od 2017-02-09
ilość postów: 201
Fizycznie czuję się normalnie, czasem za bardzo skupiam się na swoim samopoczuciu i wtedy potrafię się wkręcić w brak chęci do życia, ale to miałem już przed chorobą. Pisałem już, że mając raka czułem się normalnie(przypadkowe wykrycie) po operacji też, dużo też siedzi w naszej głowie, tak właściwie to może stres, nerwy i nasza osobowość może być przyczynkiem rozwoju tej choroby. Do aktywności fizycznej wróciłem szybko, operację miałem w styczniu i jeszcze zdążyłem zaliczyć narty. Jak się dowiedziałem o raku pomyślałem, że wszystko robię ostatni raz, teraz robię wszystko, aby tych razów w różnych dziedzinach życia było jak najwięcej. Teraz idąc rano z psem na spacer potrafię dziękować Bogu za pięknie zachmurzone niebo, potrafię też dziękować za raka, bo tak właściwie on odmienił moje życie, zmieniły się wszystkie priorytety.
Dietę stosowałem na początku, teraz racjonalne odżywianie zgodnie z piramidą zdrowego żywienia, unikam smażonego, słodycze też umiarkowanie, chociaż mam czasem napady, najlepiej unikać przetworzonych produktów. Stosowałem też jakiś czas dietę dr Budwig(nasycenie organizmu kwasami omega - olej lniany z serem białym, co jakiś czas powtarzam)
Z dietą nie przesadzam, dużo ćwiczę, żyję jak kiedyś, ale strach w tyle głowy jest zawsze. Pozdrawiam.
Jestem 2 lata i 5 mcy po, mój guz był większy 5,5 cm, ale udało się zaoszczędzić nerkę, mówię często, że miałem raka, ale na niego nie chorowałem, dowiedziałem się, że on tam jest przypadkowo, został wycięty, żyję normalnie, uprawiam sport jak przed operacją(raz w roku startuję w amatorskim maratonie rowerowym na 100 km) w roku 2016 też wystartowałem - miesiąc później dowiedziałem się że pokonałem tą setkę z "pasażerem" w nerce, fizycznie ok, czasem gorzej z psychiką, strach, że powróci, szczególnie jak upływa dłuższy czas między badaniami. Czasem z kolei strach przed tym, że o nim zupełnie zapominam, a może niepowinienem? Zdrowie wg WHO to brak choroby, ale my pomimo tego, że organicznie choroby się pozbyliśmy wciąż się nią zajmować musimy, ale taki już nasz los trzeba chwytać dzień i czerpać z życia garściami, twój guzik to było maleństwo, możesz czuć się wyleczona, ale kontroli nie porzucaj. USG napewno będzie ok, wznowy miejscowe po operacjach organooszczędnych to około 2%, przy tak małym i niezjadliwym guzku wręcz zerowe. Pozdrawiam.
Jasnokomórkowiec T1b G2N0M0
operacja 05.01.2017r. NSS
Obecnie lat 43.
Skoro jest wynik to coś tam napisali, przecież ja się tylko domyślam co to za nowotwór. Trudno napisać który rak jest łagodniejszy, wszystko zależy od stopnia zaawansowania. Urotelialny to jest ten sam, który pojawia się w pęcherzu moczowymi. Stopień zaawansowania będzie dokładnie znany po operacji, ale z tego co wiem leczy się go łatwiej niż np. jasnokomórkowego nerki (radykalne leczenie chirurgiczne daje wyzdrowienie), myślę, że to forum jest niejako grupą wsparcia ludzi którzy chorują na nowotwory, "lepszym" jeśli chodzi o poradnictwo ściśle medyczne (odpowiadają też lekarze) jest
http://www.forum-onkologiczne....
Mam nadzieję, że się nie obraźcie forumowicze, FAQRak jest również nieocenione!
Pozdrawiam
Lekarze z doświadczeniem na podstawie USG mogą z dużym prawdopodobieństwem rozpoznać zmianę guzowatą narządów. Istnienie guza litego nie zawsze daje pewność co do złośliwości zmiany. Raki nerkowe dzielą się na te wywodzące się z nabłonka kanalików miąższu nerek (np. rak jasnokomórkowy, brodawkowaty) i z nabłonka urotelialnego wyścielającego miedniczkę nerkową i moczowody. Myślę, że jak była robiona biopsja ( przy raku miąższu nerki biopsja to rzadkość) to lekarze podejrzewają ten drugi rodzaj nowotworu. Oczywiście to są moje dywagacje, nie jestem lekarzem, często rak uroterialny wykrywany jest w kilku miejscach, nie muszą to być przerzuty. Jeśli była robiona biopsja to ona powinna określić rodzaj zmiany. Czas do operacji oczywiście zawsze mógłby być jak najkrótszy. Ja miałem raka jasnokomórkowego nerki w wieku 40 lat, zawsze dużo sportu i bez nałogów, ale za to z nerwicą lękową i stanami depresyjnymi. Dopiero rak paradoksalnie wyprowadził mnie na prostą i próbuję żyć pełniej. Teraz trzeba działać, taka jest prawda i doświadczenie wielu z nas, droga prywatna może przyspieszyć termin operacji. Tak to niestety wygląda, że człowiek z podejrzeniem tak poważnej choroby przez nasz system zdrowotny pozostaje zupełnie sam. Nie łamcie się tylko działajcie, wiem jak wam ciężko, pozdrawiam
To widać na badaniu diagnizującym TK lub RM, limfadenektomię wykonuje się jeśli są wskazania w badaniu obrazowym, tj. powiększone pow. 1 cm. Ryzyko choroby węzłowej przy RCC wzrasta wraz z wielkością guza. Jeśli ich nie wycięli to pewnie były nie zajęte.
Sam guz był wielkościowo T1b od 4 do 7 cm, ale naciekanie na żyłę podniosło klasyfikację do T3a, ważne że nie było naciekania na tłuszcz nerkowy, zbyt wczesne wykonanie badań po operacji może fałszować obraz, 4-6 mcy po operacji to dobry termin, przecież operację wykonano po TK lub RM, przed operacją pewnie było rtg płuc, operacja była radykalna, ale kontrola jest konieczna.
T3a - guz nacieka okoliczne tkanki, wielkość nie ma tu znaczenia, gdyby nie było naciekania żyły, było by T1b - czyli I stadium, tak jest wyższe, LV1 oznacza naciekanie żyły nerkowej właśnie. To wszystko podnosi stopień zaawansowania oraz wysoki stopień złośliwości, dobrze, że marginesy czyste, teraz kontrole, szczególnie płuc.