Ostatnie odpowiedzi na forum
Jasono, twoje slowa dzialaja jak balsam dla duszy....jestem dorosla, a nie potrafię wogole zapanować nad swoimi emocjami, tak mi strasznie cięzko....
Kocham moje dzieciaczki najbardziej na świecie, i wiem że potrafią wyczuć każdy smutek i niepokój w moim zachowaniu...a dziś niestety były swiadkami mojego płaczu, ze smutku i bezradności....
Jestem myślami z Tobą, trzymaj się Jasono!!My kobiety musimy być silne, choć serce krwawi:((
Jasona czytam Cię i placzę....
dziś odebraliśmy wynik adenocarcinoma G2....
przerzuty prawdopodobnie w wezlach chlonnych i płucu guzek 3 mm niewiadomego pochodzenia....
Niemogę się opanować od płaczu nie moge zaakceptowac tej sytuacji....
jak najszybciej zalatwic operacje, czy musi ona być w CO, czy moze to byc zwykly szpital....
jestem pogubiona zalamana jeszcze nie przyjelam do wiadomosci tej sytuacji w jakiej jest tata...
Kochana Jasono trzymaj się, jestem myślami i modlitwą z tobą.....
Jest strasznie cięzko....
wyniki TK klatki
Drobny guzek (3 mm) w segmencie szczytowym płuca prawego.
Pytanie: czy guzek ten może być przerzutem?
TK jama brzuszna i miednica z kontrastem:
Odcinkowe zwężenie okrężnicy na pograniczu kątnicy i wstępnicy do 25 mm na długości poniżej 4 cm, ze znacznym zwężeniem śladowo wypełnionego środkiem cieniującym światła, bez patologicznego wzmocnienia kontrastowego.
W okolicznej tkance tłuszczowej niewielkie hiperdesyjne zagęszczenia i pojedyncze wzmacniajace się węzły chłonne do 8 mm. Poza tym powiększonych węzłów chłonnych w jamie brzusznej nie stwierdza się.
Pozostale narządy jamy brzusznej bez zmian.
Proszę Was o wytlumaczenie co oznacza ten wynik ?czy w węzlach chlonnych sa przerzuty?
Jutro wynik hist pat
Jestem zalamana, nie mam juz nawet sily na łzy:((
Ohh Jasona, ja też modliłam się do M.B Fatimskiej, byłam wieczorem na nabożeństwie fatimskim i w czasie modlitwy powierzyłam mojego tatę i jego zdrowie M.B Fatimskiej, poczulam ukojenie i obiecalam sobie że codziennie będę odmawiala różaniec,bo wielkie rzeczy można wybłagać tą modlitwą...:)
Moj mąż też zaczyna się lekko wkurzać, nie do końca rozumie moje zachowanie...
Siostra również własnie mi powiedziala że za dużo mówię o tej chorobie....ale ona jest daleko od rodziców, nie patrzy na pełne cierpienia oczy mamy i ukryty strach w oczach taty......tak mi go żal, tak jestem cholernie na siebie wkurzona, sama miesiąc temu byłam na kolono, bo myślalam ze mam raka, a znając historię rodzinną nie przekonalam taty aby wykonal to badanie...Tego sobie do końca nie wybaczę, myślę że to może kara za mój egoizm że tylko myślalam o swoim zdrowiu(ponad normę) i latałam na mnóstwo badań....tak zapatrzona w siebie, ze nie zauważyłam w tym wszystkim mojego taty....
Moim lekarstwem będzie modlitwa, wierzę że to przyniesie jakieś ukojenie bólu i w tajemnicach różańca wybłagam u Maryi zdrowie dla Taty...
Jasona, rozumiem Twój ból,jak bardzo cierpisz że nie możesz być blisko mamy....
Niewiem jak to wytrzymałabym, szczerze mówiąc zrobiłabym wszystko, aby przylecieć choć na parę dni, przytulić mocno mamę, być przy niej....
Ci nasi kochani rodzice, którzy dla nas tyle w życiu zrobili, tyle trudu włożyli w nasze wychowanie, teraz my jesteśmy od tego aby zwrócić tą miłość i opieke z nawiązką....
Jasona, trzymaj się.
Jak pomyślę o wynikach TK jakie mogą być, to aż mnie ściska z żalu w żołądku...
Oczami wyobraźni widzę wynik...
Zawsze byłam wielką hipochondryczką, a teraz życie postawiło mnie przed walką z moim największym lękiem...NOWOTWOREM.....
Dziś w czasie urodzin mamy widzialam jaki mój tato siedzial zamyślony, myślami nieobecny.....
Ja też wszystkie sprawy domowe mam zaniedbane....ciągle myślę tylko o tym....
Dzieci patrzą na moje łzy, mąż początkowo mnie pocieszal, teraz już przestał...
Miesiąc temu byłam w Rzymie, przy grobie JP II gorąco modlilam się o łaskę zdrowia dla mojej rodziny i wierzę że JPII wstawi się za nami u Pana Boga, da nam wszystkim siłę, a przede wszystkim tacie do walki z chorobą....
ja powoli kładę się spać, choć pewnie czeka mnie kolejna bezsenna noc,spokojnej nocki, do jutra!
Tatuś dzis po TK klatki piersiowej,jamy brzusznej i miednicy...wyniki za dwa dni...
Jest cięzko, widać po tacie że chodzi zamyślony, mama poplakuje po kątach, ja dziś trzymam się muszę być opoką dla nich obojga.....
Ja też jestem wierząca, ukojenia szukam w modlitwie do Maryi...
Nie zadaję już pytania dlaczego on?
Najwyraźniej tak musiało być,
z niepokojem czekam na wyniki dzisiejszych badań TK....
zmartwily mnie taty wyniki krwi, tak niskie żelazo, hemoglobina 10,8
Gdy rutynowe badania krwi robil pół roku temu hemoglobina była na poziomie 14.....
Żal mi serce ściska, jednak zrozumialam że muszę być silna, morze łez już wyryczałam teraz czas wziąć się do walki o zdrowie, życie mojego Taty, bo ma dla kogo żyć!!!
Andrzej, dziękuje za tak pokrzepiające posty, ja muszę napisać, że siostra mojego taty raka jelita grubego(kątnicy) również przezwyciężyła i żyje już 7 lat od diagnozy...
niestety mójj dziadek(ojciec taty) nie wygral z tą chorobą....
Ja zapisalam się do onkologicznej poradni genetycznej by zbadac czy jestem zagrozona tą chorobą, wizyte mam dopiero na 3 października....
Czuję się jakbym była w jakimś koszmarze z którego nie mogę się obudzić...
Proszę napiszcie mi jak w tej walce podtrzymują Was na duchu Wasi najlbliżsi(mężowie, żony)
Dziękuję Andrzej za Twoje świadectwo, daje iskierkę nadziei w tym smutnym dla mojej rodziny czasie....Tata odebral wyniki krwi-hemoglobina 10,8 a żelazo ttylko 22 gdy norma jest od 65 do 175.....Jak wyglądaja wyniki krwi u Waszych bliskich?
Proszę o modlitwę....tata wlasnie jedzie na tk pluc i j.brzusznej,,,o 11.30 ma badanie, tak się boję....muszę nauczyć się z tym lekiem żyć, który pewnie nigdy mnie już nie opuści.
Czy bierzecie jakieś leki uspokajające??
Ja tak, ale nie czuję ich dzialania....
Staram się być silna, podtrzymywać na duchu moją mamę, która również to bardzo przeżywa...boję się.
Jasona-rozumiem Twoją mamę, nie chce żebyś widziala jej cierpienie....
Ja mieszkam z moim Tatą, taty postawa jest taka, że jakby nie przyjmuje choroby do siebie, nie pokazuje tego, normalnie żyje, ale podejrzewam ze w srodku to bardzo przeżywa...dziś mama ma urodziny, od rana jest zaplakana, ja wspieram ją jak mogę,pocieszam....
Na dodatek w małżeństwie mi się nie uklada.....to jest wszystko ponad moje siły...
dziekuje kobietki za wsparcie....tak bardz Wam dziekuje.......nie moge sie pozbierac....a muszę to zrobić, dla Taty, dla mamy....
Jutro tata ma tk płuc i jamy brzusznej....Boję się strasznie wyniku..Niewiem jak to przyjmę jeśli będzie zły..Podobno czlowiek jest w stanie dużo znieść, miejmy nadzieję że badania ta wyjdą ok.
Tata rozmawial z lekarzem z CO Bydgoszczy, kolejka oczekujących na operację to 70 osób....jednak mam nadzieje że uda się prędzej to zalatwic....
Dziewczyny dziękuję za Wasze wpisy, trochę lżej zrobilo mi się na sercu...
Dziś tata jeszcze poszedl na badania krwi...
Wiem, muszę być silna, być opoką dla moich kochanych rodziców, którzy tyle dobrego dla mnie zrobili, teraz ja muszę być wsparciem dla NIch
Zawsze byłam wrażliwa słaba psychicznie, teraz muszę sobie udowodnic że dam radę!!!!!
Lżej na sercu gdy czyta się Wasze wpisy, że chcecie mnie wesprzeć na duchu,choc wogóle nie znamy się osobiście...
Jestem Wam wdzięczna, za te wszystkie słowa otuchy...Trzymajmy się razem w tym wspólnym nieszczęściu a będzie nam łatwiej....
Jak zatrzymać te poklady smutku? muszę to zrobić, muszę ogarnąć się, dzieciaczki mnie ciągle pytają dlaczego płaczę....
Muszę jakoś funkcjonować....muszę pokazac mojemu tacie ze jestem silna, chociaz wiem ze gdy przyjdzie operacja, chemia, pobyty w szpitalu to nie bede potrafila ukryć lez...
Dlaczego nie zmusilam taty prędzej do tego badania???????????!!!
Jak dobrze że jesteście, że mam do kogo napisać....teraz nachodzą mnie refleksje jaka byłam glupia egoistką, myslalm tylko o sobie,ile pieniędzy wydalam na wlasne badania czasami bezpodstawne podczas gdy mój tata....
U nas początek trudnej ciernistej drogi....
a w moim umyśle tylko obrazy.....widzialam przebieg raka j.g u mojego wujka(nie spokrewniony z tatą) jak ta choroba go wyniszczyla, jak po pół roku od diagnozy umieral w hospicjum...wyniszczony, wrak czlowieka....
Rak był zawsze moją największym lękiem a wręcz obsesją....
Może Pan Bóg chce mnie ukarać w ten sposób za to że widzialam tylko siebie....
Moj kochany tatuś ma raka
Nie może to do mnie dotrzeć.....tak bardzo chcialabym cofnąć czas, wiele razy postąpić inaczej...
Boże jak moglam...Mój mąż jest twardy w uczuciach, dusi to w sobie, ja natomiast wylewam wszystkie żale łzami..
Dzieciaki zasnęły, ja mam w glowie mętlik, nigdy juz nic nie bedzie tak jak dawniej, dlaczego nie docenialam tej "normalności"?
Jestesmy na początku drogi, przed nami wynik hist pat, potem operacja, szukanie przerzutów itd,
Jestem tak slaba psychicznie, nie umiem wziąć się w garść, nie umiem spojrzeć w oczy mojemu tacie z żalu....
Jest tak wspanialym ojcem, dziadkiem, moje dzieciaczki go uwielbiają....
Ma jeszcze dużo planow na życie....Jak się ogarnąć, jak przezwyciężyć ten płacz, nie potrafię wziąć się w garść.
Jasona-trzymaj się, razem wszystkim będzie nam łatwiej przejsć przez ten koszmar..chociaż nigdy już nie bedzie tak jak kiedyś....