Ostatnie odpowiedzi na forum
Dziekuje Kama58, nie jest mi latwo bo ja sobie zycia bez niego nie wyobrazam , aczkolwiek wiem, ze to kiedys minie. <3
Dziekuje Bolku, dziekuje Henryku. Pogrzeb odbedzie sie we wtorek. Moj maz spocznie w grobowcu rodzinnym obok swojej mamy i taty. Niestety z ich dzieci...jest pierwszy.To moj syn zajal sie organizacja...ja tylko place. Ciagle mysle, ze maz jest w szpitalu i zyje. Niczego nie zmieniam, niczego nie sprzatam. Tak jakby mial wrocic. Podobno w kulturze katolickiej zaloba trwa rok.../ dzisiaj siostra w Kosciele powiedziala niby frazes, ze bedzie sie modlic za meza i za mnie...poplakalam sie. Na pytanie czego bym chciala odpowiadam: aby ozyl i wrocil. Lubilam sie nim opiekowac, spelniac jego prosby, dawac nadzieje. A on dawal mi oparcie psychiczne. Teraz siedze w domu i rozmyslam, wspominam, cierpie, ze to juz nigdy nie wroci. Boje sie tez zyc...bo juz moge liczyc tylko na siebie. Nikt za mna w przyslowiowy ogien nie skoczy.Jeszcze w takiej sytuacji nigdy nie bylam, ale musze sie z czasem nauczyc...
Wszystkim bardzo dziekuje. Smierc ( przynajmniej ta mojego meza) nie jest straszna, bo moj maz nawet nie wiedzial , ze umiera. Ale sytuacja tych , ktorzy zostaja jest nie do pozazdroszczenia. Przezylam z nim prawie 30 lat. Z mama i tata mieszkalam tylko 19.../mama wrocila do mnie w 2011, ale ma demencje naczyniowa wiec kontakt z nia jest mocno zaburzony.Na poczatku bylismy zakochani, a pozniej zapewne przyzwyczailismy sie do siebie tak bardzo, ze nawet gdy bylo fatalnie miedzy nami...nie potrafilismy sie rozstac. To byl facet cudowny i wredny ...ja pewnie tez...ale te miesiace w chorobie zblizyly nas. Myslalam, ze gdy mu sie uda to wyruszymy na dluuuugie wakacje...powtorzymy nasze wyprawy do Dani, Szwajcarii...tu gory, tam morze-kochalismy przyrode.Tak bardzo chcialam go z tego wyciagnac, ale niestety za pozno sie zglosil do lekarzy. Nie rozpoznal symptomow , albo bal sie diagnozy. To byl blad. Trzeba sie badac i reagowac. Gdyby mozna mu bylo zrobic operacje radykalna zapewne by zyl. Ostatnio lekarz ze szpitala onkologicznego powiedzial, ze rodziny czesto robia im awantury dlaczego nie chca operowac bliskiej im osoby. Wytlumaczyl to tym, ze oni maja leczyc , a nie zabijac. Moj maz zyl 10 miesiecy odkad dowiedzial sie , ze ma nowotwor zlosliwy, ktorego nie mozna juz zooperowac. Chemioterapia miala go zmniejszyc , ale sie nie udalo. Po rozpoznaniu zyl jeszcze 10 miesiecy.Nie cierpial i chcial zyc jak najdluzej. a ja robilam wszystko aby to zrealizowac.//Nikt nie spodziewal sie , ze to nastapi tak szybko-wigilia byla taka fajna...on tez liczyl, ze moze da rade wzmocnic sie na tyle by przyjac chemie a pozniej poddac sie operacji radykalnej. Nikt nam nie powiedzial wprost , ze on ma przerzuty.Nibt ta woda w plucach , wokol watroby itp o tym swiadczy , ale w swieta BN jeszcze tego nie bylo.Cieszylismy sie kazdym dniem . Przeczytalam jego smsy po smierci...nigdzie nie napisal, ze to koniec . Wszedzie pisal, ze wzmocni sie i pojdzie na chemie...! Jest mi bardzo ciezko albowiem to byl jedyny czlowiek , dla ktorego bylam wazna. Bylby zawsze obok mnie -nigdy by mnie nie opuscil. Jak sie ma taka opoke to latwiej sie zyje. Poniewaz byl czesto niegrzeczny w sensie werbalnym ...nie docenialam tego. Teraz dalabym wszystko co mam aby ozyl...ale jest juz za pozno.
Witajcie, nie chcialam tego pisac na forum, ale jest osoba, ktora mnie przekonala, ze powinnam to zrobic.Otoz moj maz umarl wczoraj w szpitalu na Stepinskiej , rano, obudzil sie jak zawsze , zjadl zupke i zasnal ( umarl) nie cierpiac. To bylo o 9:00 rano, a ja mialam przyjechac 10-11. Dowiedzialam sie telefonicznie bo zdziwilo mnie ze maz nie odbiera tel-wiec zadzwonilam do personelu.
Wigilie spezdzilismy razem w domu, 27 grudnia nastapila niedroznosc jelit, maz wezwal pogotowie...do 4 stycznia walczylu z jelitami i wypisali do domu gdy juz zaczely pracowac. Ale w szpitalu ponownie spoly mu nogi , brzuch ( brak bialka?)...w opisie usg byla woda wokol pluc, watroby i etc.
5.01 zawiozlam meza na udroznienie nefrostomii. Wrocilismy do domu.Ale mezowi coraz ciezej sie oddychalo. 6.01 wezwalismy pogotowie ( rano) aby dali jakis zastrzyk na to, dalam tez flegamine. Wieczorem maz znowu wezwal pogotowie aby przed noca jeszcze raz dali takie zastrzyki, bo bal sie ze sie udusi. 7.01 rano ledwo oddychal wiec ja wezwalam pogotowie.Lekarz stwierdzil, ze maz ma wode do polowy pluc i wymaga natychmiastowego sciagniecia tej wody w warunkach szpitalnych. Maz zdecydowal sie jechac. Prawie caly dzien 7 stycznia bylam z nim w szpitalu. Mial maseczke tlenowa i mowil, ze nastepnego dnia bedzie zabieg. O 20:00 wyszlam , gdy przybylam do domu maz jak zwykle zadzwonil do mnie aby zapytac czy szczesliwie dojechalam , mialam byc rano u niego. Ale rano umarl. Lekarka powiedziala: to byla niewydolnosc krazeniowo-oddechowa. Mial uogolniona chorobe nowotworowa , nie sciagnelismy wody z pluc bo rak byl przyczyna i od razu bylaby nowa woda i dodala , ze maz nie byl reanimowany bo takich pacjentow sie nie reanimuje. Jestem na lekach: asentra i cloranxen ale jest ciezko mimo tego. Teraz nie wyobrazam sobie zycia dalej bo maz poprzez to, ze byl bardzo silny psychicznie...nawet chory dawal mi poczucie bezpieczenstwa.
Wszystkim zycze zdrowia, szczescia, aby marzenia sie spelnialy, a los w tym pomagal -
Happy New Year 2016 ! <3 <3 <3
Witaj Dona, dziekuje za informacje. Ostatnio lekarz mowil aby maz stosowal profilaktycznie urosept to nie bedzie tworzyl sie kamien ? // Aktualnie nefrostomia funkcjonuje dobrze, ale zatkaly sie jelita. Od niedzieli lekarze z tym walcza w szpitalu ( gliceryna, wlewanie wody do kolostomii ) i chyba bedzie dobrze. Tyle tylko, ze maz przerazil sie i powiedzial, ze jesli zacznie juz jesc normalnie to tylko wszystko zmiksowane :(...pa <3
Maz dostal 23 grudnia tramal ( 50 mg co 12 godz) i zamiast poprawy, czuje sie gorzej w takim sensie, ze stal sie spiacy i slabszy. Nie chcial brac za czesto pyralginy i to miala byc alternatywa. Chyba bedzie musial to odstawic. Nefrostomia jak zwykle sie zapchala i 23 grudnia wymieniono obie. Podobno przyczyna zapychania jest kamien-wlaczylismy urosept. Przez to , ze jeszcze lyka antybiotyk ma gorszy apetyt, ale podjada czesto choc mniej.../ Wlasnie kaczka z jablkami dochodzi w piekarniku :)Buziaki dla wszystkich P.S. Nasza choinka ;)
Kochani, zycze wszystkim Wesolych Swiat , zdrowia i spokoju. Sily w zyciu , dazeniu do celu , zdrowienia. P.S. U nas bez zmian na gorsze. Czyli dobrze. <3