Ostatnie odpowiedzi na forum
Cześć. Jestem 4 lata po diagnozie i usunięciu raka wraz z macicą i przydatkami. Innego niż skalpel leczenia w moim przypadku mi nie zalecono. Mój lekarz wyjaśnił, ze markery są na konkretne nowotwory, a mojego już nie ma więc i robienie markerów na inne raki nie ma sensu. Miesiąc temu dostałam rehabilitację na bark. Odmówiono mi lasera i jonoforezy. Sanatorium zreszta też. Wyjaśnienie było takie, że zabiegi rehabilitacyjne i sanatoryjne pobudzają komórki do aktywności i te nowotworowe niestety też. Do mnie to przemówiło. Podobnie odradzano mi eksperymentowania z akupunkturą i bioharmonią. Co do profilaktyki to przez 3 lata miałam kontrole ginekologiczne co 3 miesiące. Teraz raz na rok. Z badań to raz w roku USG jamy brzusznej, prześwietlenie płuc, USG piersi i mamografia. Co 2 lata badania na osteoporozę. Generalnie kontrola, kontrola, kontrola. Zdrowe żywienie i nie przejmowanie sie. Ja sama odkryłam, że życie jest piękne i trzeba walczyć o każdą chwilę. Rak mi właściwie pomógł. Wyszłam z galopady do robienia kariery, marazmu codzienności i mało wnoszących seriali tv. Spełniam swoje małe i wielkie marzenia. Robię wszystko, żeby każdy dzień przynosił mi jakąś radość. Ale, żeby nie było sielanki to dokuczją mi uderzenia związane z przyspieszonym pokwitaniem. Również zaburzenia snu. Wspomagam się climeą i produktami sojowymi. To niespanie nie jest takie złe, bo mam więcej czasu na "szaleństwa". Regularne kino, teatr, wycieczki, koncerty, spotkania towarzyskie... seks (bez żadnego dyskonfortu). Generalnie po raz drugi jestem nastolatką, a o raku pomału zapominam :))))
Część dziewczyny. Ja jestem z trochę innej bajki. Miałam raka macicy. Zdiagnozowany 3 lata temu. Operacja - usunięcie. 1,5 roku temu, guz - kolejna operacja i usuniecie jajników. Teraz jest OK.
Niestety choroba uderzyła mnie w jeszcze czulsze miejsce. Gdyby we mnie..., ale dopadła moją najbliższą przyjaciółkę.
Diagnoza była 07 września - na 27 września wyznaczona jest data usunięcia piersi. Mieszkam w Warszawie i chciałabym spotkać się z jakąś amazonką, żeby porozmawiać o operacji, rekonstrukcji piersi itd. Nie chciałabym dowiedzieć się po fakcie, że czegoś nie zrobiłyśmy, albo o coś się nie upomniałyśmy. Bardzo proszę o wsparcie.
2,5 roku temu diagnoza-operacja, 1 rok temu diagnoza-operacja. Za 6 dni mam kontrolę i ... strach, deprecha, złość. Trzymajcie kciuki.
Dzięki wszystkim za wsparcie.
Powinnam jeszcze dopisać, że trzymajcie kciuki za moioch bliskich, żeby wytrzymali ze mną.
Mam 48 lat - 2,5 roku temu zdjagnozowano mi raka złośliwego trzonu macicy. A zaczęlo sie tak:
pokazała sie obfita i bardzo bolesna miesiączka. Ginekolog stwierdził - polip. Dostałam skierowanie na zabieg w ramach tzw. szpitala jednego dnia. Po pierwszych badaniach lekarka prowadząca stwierdziła, że to raczej mięśniak i to tak umiejscowiony, że trzeba go usunać w warunkach operacyjnych a nie zabiegowych. Kolejny termin i kolejne badania (cytologia idealna, markery w porządku) i w końcu operacja (marzec). Usunieto mi macicę. Potem było już tylko lepiej, aż do 1 kwietnia (pryma aprilis). Wezwano mnie na konsultację i diagnoza - nie polip, nie mięsniak ale rak i to złośliwy. Za 3 tygodnie wyznaczono mi kolejną operację - usunięcia jajników. Zanim jednak położyłam sie znowu na stół poszłam na konsultację. Przyznam, że przemaglowałam 4-ech onkologów. Wszyscy radzili zostawic jajniki i obserwować. Tak zrobiłam. Co 2-3 miesiące kontrole u ginekologa-onkologa. Minął rok i 2 miesiące (czerwiec 2010) informacja - w jajniku są guzy. Obserwowaliśmy 2 miesiące. Na koniec sierpnia guz miał już 2,5 cm (120% przyrostu przez 2 m-ce). We wrześniu operacja i po jajnikach. Minął rok i teraz jest OK. Zachowuję czujność i cieszę się każdym dniem życia. Podpieram się wyczytanym kiedyś zdaniem: "każdy musi kiedyś na coś umrzeć, ale Ci z rakiem są lepiej poinformowani". Walczyć dziewczyny i nie bać się badań.