Ostatnie odpowiedzi na forum
@zaskoczona @aniaw12 mama miała właśnie raka brodawkowatego. Jak była w listopadzie w Zgierzu to robili jej później scyntygrafię całego ciała i nic nie wyszło (ale czy scyntygrafia ogólnie całego ciała jest tak dokładna jak sama scyntygrafia kości?). Mama mojej koleżanki chorowała na raka piersi i od początku miała przydzielonego swojego onkologa, który ją prowadził przez całą chorobę a u mojej mamy nie ma takiego lekarza i to mnie martwi najbardziej. Pani endokrynolog poświęca jej 5 minut i z pewnością w głosie mówi, że ona wierzy, że jeśli ktoś miał jeden rodzaj raka to już nie może mieć innego. Jak słucham takich głupot to ogólnie zrażam się do lekarzy;/ mam nazwisko tego ordynatora ze Zgierza, może on by ją przyjął, ale nie wiem czy jest sens skoro w pierwszym tygodniu sierpnia i tak tam pojedzie znów na leczenie i badania. Wiecie, najbardziej mnie denerwuje, że przy raku tarczycy w przypadku mojej mamy, skupiają się tylko i wyłącznie na tarczycy. A wydaje mi się, że rak to jest na tyle poważna choroba, że trzeba ją traktować ogólnie a nie tylko jako jeden rodzaj. Mogę ją przed sierpniem zapisać do jakiegoś lekarza prywatnie, szukam na znanylekarz.pl i wybiorę tego, który ma najwięcej pozytywnych komentarzy. Tylko nie wiem czy lepiej do onkologa czy dobrego endokrynologa jednak? :(
Cześć dziewczyny! Ostatni raz zaglądałam tu rok temu, kiedy u mojej mamy wykryto raka tarczycy. W sierpniu zeszłego roku mama miała operację usunięcia tarczycy, później tydzień jodowania w Zgierzu i wypis do domu. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, ze mama skarży się na ból kości. Bolą ja kolana, łokcie i kości policzkowe przy dotykaniu. Jednocześnie znów jest zmęczona, ma uderzenia gorąca i bardzo się poci. Lekarz internista uznał, ze to może być związane z menopauzą i co za tym idzie z osteoporozą. Ja jednak znów bardzo się martwię i w ogóle mu nie ufam, bo przeczytałam, ze przy osteoporozie kości nie bolą, człowiek się o niej dowiaduje wtedy gdy zaczynają się łamać. Poza tym lekarze bardzo bagatelizują moją mamę, a przecież to fakt, że miała raka tarczycy nie świadczy o tym, że już nie może mieć innego rodzaju raka. Boje się, że to mogą być przerzuty do kości. Nie chce nawet o tym myśleć, ale nauczona doświadczeniem z zeszłego roku wiem, ze trzeba jak najszybciej zbadać problem a nie go ignorować. I tu pojawia się problem, mama nie ma swojego stałego lekarza prowadzącego jej chorobę, ma jedynie panią endokrynolog, która nie jest najlepszą specjalistką w swojej dziedzinie.
Dlatego szukam dobrego, polecanego lekarza onkologa najlepiej również endokrynologa. Nie mogę nikogo znaleźć przez internet, więc pomyślałam, że może któraś z Was może kogoś z okolic Łodzi polecić? U mojej mamy wszystko na opak, tarczycę wycinał jej zwykły chirurg ze szpitala Kopernika, a uważam, że powinna iść do onkologa, powiedzieć mu o tym bólu i zrobić scyntygrafię kości.
Denim i kalmara- dziękuję Wam bardzo za odpowiedź. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Ile trwa taki pobyt w szpitalu? I czy po wyjściu ze szpitala będzie można już być z mamą czy musi przez jakiś czas być sama? Mam tylko nadzieję, że to już będzie wszystko, że nie będzie żadnych przerzutów, tego się boję najbardziej:-(
Cześć dziewczyny! Moja mama w przyszłą środę idzie do szpitala w Zgierzu na leczenie jodem i stąd mam kilka pytań do tych z Was, które już takie leczenie mają za sobą.
Czy to prawda, że wszystkie rzeczy po takim pobycie trzeba w szpitalu zostawić? Co radzicie, aby ze sobą wziąć do szpitala? Czy leczenie odbywa się w izolatkach? Czy są tam jakieś książki lub czasopisma? Jak wygląda takie leczenie i czy jest to bolesne?
Mama boi się, że będzie się w szpitalu bardzo nudziła. A ja się boję wyników badań scyntygraficznych:-(
Pozdrawiam Was ciepło,
doubleespresso
zaskoczona- tak, tu chodzi o moją mamę, ma 53 lata. Guz miał mniej niż 2 cm, ale właśnie częściowo naciekał dlatego się martwimy o te przerzuty.
Ale wiecie co dziewczyny, rzeczywiście to forum jest wspaniałe, przede wszystkim to, że można do Was napisać i się poradzić bo to naprawdę dużo daje <3 Łatwiej jest myśleć pozytywnie po tym co się tu u Was przeczyta dlatego bardzo Wam dziękuje:-)
Bo wynik histopatologii wskazał, że stadium tego raka to T3 i nie wiem czy to nie jest znak, że leczenie powinno być szybciej. Każdy lekarz nam mówi, że ten czas nie wpłynie na postęp choroby, ale skąd oni mogą to wiedzieć skoro nie było jeszcze żadnego badania scyntygraficznego i nie wiadomo czy nie ma gdzieś przerzutów? :( możne można by chociaż to badanie zrobić wcześniej, nawet prywatnie w ostateczności? Jak myślicie?
Wynik badania histopatologicznego potwierdził raka brodawkowatego. Dziewczyny a jak długo czekałyście na leczenie jodem? My byliśmy z mamą w piątek w Zgierzu i wyznaczyli jej termin na 3 grudnia dopiero. Chciałam dzwonić do Gliwic i zapytać czy tam można by szybciej się dostać, ale nie moge się dodzwonić pod ten numer który jest na stronie podany :/ 3 miesiące to strasznie długo zwłaszcza, że nie wiemy czy nie ma jakiś przerzutów i czy te 3 miesiące nie wpłyną na pogorszenie jej stanu zdrowia... Sama myśl o tym czekaniu w tej niewiadomej wpływa na psychikę :(
Maszka27 a Ty jeszcze jesteś przed operacją? Długo będziesz czekała? Rozumiem Cię, ja też nie lubię szpitali i chyba mało kto lubi, ale u mojej mamy było tak, że przyjęli ją w niedzielę na odział a w środę już miała wypis, więc dasz radę!
Zaskoczona masz racje, pozytywne myślenie jest najważniejsze i ja się bardzo staram ale czasem dopadają mnie takie myśli:-( Jeszcze tylko zapytam, bo widziałam że pisałyście że ten rodzaj raka raczej nie przerzuca się na jajniki a czy na trzustkę? Czy to możliwe, że stąd ten cukier? Nawet boję się o tym myśleć, wolę przyjąć, że to jednak od stresu, ale muszę zapytać bo to nie daje mi spać po nocach. Na podstawie oczywiście internetu sama taką założyłam diagnozę choć wiem, że nie powinnam;/
Dziewczyny, moja mama też już jest po operacji, czekamy teraz na wyniki badań histopatologicznych i na decyzję co dalej. Powiedzcie mi, jeśli w biopsji wyjdzie, że to prawdopodobnie rak brodawkowaty to czy z histo może wyjść, że np anaplastyczny? Czy to się często zdarza? Wiecie, najbardziej się bałam czy mama przeżyje operacje, ale teraz boję się znacznie bardziej tych wyników. Mama też już wyczytała w internecie, że jeśli okaże się, że to anaplastyczny rak tarczycy to jest on nieuleczalny:-(
I jeszcze chciałabym zapytać czy któraś z Was miała do czynienia z taką sytuacją: przed wizytą w szpitalu mama miała wynik glukozy 95 (na podstawie badań w przychodni, które były robione jeszcze w tym roku) a w szpitalu wyszło nagle aż 145. Bardzo nas to niepokoi bo mama od dłuższego czasu jest na diecie o niskim indeksie glikemicznym i nigdy nawet nie była zagrożona cukrzycą... a tu nagle taki skok cukru.
Hej dziewczyny! Mama ma już termin operacji, w niedzielę idzie do szpitala Kopernik w Łodzi a w poniedziałek czyli 10.08 ma mieć wyciętą tarczycę. W międzyczasie okazało się, że choć ma 3 guzy to podczas biopsji zbadali jej tylko 2 więc lekarz postanowił, że wytnie jej tylko lewe węzły chłonne ponieważ wycięcie węzłów po obu stronach wiąże się z rozległą operacją i ryzykiem powikłań (jakich powikłań, czy ktoś się orientuje albo ktoś z Was miał może takie powikłania?). W sobotę zrobiłyśmy ponownie biopsję tego guzka, który nie został zbadany i czekamy na wynik. Jeśli okazałoby się, że też jest złośliwy to chyba lepiej żeby lekarz wyciął podczas jednej operacji obydwa węzły chłonne niż ryzykować możliwością kolejnej operacji w przyszłości.
Moje pytanie do Was, ponieważ tym najbardziej martwi się mama, jak czułyście się po operacji? Jak długo byłyście w szpitalu? Wiem, że to kwestia indywidualna, ale jednak każda pocieszająca informacja jest nadal na wagę złota:-)
Jednocześnie pozdrawiam serdecznie wszystkie z Was, które mają wolne i wypoczywają w ładnych i słonecznych miejscach:-)