od 2018-05-16
ilość postów: 6
Agnieszka, raz jeszcze dziękuję, odezwę się jak tylko dowiem się czegoś nowego. Pozdrawiam.
Agnieszka, najpierw trafiłam do dr.Patyry na lubartowskiej,Ona skierowała mnie na operacje,która się nie odbyła, chyba już mi wiadomo z jakich przyczyn,potem zostałam skierowana do COZL i tam tkwie nadal.
Kaa,też się cieszę że się odwazylam tutaj napisać.
Agnieszka,na samym początku chodziłam do 2,po 3 wizytach dr.Gąbka przepisała mnie do 1bo nie wiedziała co ze mną począć, w sensie że ten stan zapalny się utrzymywał.Nastepna wizytę nam na 22 października. Ale jak radziłaś jutro zapisze się do Kotarskiego ale Józefa.
A Ty jeszcze jeździsz na kontrole, kto wie,może się napatoczymy na siebie. Chętnie bym pogadała z pokrewne duszyczką. Pozdrawiam.
Hej Aga,koleżanka poradziła mi kiedyś Jana Kotarskiego, zapłaciłam 200 zł za wizytę, też ta cytologia nie wyszła i powiedział żeby za pół roku zgłosić się na ponowne badanie, ręce mi opadły. Poddałam się, nie wiem już gdzie się jeszcze udać. Przypomniało mi się to forum, na początku choroby się go oczytalam, i pomyślałam że może tutaj wrócą mi siły do działania. Ale Ty Agnieszka piszesz że do prof.Józefa mam się zapisać. Jutro z rana zadzwonię i się rejestruje. Chciałabym tylko dowiedziec sie czy guz zginął czy nie.Rok czasu to dla mnie szmat czasu.Dziękuję Ci bardzo i będę informować.
Dziękuję Agnieszka i Kaa że się odezwałyście.
Jak bym miała jeszcze mało problemów ze sobą to jeszcze u syna zdiagnozowano w ostatnim roku schizofrenie. Ale jakoś dajemy radę. No więc tak, nie mam żadnych innych zlecanych badań, usilnie lekarze chcą tą cytologie, ale jak już pisałam nie wychodzi. Leczę się w Lublinie COZL .Diagnoza była rak szyjki macicy llb. W opisie rezonansu guz wielkości 18x14x25mm. Umiarkowana ilość płynu w miednicy mniejszej.
Myślałam że skoro ta cytologia nie wychodzi, dostanę jakieś inne badania do zrobienia, ale niestety. Często mam tak na wizytach kontrolnych że jest zastępstwo, i co 2 wizytę jest inny lekarz. Nie ogarniam tego, wygląda to tak jakby łaskę wogole robili że tam są.
Przyjeżdżając na oddział na chemię, za każdym razem byłam u innego lekarza na sali. Miałam 6 wlewek, 28 naświetleń i 3 brachyterapie. Prawie cały ten czas czułam się dobrze, ostatnie jakieś 2 tygodnie dokuczało mi pieczenie, parzenie w pochwie ale jakoś i to przeżyłam. Ogólnie teraz też czuję się dobrze, wróciłam na siłownię. Tylko psychicznie gorzej, nerwowa się taka zrobiłam,domownicy drażnią mnie na każdym kroku, zastanawiam się nad wizytą u psychiatry.Moze mam jakieś chormony brać?No i brakuje mi tego spokoju psychicznego, żeby te wyniki jakieś były czarne na białym, jakieś konkrety.Jak długo będę jeszcze tam jeździć.
Co radzicie? Lekarze prywatnie mówią to samo, że na pewno jest wszystko w porządku, nie chcą dać skierowania na rezonans,bo bym sobie zrobiła, może wtedy była bym spokojniejsza.
Mam 42 lata i czuję że jestem w tym temacie dalej zielona, jak trawa na wiosnę. O co kaman z tymi lekarzam? Pozdrawiam.