Ostatnie odpowiedzi na forum
Dziękuję Wszystkim za kondolencje. Ciężki dzień jutro. To jutro po raz ostatni pożegnam mojego ukochanego Tatusia i zarazem mojego największego przyjaciela. Nigdy nie miałam lepszego przyjaciela i wiem że nigdy już mieć nie będę. Z moim tatusiem mogłabym konie kraść. Kochał mnie ogromną miłością, tak wielką jak ja jego.Śpieszmy się kochać ludzi, bo oni tak szybko odchodzą.
Witajcie,
jakiś czas temu pisałam do Was o moim tacie, że w styczniu miał operowanego raka pęcherza moczowego, podobnie jak w maju. Tatuś czuł się fatalnie, był przeziębiony...kaszlał. Zbierała mu się woda w płucu lewym. W czerwcu tego roku, konkretnie 18 czarwca, tatusia zdiagnozowano - złośliwy rak płuca z przerzutami do kości. Mojego tatę to załamało. Od tego dnia było już tylko gorzej. Chemia ( 2 cykle) go dobiły. Dziś tj 14 sierpnia 2015 roku o 6.20 odszedł mój tatuś po niespełna 2 miesięcznej, ciężkiej walce z rakami. Rak płuc go wykończył. Strasznie cierpiał. Do samej śmierci leciały mu łzy. Dziś mój tatuś skończył 66,5 roku. Z jego odejściem umarła część mnie. Rak niestety jest bezlitosny i zawsze wygra.
Życzę Wam powodzenia, ale z dniem dzisiejszym przestałam wierzyć w cuda, w medycynę i w lekarzy. Na raka nie ma lekarstwa i nigdy nie będzie.
Witam wszystkich, mój tato 6 mc temu zachorował na raka złośliwego pecherza moczowego z przerzutami do nadnerczy i przepony oraz wezłow chłonnych. Myślałam że jest bardzo źle, ale to wcale nie było tragedii, bo 3 tygodnie temu tata dowiedział się że ma raka złośliwego płuca ( lewego). Ma liczne przerzuty do węzłów chłonnych, kości ramion, żeber, ud. Stadium raka jest 4. Jest to rak gruczołowaty. Proszę mi napisać jakie są rokowania takiego nowotworu? Na necie pisze że przeżywalność z 4 stadium to mniej niż 1% na 5 lat....a Waszym zdaniem?
To znów ja....dziś rozmawiałam z lekarzem. Tatuś ma złośliwy rak lewego płuca z rozsianiem do obu, z przerzutami do układu kostnego ( żeber, ramion, miednicy, i kości udowych). Stadium zaawansowania choroby jest czwarte. Tata nie ma sił. Leży, nie je, bo nie ma apetytu....jest na morfinie i środkach nasennych...Ile taka osoba może żyć? Czas mam liczyć w latach? miesiącach, tygodniach czy dniach?Proszę powiedzcie....
Wiktoria 11.....mowisz o tragedii dzieci....wiem co to znaczy...3 lata temu - 2 maja 2012 roku pochowałam mojego synka.....i dlatego nie umiem pogodzic sie z utratą tych co kocham....Ja stałam przy łożu mego synka jak umierał....ubierałam na ostatnią drogę jego życia- jego malutkie ciałko....żegnałam go....a teraz mój cudowny tatuś jest tak strasznie chory. On nie wie że ma przerzuty do kości....wie o tym mama i ja ( nie mam rodzeństwa), i dziś gdy u niego byłam....łzy mi ciekły a on nie wiedział czemu....mówiłam że się z mamą posprzeczałam....a serce mi krwawiło tak samo mocno jak 3 lata temu kiedy chowałam moje dziecko. Wiem co to utrata ...i wiem co znaczy iść w drodze krzyżowej kogoś najbliższego.
hej wszystkim, jakiś czas temu pisałam Wam o moim tatusiu - ma złośliwego raka pęcherza moczowego. Pisałam Wam również że tata ma zmiany wtórne na przeponie i nadnerczu. Bałam się wtedy bardzo...to było w okresie stycznia do marca tego roku. Teraz, jestem załamana, u taty od marca pojawiała się woda w płucu, kaszlał i słabł w oczach. Dziś dostaliśmy wyrok, bo inaczej nie można tego nazwać, drugi rak- rak płuc z przerzutami do żeber, ramion, i miednicy. Jestem załamana. Tata nie wie o przerzutach. Będąc przy nim w szpitalu nie umiałam opanować łez. Całując jego rękę, słabą rękę tak bardzo płakałam. To życie jest tak niesprawiedliwe, zabiera nam osoby które są takie kochane. Mój tatuś to taki wspaniały i ciepły człowiek. Niech mi ktoś powie, szczerze ile czasu zostało. Nie chce pocieszeń. Chce prawdy!!!!
Do eliee.... Tobie to chociaż powiedzieli....u mojego taty nic nie mówią..tylko załamują ręcę, i jak już coś powiedzą to że jest źle...bardzo źle. Nie chcą go operować...a rak rośnie. Tata się dławi od kaszlu...ja tak strasznie mu współczuje, i nawet nie umiem mu pomóc.
hej wszystkim, pisałam do Was jakiś czas temu...2-3 tyg temu, odnośnie mojego taty. W skrócie miał operacje w styczniu na nowotwor złośliwy pecherza. Miał usunięty. W lutym pojawiły się problemy, krwiomocz, krwotok, transfuzja...co się okazało powstał skrzep. Wszystko usunęli. W marcu mój tatuś zaczął potwornie kaszleć. Początkowo okazało się że zapalenie płuc.Dostawał antybiotyk, ale kaszel nie zszedł. Na początku kwietnia w wyniku TK okazało się że ma wodę w płuchach i zmiany wtórne na przeponie oraz gruczolaka nadnercza. Wodę mu usuneli. Wydobyli około 2 litrów, i nie całą wodę. Tata nadal bardzo kaszle. Dławi się od kaszlu. Przeszedł zawał serca.
Teraz nie może zdania powiedzieć, bo dusi się od kaszlu.
Dziś był u lekarza. Wiem że lekarze powiedzieli że jest źle. Że oni tego nie widzą. Dodam iż nowotwór odrósł. W maju ma mieć operację ponowną, ale przez duża ilość wody w płucach nie chcą go operować. Sytuacja beznadziejna. Czy ktoś z Was był w takim położeniu?Wiem że zmiana wtórna to przerzut....a przepona u mężczyzny związana jest z oddychaniem. Proszę Was o komentarz. Widzę że mój tatuś strasznie się męczy. To widać po nim bardzo. Chudnie. Nie ma siły na nic.
Do PAWCIO1 , z tego co wiem to tatuś mówił że do tygodnia....
do BETIBETI, najwidoczniej i chyba najbezpieczniej jest usunięcie całego pecherza
Czrarownico 44 dziękuje.....czytałam,zobaczymy co jutro zaproponuje lekarz taty.