jamalss,

od 2016-10-17

ilość postów: 3

Tematy

cichy zabójca
8 lat temu
Witam. jestem nowa zarówno na forum jak i w temacie choroby. spadlo to na nasza rodzine jak grom z jasnego nieba. Chodzi o moja 40letnia siostre. Nigdy nie narzekala na zdrowie, uprawiala zdrowy tryb zycia, uwielbiala podrózowac, wspinac sie, wolna of nalogow i uzywek. dodatkowo dbala o siebie pod wzgledem profilaktycznym, jednak okazuje sie, ze niedostatecznie dobrze.... niecale dwa miesiace temu czula dyskomfort w brzuchu, byl delikatnie napecznialy ale poza tym nie odczuwala wiekszego bolu, a proces wyprozniania przebiegal jak najbardziej prawidlowo. pierwsza wizyta u lekarza pierwszego kontaktu niestety nieudana- brak mozliwosci rejestracji bo juz bylo pelno.... po kilku dniach ponownie, tym razem z powodzeniem i po krotkim badaniu stwierdzono obecnosc plynu w Jamie brzusznej... wtedy juz wszystko potoczylo sie lawinowo... Wodobrzusze, podejrzenie nowotworu rozsianego w Jamie brzusznej. badania, kolonoskopia, gastroskopia, markery z krwi... Markery wskazywaly definitywnie na jelito grube i na jajniki. konieczna operacja bedaca diagnoza, gdyz wczesniejsze badania nie mogly zlokalizowac guza. Po zabiegu dr oswiadczyl mi i mamie, ze wycieto siostrze 40cm jelita wraz z guzem a calosc wazyla przeszlo 5 kilo! nie mowil nic wiecej, prognoz nie chcial wystawiac tylko wysylal nas do domu, dodam ze pozbawiono jej prokreacji bo na obu jajnikach juz byly nacieki. przeszlo tydzien dochodzila do siebie w szpitalu jednak wciaz zaden z lekarzy nie mowil nic wiecej. dzis jest po konsultacji odnosnie doboru chemii. zalecono chemie paliatywna, nie czytania glupot w internecine, odstawienie na bok "magicznych" diet i starania sie zyc tak jakby jutra mialo nie byc..... jestem wstzasnieta... niestety nie mam przy sobie zadncyh wynikow badan ani dokumentow wypisowych ze szpitala gdyz mieszkam za granica, a siostre dop znow zobacze za kilka dni. wiem ze nie ma przerzutow ani na pluca ani na zoladek ani na watrobe. sa za to pojedyncze guzy na jelitach, podejrzenie rozsiewu wewnatrzotrzewnowego oraz przezuty do wezlow chlonnych. nadzieja umiera ostatnia, a do mnie nawet nie dociera ze siostra jest az tak powaznie chora. nie dam za wygrana, nie dam! nie wierze, ze jeden lekarz moze zadecydowac o zyciu mojej siostry, moze jest ktos inny, kto spojrzalby na to bardziej przychylnie. czuje sie bardzo dobrze, dopisuje jej apetyt i naperawde patrzac na nia w zyciu bym nie powiedziala, ze jest tak tragicznie... blagam, pomozcie...