MW po to jest to forum. Radość przeplata się tu ze smutkiem, nadzieja ze zwątpieniem. Tak właśnie jest w tej chorobie.
Czy te zmiany opisane są jako META? I co sądzi o tym lekarz, który operował? Musiał mieć ogląd narządów przy otwarciu. Powinno być to w protokole operacyjnym, jak lekarz ocenia stan okolicznych narządów.
Nawet jeśli mama ma przerzuty do wątroby, co oznaczać będzie IV najwyższy stopień zaawansowania choroby, to chemioterapia w niektórych przypadkach naprawdę może zdziałać wiele dobrego. Moja mama to FIGO IV, z tym, że nie miała zajętej wątroby, ale odległe węzły chłonne i guzki w płucach z podejrzeniem meta. Po chemii po tych guzkach nie pozostał ślad. Mama już od pół roku na samym Avastinie, a jak będzie dalej dowiemy się w piątek po kontrolnym TK. Głowa do góry. Z moją mamą leczyła się kobieta z zajętą wątrobą i zmiany się wycofały po chemii, jak na razie już blisko rok nie ma po nich śladu.
Dobrze, że zdecydowałyście się na pomoc psychiatry. Psychika bardzo ważna. Trzeba mieć siły do walki z tą chorobą. Pozdrawiam.
z mamą nie jest dobrze. Lekarz powiedział ze choć wszystko wycięli radykalnie+sieć bo tam był duźy guz...to są jakieś zmiany widoczna w TK na wątrobie. O tym nawet nie mowilam mamie. Mama widziala sie z psychologiem w szpitalu. Wczoraj wyszlýśmy ze szpitala...za namową pani psycholog poszłysmy do psychiatry dziś....ale u mamy problem jest w tym ze jak jest w tej strasznej dziurze to nie je nic i w zasadzie nie pije...to mnie tak martwi. Na razie jestem z nią ale jak bedzie w następnym tygodniu....nie wiem. Musze wrócic do pracy...jesli ona nie dźwignie sie sama to jestem przerażona przyszłością. Jak nie będzie jadla a tylko bedzie wymìtować to jak przejdzie chemię?na razie olpikuję sie nią jak umoem najleliej...ale potem? Chociaz powtarza ze chce żyć dla mnie....tak mi jest wtedy smutno. Mam wyrzuty ze zalewan swoimi troskami Was, Was ktore też potrzebujecie optymizmu i pozytwnych informacji. Przepraszam.
odpisałam:-)
ania_walczę_o_mamę wysłałam Ci wiadomość prywatną :)
MW, co do depresji to borykałam się z nią wiele lat. O dziwo w trakcie leczenia onkologicznego trzymałam sie całkiem nieźle. Jeżeli mama korzysta z pomocy poradni zdrowia psychicznego, to warto, żeby tam z nią zajrzeć. U mnie w tym miesiącu minie 3 lata od zakończenia leczenia i teraz dopiero czuję się gorzej psychicznie, więc wróciłam do antydepresantów. Psychika jest ważna i w razie załamania warto skorzystać z pomocy jak najprędzej, bo depresja długo nie leczona lubi przechodzić w stan przewlekły. Jak leżałam na onkologii to przychodziła na oddział pani psycholog i każda mogła z nią porozmawiać. Zapytaj jak to jest u Was. Ja nie czułam potrzeby takiej rozmowy, ale dziewczynom bardzo pomagała.
nana nie wiem (nie pamiętam) gdzie się leczysz ale może pojedź w którąś środę do CO Bydgoszcz do prof W. na konsylium?
Pies ganiał TK, skoro tak bardzo skoczył marker, to wiadomo, że zmiany się powiększyły. Obawiam się, że ten Taxol nie działa zupełnie. Kiedyś genetyk dr H. mówił, że mutantkom Taxol jest niepotrzebnie podawany, bo przy tej mutacji nie działa. Być może miał rację. Zaczynam się obawiać, że jednak lekarka chciała, abym sama zrezygnowała z Taxolu. Jej nie bardzo wypada to zrobić, bo przecież morfologię mam dobrą, a najczęściej właśnie z tego powodu kończy się leczenie onkologiczne i zaczyna się typowo paliatywne (hospicjum). A tu morfologia dobra, ale kończą się możliwości co do podania leków. Nie miałam jeszcze Topotekanu, ale on już nie bardzo wchodzi w grę ze względu na nerki. Nie wiem nic na temat Vepesidu, ale ten lek jeszcze nie jest refundowany. Wiem, że może być mimo to podawany, o ile lekarz wystąpi do NFZ o umożliwienie leczenia niestandardowego i odpowiednio to umotywuje. Zobaczymy.
Nana może to jest dobry moment żeby zobaczyć jak wzrośnie marker w tej dziurze między taxolami,będziesz miała może jakieś porównanie.Szkoda że tego Tk Ci nie zrobią...
Nana i tak źle i tak niedobrze.Być może taxol trochę jednak hamuje cholerstwo.
Wczoraj miałam czwarty wlew Taxolu. Marker przed chemią był 50,5, po trzech wlewach - 67,9, rośnie i to szybko. Rozmawiałam z lekarką, ale w sumie nie wiem o co jej chodziło. Powiedziała, że właściwie to trzeba by było zrobić TK i sprawdzić, jak zachowują się te zmiany, ale nie bardzo widzi sens TK, bo z kontrastem już mi nie zrobią ze względu na wysoką kreatyninę (1,22 przy normie do 0,9), a bez kontrastu to nic nie będzie widać. Może czekała, że sama zrezygnuję z Taxolu? Pewnie tak bym zrobiła, ale na pytanie co dalej zamiast Taxolu, zaczęła się wykręcać i nie zaproponowała w sumie niczego. Skończyło się na tym, że na kolejny wlew mam się zgłosić przed godz. 17.00 na Nowy Rok! Fajnie, co? I to się nazywa Taxol cotygodniowy! Poprzednie też były co dwa tygodnie. Nic dziwnego, że nie działa. No i teraz mam zagwozdkę - co dalej, rezygnować czy nie? Właściwie, skoro nie działa, to po co się truć i pompować to cholerstwo nadal, a może jednak mimo rosnącego markera, trochę działa i nieco hamuje rozwój raka, może bez tego byłoby jeszcze gorzej? Chyba nie ma tu mądrej odpowiedzi.