Tematy
Witajcie
Od tygodnia wiem o chorobie mojego M.
Jestem w rozsypce. Totalnej. Nie wiem jak sie zachowywać. Nie wiem o co pytać. Nie wiem co powinnam wiedzieć. Czuje sie bezradna. Chce mu tyle dać, chce go wspierać. Chciałabym byc fachowcem i jego ostoją. Ale on mnie izoluje, gdy pytam odpowiada pół słówkiem. Wtedy powstaje bariera "nie chcesz mówić to nie, nie bede sie narzucala". A zaraz sobie myśle-o jakim narzucaniu ty kretynko mowisz?! Twój facet ma raka a Ty sie foszysz?! Tylko ja jestem tępa w tej materii. Jeszcze. Ale o co mam pytać? Czy ma przerzuty? Mówi, ze nie. Czy dobrze sie czuje? Oczywiście, ze beznadziejnie. Jakiej wielkości to dziadostwo? 8cm. Cholera, nawet nie wiem ktora to nerka! Dobrze, ze zapytałam czy jedna czy obie... Mam sobie tyle do zarzucenia, ze tak mało wiem. Ze tak mało pytam i jeszcze dokładam mu zmartwień. Ale On mi nie pomaga. Ja wiem, co to jest nowotwór. Ale dopiero zaczyna do mnie docierać ze On naprawdę to ma. Ze to w nim siedzi i jest tak realne.
Nie moze mieć operacji, bo nie był ubezpieczony. Nie stac go na opłacenie prywatnego zabiegu. Obecnie przyjmuje chemie-nie wiem jaka... Nie leży w szpitalu. Chodzi na kroplowki i wraca do domu. Prosze pomóżcie mi, abym mogła Mu pomóc...