Mam 62 lata. Z rakiem gruczołu krokowego walczę od półtora roku. Na początku lekarz urolog źle zdiagnozował moją chorobę i powiedział, że mam czas i spotkamy się za rok w marcu 2009. Ponieważ bardzo źle się czułem poszedłem w marcu 2010 do tego samego urologa. Zbadał mnie i powiedział ma pan czas spotkamy się za rok. Zmartwiany moim stanem zdrowia postanowiłem pójść do innego lekarza urologa. Zlecił mi badania PSA. Okazało się, że mam PSA 5,6. Lekarz natychmiast wysłał mnie na biopsję. Po wykonaniu biopsji okazało się, że mam raka gruczołu krokowego Adenocarcinome prostatę G2, Glaeson 3+3. Na operację czekałem do 2 września 2010. Po operacji po badaniach wycinków stwierdzono - Adenocarcinome prostatę G2, Glaeson 3+3, utkanie raka obecne w płacie lewym, cieśni oraz w dolnej płaszczyźnie odcięcia gruczołu. Rak pozostał. Nie trzymam moczu. Po trzech miesiącach poszedłem do onkologa. Po operacji miałem PSA 0,0003. Dziś 22-02-2011 mam PSA 0,012. Onkolog postanowił czekać i obserwować. Ani chemii ani radioterapii. Nie wiem, co robić. Jak życie mnie nauczyło, czekanie może mnie zabić. Oprócz raka mam inne choroby. Cukrzycę, niewydolność nerki prawej, torbiele. O rentę walczę od końca 2008. Do dnia dzisiejszego nie mogę jej otrzymać. Lekarze sądowi bawią się w badania. Po dwóch latch po raz kolejny bedę badany przez sześciu lekarzy. Obecnie jest w sądzie apelacyjnym. Koszmar. Nie pracuję od 2007 z powodu chorób. Mam nadzieję, że pokonam raka. Pozdrawiam wszystkich.