Witajcie! Na dzień dzisiejszy ja wspieram w walce moją Mamę u której w listopadzie wykryto raka piersi, jednak z rakiem płuc w mojej rodzinie również miałam do czynienia. Mój Dziadziu w 2001r. zachorował na raka płuc (kilkanaście lat życia palił papierosy, ale od kilku lat całkowicie je odstawił). Na szczęście rak ten był kwalifikowany do operacji, wycięto Dziadziowi 3/4 powierzchni jednego płuca, operacja się udała i dzięki temu żył kolejne 4 lata bez większych dolegliwości (oprócz słabszej wydolności płuc rzecz jasna, a co za tym idzie szybszego męczenia się). W 2005r. kolejna diagnoza, niestety kolejny rak płuc. Byliśmy załamani, tym bardziej, że lekarze powiedzieli, że jeśli jest to ten sam rak co przed czterema laty, to nie są w stanie nic zrobić, ponieważ ten rak nie idzie na chemioterapię, a o wycięciu nie mogło być mowy, ponieważ Dziadziu nie miałby już czym oddychać... Byliśmy praktycznie pewni, że jest to nawrót raka tego samego typu. Miałam wtedy 13 lat i choć nie do końca rozumiałam co się dzieje, widząc przerażenie Mamy i Babci, mój świat się zawalił. Stał się jednak cud, okazało się, że rak ten jest inny i kwalifikowany do leczenia chemioterapią. Przysięgam Wam, wracając ze szpitala w ten dzień z Mamą (który pamiętam jak dziś), płakałam ze szczęścia. Po prostu płakałam, ponieważ tego rodzaju radości nie da się opisać. Była nadzieja, szansa na leczenie i całkowite wyleczenie... To był najpiękniejszy prezent w tych piekielnych dla nas dniach, ponieważ nie musieliśmy "skazywać na śmierć" ukochanego człowieka. Dziadziu został poddany chemioterapii, 6 dawek. Dziadziu miał wtedy 76 lat, teoretycznie chemioterapia jest wskazana do leczenia osób poniżej 70 roku życia, ponieważ wtedy są największe szanse na wyleczenie, ale ze względu na bardzo dobry stan fizyczny mojego Dziadzia, podjęto się tego leczenia. Rzeczywiście po pierwszej dawce nastąpiła reemisja raka, Dziadziu czuł się bardzo słabo, jednak zdecydowano się na kolejną porcję. Po drugiej chemii czuł się bardzo dobrze, dlatego bez wahania po 3ech tygodniach dostał trzecią. Niestety ta trzecia była już ostatnią. Czuł się bardzo źle, nie można Mu było podać czwartej chemii, ponieważ nerki odmówiły posłuszeństwa, no i rak niestety postępował... Dziadziu zmarł 23 lipca 2005r.
Za Was, wszystkich walczących i wspierających, ogromnie trzymam kciuki! Ten syf jest do pokonania i wierzę, że Wam wszystkim się uda, tego Wam z całego serca życzę! Wierzę również, że mojej Mamie się uda wygrać tę walkę. Drugiej najukochańszej osoby, przez to samo kurestwo, nie mogę stracić.