Ostatnie odpowiedzi na forum
Witam. Hmm... Nie jest słodko..Po przyjeździe do domu, okazało się, że rozeszła się rana pooperacyjna, więc pędem do szpitala. Lekarz założył parę szwów i ma być dobrze. Wczoraj była pielęgniarka stomijna, założyła nowe worki, miały się trzymać parę dni, ale rano okazało się, że jeden przecieka, więc zmieniłam sama.Zobaczymy jak długo będzie się trzymać. Mąż już był w firmie, myślę, że to go napędza, więc nie robię z tego dramatu,chociaż wolałbym żeby powiesiedzial trochę w domu. We wtorek jedziemy do Brzozowa i zobaczymy co dalej. Cholernie się boję przyszłości, ale będzie co ma być, mam nadzieję, że będzie dobrze, mimo wszystko. Tylko ciężko mi...bardzo.
Witam. Jutro wypis ze szpitala. Mąż czuje się dobrze, trudno uwierzyć, że jest tydzień po dużej operacji. Ale z drugiej strony przeraża mnie fakt, że już na środę umawia się w firmie! To po prostu nieodpowiedzialne. Ale ten typ tak ma.
Na piątek mamy umówiona wizytę w poradni onkologicznej w Brzozowie.
Nie wiem czy to dobry wybór, ale od czegoś muszę zacząć.
Stąd moje pytanie, czy ktoś zna ten ośrodek?
Z tego co pamiętam, Bea67 leczyła się tam z pozytywnym efektem.
Jutro będę "walczyć" z woreczkami i opatrunkami, ale to pikuś, w porównaniu co przed nami.Z leczenia w Lublinie zrezygnowałam, przeglądając opinie o COZL.Zajmuje jedno z ostatnich miejsc w rankingu, jeżeli chodzi o organizację leczenia. Nie mam siły walczyć z systemem, wystarczy, że walczymy z chorobą.
Pogodziłam się już z sytuacją, ale nie z tym że gad dalej się panoszy.
Pozdrawiam serdecznie.
<3
Witam. Zaglądam tu od czasu do czasu,ale przeważnie siedzę z mężem, a wieczorami nie mam siły już pisać. Mąż powoli dochodzi do siebie, dziś miał usunięte dreny, dużo spaceruje. Nie ma apetytytu, muszę wciskać mu jedzenie na siłę. Boi się problemów z wyproznianiem,dostał dzisiaj Lactuloze, więc trochę go ruszyło.Guz uciska na odbyt, więc ma uczucie parcia. Dziś też były z wizytą dzieci, bardzo nam to pomogło. Mogliśmy chwilę nacieszyć się sobą.
I cóż więcej? Życie toczy się dalej, na razie w szpitalnym rytmie.Pod koniec następnego tygodnia wypis...i ciąg dalszy. Penetruje inne ośrodki onkologiczne,zastanawiamy się nad Brzozowem, ma dobrą opinię i jest blisko. Zanim wygoi się rana pooperacyjna muszę coś zdecydować. Znowu trudna decyzja, ale mam trochę czasu żeby się rozeznać. Pozdrawiam serdecznie <3Dziekuje za wsparcie <3
Aniu, ja też mam nadzieję, że to nie koniec walki.Po prostu, zaczynamy inny rodzaj terapii. Nie wybiegam już daleko w przyszłość, ważny jest teraz każdy kolejny dzień. Wiem, że rokowanie nie jest najlepsze, ale zawsze należy wierzyć!! Jeżeli chodzi o spowiedź, to dobry ksiądz zawsze Cię wysłucha, porozmawia i podniesie na duchu, mimo tego, że żyjecie z mężem bez ślubu kościelnego. Próbuj takiego znaleźć. Pozdrawiam serdecznie <3
Aniu. Pierwszy szok minął. Ciężko nam przyjąć do wiadomości, że tak to się potoczyło. Ale z faktami nie ma co walczyć. Mąż dzisiaj już wstawal, sam się ogolil, przeszedł po korytarzu. Ja zmieniałam z pielęgniarką woreczki, opatrunki. Małe kroczki do przodu. Wczoraj profesor obiecał mi, że zarekomenduje mnie szefowej COZL żeby ustawić dalsze leczenie -radio-chemoterapie. Zadzwoniłam też do Otwocka i umówiłam na wizytę u Profesora lub lekarza pracującego w CENTRUM ONKOLOGII,zależy jak długo tu będziemy. Po prostu wezmę dokumentację męża i skonsultuje leczenie. Nie chce mieć wyrzutów, że odpuścilam. Myślałam, że podjęłam dobrą decyzję o leczeniu w Lublinie, ale teraz mam wątpliwości. Może niezasadne,muszę to wiedzieć.
Proszę nie zalamuj się przebiegiem choroby u nas , każdy przypadek jest inny, nie każdy kończy się tak mojego męża. Tyle osób wychodzi z tego, głowa do góry. Aniu życzę Wam z całego serca powodzenia.
Morpheus
Z tego co pamiętam, twoja mama jest w podobnej sytuacji jak mój mąż, czyli nieoperacyjny rak pęcherza i wyłonione moczowody. Możesz napisać jak długo i jaką metodą jest leczona? Mój świat się zawalił, ale będę walczyć do końca, tylko jeszcze nie wiem co nas czeka.
Aniu, nic nie jest dobrze. Pęcherza nie usunięto, za duży nacisk na okolice odbytu
Ma wyłonione moczowody, czyli dwa worki na brzuchu, ranę pooperacyjna i tyle...Zostaje chemia i radioterapia.
Myślałam, że dostanę obłędu, wpadłam w atak histerii, wyłam nie patrząc gdzie jestem. Potem rozmowa z profesorem, a za chwilę wjechał z bloku operacyjnego mąż. Otarlam oczy i siedzę przy nim nie wierząc w to co się stało. Patrzę jak śpi nieświadomy niczego. I znowu jedno pytanie, Boże dlaczego...
Witam. Mąż już na sali operacyjnej. Poplakalismy się jak dzieci.Ja etatowa placzka, ale mój silny mąż? Nie muszę pisać co teraz czuję. Koszmar. Boże, dlaczego?
Aniu, jedziemy na tym samym wozie. Stopień złośliwości nie ma chyba większego znaczenia, a raczej naciekanie. Co do odkrztuszania i chrypki twojego męża, to efekt leczenia płuc. Jak sama pisałaś, mąż był namietnym palaczem, teraz płuca oczyszczają się i stąd te objawy. W trakcie leczenia gruźlicy wielokrotnie robione jest zdjęcie RTG, więc jest pod stałą kontrolą. Co do długości leczenia, to faktycznie trwa to pół roku, ale leki może brać na urologii, w trakcie leczenia pęcherza. Ważne żeby był odpratkowany, a to trwa około dwóch tygodni. Nie martw się na zapas, wiem, że moje wpisy mogą cie dolowac, bo jestem straszną panikara. Nie możemy się teraz poddawać, musimy być silne, chociaż to bardzo trudne. Pozdrawiam serdecznie.
<3 <3 <3
Aniu. Mój mąż miał (po TK) rozpoznany duży guz pęcherza. Za trzy dni miał TURT. Po prawie trzech tygodniach -wynik. Rak naciekajacy, LG. Lekarz w szpitalu powiatowym na urologii powiedział odrazu, że czeka nas CR. Nawet chciał robić u siebie na oddziale.
Ale pojechaliśmy najpierw na prywatną wizytę do profesora , przyjął nas na oddział po dwóch tygodniach i wykonał cystoskopie. Potwierdził rokowanie. Potem trzy tygodnie czekaliśmy na następne przyjęcie, do operacji. Teraz miał badania krwi i moczu , no i TK.
W tym czasie guz się rozrosl , nacieka na prostatę. Po operacji wycięte tkanki idą do HP i wtedy określone zostaje dalsze leczenie. Nie ukrywam, że wczorajsza rozmowa z lekarzem podlamala mnie, wcześniejszej TK było dużo lepsze, a może to badanie dokładniejsze, bo poprzednie było bez kontrastu.
Dostaję obłędu z tego wszystkiego, nie potrafię nawet płakać.
Jest mi źle i tyle. Kocham swojego męża, bardzo i chciałbym żeby wyszedł z tej wrednej choroby. Nie może być inaczej, musi być dobrze.