hey dziewczyny! Mogę dołączyć? Jakoś pozbierać myśli nie mogę.
Moja mama (63lata) dostała kilka tygodni temu dolegliwości żołądkowych po niewłaściwym stosowaniu antybiotyku (bez osłon). Leczono osłonowo, ale gdy po tygodniu nie było efektu, brzuch zaczął się nadymać jak u ciężarnej i znikał po gazach wysłano mamę na usg. I tu nas zastrzeliło - na usg guz na obu jajnikach, na cito do onkologa. 2 dni później w poradni onkologicznej mama usłyszała "nie ma powodów do paniki" i dostała skierowanie na TK i do ginekologa - ginekolog za kolejne 2 dni, TK za 4 dni. W TK wyszedł płyn w otrzewnej, śladowe ilości płynu w opłucnej, guz na lewym jajniku, maciupkie polipy na drugim, niewielki "chyba" naciek na scianie jamy otrzewnej. Robiono też markery - te oscylują ok. 700 ;/ Oczywiscie dwa dni pozniej juz byla w szpitalu. Tam pobadali, poobserwowali, sciagneli masę brudnego płynu z otrzewnej i w stanie dobrym wypisali mamę do domu (mamy 500m do szpitala) czekać na termin uwaga - laparoskopii! Po kilku dniach przyszły wyniki cytologii wody. Słuchajcie - takiego rozbudowanego wyniku jeszcze nie widzialam :D leciało to tak "wynik badania cytologicznego: komórki rakowe". Na nastepny dzien do szpitala - tam tydzien sprawdzali czy mama nadaje się (serducho, plucka etc.) do operacji, wszystko w porząsiu. Woda w opłucnej zniknęła o.O guz na kolejnym usg wyszedł mniejszy, ale znów kilka litrow wody sciagnieto z otrzewnej. W koncu w wielki piatek zrobiono laparoskopie - guz jest tylko na jednym jajniku, wycięto ile się dało laparoskopowo i pobrano materiał. Mama od soboty w domu, czekamy na wyniki...
Boję się, że nie podołam chemii i jej skutkom, jestem sama z mamą, a dla niej to wszystko to czarna magia. Płacze nad byle czym, co i rusz się łamie. Ale ja nie o tym...
Myślicie, że jest nadzieja? Bo z jednej strony wszystko mowi, że "pozamiatane' bo wodobrzusze, bo komórki rakowe w płynie. Z drugiej inne narzady "czyste", poza wodobrzuszem kondycja mamy świetna, wszystkie wyniki cud miód orzeszki, ta niewielka ilośc wody w opłucnej "zniknęła", w laparoskopii podobno drugi jajnik w porząsiu, wszystko git tylko ten jeden dziad. Wiecie o co chodzi? Część objawów mówi, że to już meeeega późne stadium, a część, że wczesne...
Druga sprawa - mama w ciągu 10 dni w szpitalu przez 8 nie dostała jeść (ciągle odkładano zabieg bo były ważniejsze przypadki, a w kółko ją przygotowywali)... Obie jesteśmy otyłe, więc skutek jest taki, że mama schudła drastycznie - wisi jej skóra na rękach i piersiach. Chciałabym ją jakoś "zregenerować" nim pójdzie na chemię - macie jakieś rady?
Pozdrawiam <3