącu kolejną cyto i wyszło hsil, cin 2/3, następnego dnia po wynikach była już na wizycie prywatnej na kolposkopii oraz pobraniu wycinków i w środę po dwóch tygodniach oczekiwania okazało się, że rak. Dodam, że opis kolposkopii wskazywał na cin2, no najgorzej cin3 i lekarz twierdził, że to absolutnie nie jest jeszcze rak. Mama ma 50 lat.
Na pewno onkolog zostanie zbombardowany pytaniami. Najważniejsze jest żeby operacja odbyła sie jak najszybciej.
dodam jeszcze, że mama nie ma totalnie żadnych objawów, i to też, jak stwierdził lekarz ma ogromne znaczenie w ocenie stopnia.
czy w waszym przypadku były charakterystyczne objawy, typu krwawienia międzymiesiączkowe, upławy, bóle itd?
to w ogóle nie rozumiem, czemu w histopatologii tego nie ma ;/ tyle tylko, ze jest rogowaciejący i inwazyjny. Przecież na kolejne wyniki znowu trzeba będzie czekać kilka tygodni...
Tak, próbuję się trzymać tej myśli, że zaawansowanie jest bardzo niskie, ale nie wiemy tego jeszcze na pewno i wciąż jest ogromna obawa. Szczególnie, że z każdym wynikiem pojawiają się coraz gorsze wieści (kwiecień ASC-US, czerwiec - HSIL, CIN2, CIN3 i nagle z wycinków bach! rak; sądzę jednak, że to tak nie galopuje, a jedynie cytologie były niefortunnie pobrane i dlatego niemiarodajne). Ale lekarz nie wspominał też nic nawet o leczeniu bez operacji i to też jest dla nas nadzieja.
Onkolog, u którego mamy wizytę za tydzień ma też operować, być może wszystkie te badania zrobią już po przyjęciu na oddział.
Oczywiście nie wierzę w wyłączne zdanie się na środki-cud, ale jeżeli są naturalne, to nie szkodzą, a a nuż wspomogą walkę...
Być może lekarz przekazujący wyniki zdał się na onkologa, który ma się zająć całą resztą, w tym też pewnie zlecić odpowiednie badania. Specjalnie dopytywałam, czy będą wymagane jakieś badania, żeby nie tracić czasu i nie czekać z założonymi rękami na kolejną wizytę. Część z tych , które wymieniasz mama miała już robione czysto profilaktycznie jakieś 2 m-ce temu.
Szybko? A ja jestem przerażona, że to całe wieki, w sumie niecały miesiąc po wycinkach. W mojej wyobraźni jest wizja, że to w tym czasie galopuje niewiadomo jak daleko i głęboko...
Niestety nie ma takich oznaczeń nigdzie na całym wyniku,. Jest napisane skąd wycinek i co tam znaleźli po łacinie i żadnych więcej literek i cyferek. Stąd te moje pytania, bo czytam to forum i wszystkie piszecie o stopniu wskazanym łącznie z diagnozą z histo.. Czy taki stopień wychodzi w TK? Zarówno typ złośliwości jak i stadium raka? Ginekolog określił to jako IA, góra IB, ale nie sądzę, żeby metoda "na oko" była wystarczająca w takiej sytuacji.
Jeśli chodzi o dietę, to miałam na myśli te różne środki-cud, które wg artykułów w necie uzdrawiają.