GIBORKA, Wspiera

od 2014-03-26

ilość postów: 1

Czasem mam wrażenie, że pewnego dnia wracając z pracy otworzyłam drzwi i wszedł do naszego mieszkania zupełnie nieproszony gość. Początkowo nikt nie zauważał jego obecności. Bawił się w chowanego, ale nikt go nie szukał, ale w końcu mu się znudziło i chciał zostać odnaleziony. Wtedy przedstawił się mojemu Ojcu - "mam na imię Rak". Niestety znajomość zawarta sporo za późno, naprawdę sporo....Minęło kilka lat. Jednak staremu znajomemu u Nas musiało się bardzo spodobać, bo postanowił odwiedzić Nas ponownie. Tym razem na swoją koleżankę wybrał Mamę. Zamieszkał sobie w płucach. Chyba jeszcze nie wie, że My go za bardzo nie lubimy i robimy wszystko, żeby sobie poszedł. Mam nadzieję, że się tak znudzi i uzna, że po prostu spada, bo nie ma co tam robić. Tak więc cały Nasz czas to zanudzić raka na śmierć. Nie ma innej opcji jak z nim wygrać!

Ostatnie odpowiedzi na forum

Rak płuca z przerzutami

10 lat temu
To mój drugi rak. Pierwszy to rak mojego Taty. 1:0 dla rywala. Drugi to rak mojej Mamy. Na chwilę obecną 0:0. W zakładach bukmacherskich postawiłam na Naszą wygraną. Ale, nie o tym…W ciągu kilku dni przeczytałam tu setki historii. Klikając następną i następną płakałam jeszcze bardziej. Czytając wypowiedź ILONY1977, która podała godzinę 14:20…spowodowała, że nie będę tylko czytać, ale i coś napiszę. Dla mnie taką godziną była 8:50. Godziną, w której na własnych rękach oddałam Ojca bezdusznej śmierci. Śmierci nie da się opisać w dwóch słowach, choć ja widziałam jej błogie spojrzenie. Widziałam także umieranie, jak wielu z Was…Wymyśliłam sobie nawet, że mam cudowną moc uzdrawiania. Wystarczy, że każdego dnia będę dotykiem zabierać raka od Ojca. Niestety, nie zabrałam. Niby to takie oczywiste rodzimy się i umieramy, ale to tylko oczywistość, gdy jest nam daleka, gdy staje się bliższa oczywistość nie ma swojego uzasadnienia. Czy wiedza i doświadczenie zmieniło mój strach, ból, pytania o sprawiedliwość? Nie! I nawet szalony pomysł, że mam siłę uzdrawiania rodzi się na nowo. Lekarze podają nam czas, określają szanse, przy czym często robią to w sposób nieludzki, co boli jeszcze bardziej, ale…niedawno obejrzałam pewien filmik, w którym mówca powiedział, że nikt nie jest w stanie podać nam ile mamy w sobie energii by żyć, żaden lekarz nie jest w stanie tego ocenić. Pamiętam, gdy mi powiedziano, że może ojca nie dowiozę nawet do domu - żył jeszcze 3 miesiące. Lekarz ocenił jego energię na jeden dzień. Dla każdego z nas, chorego, wspierającego źródłem jej może być wszystko: wiara, rodzina, marzenia, herbata z papai czy pestki moreli, ale jest w każdym z nas i daje nadzieję. A gdy smutno lekarstwem jest płacz i utulenie…..Ściskam Wszystkich…..