Ostatnie odpowiedzi na forum
My już po operacji. Wróciłam właśnie ze szpitala do domu. Mama nie uniknęła stomii. Podczas operacji okazało się, że na macicy są nacieki. Lekarz powiedział, że to prawdopodobnie stan zapalny, częsty przy takim zaawansowaniu nowotworu jelita. Wzięli próbkę na badanie histopatologiczne. Ze względu na to właśnie nie mogli zrobić zespolenia, które byłoby w tym miejscu, gdzie jest ten stan zapalny. Cholerny pech...
Rozmawiałam z lekarzem o tym co dalej. Ze względu na to, że na wątrobie zmiany są rozsiane, nie da się ich operować, więc jego zdaniem tylko chemia i to nawet paliatywna. My trzymamy się tego, co powiedział nam dr Pudełko z Wrocławia po obejrzeniu TK. Zaproponował termoablację, dzięki której można pozbyć się takich rozsianych ognisk nowotworu. Czekamy więc na wyniki, na konsultację z dr Kilar, naszą onkolog i na dalsze instrukcje co do leczenia. Wierzymy w to, że cuda się zdarzają, a ja uważam, że moja mama na taki cud zasługuje.
Pozdrawiam ciepło
Dziewczyny, nutridrinki to bardzo dobre rozwiązanie. Moja mama pije je już teraz, bo z apetytem różnie. A może spróbujcie z pyłkiem pszczelim? Ma całe mnóstwo wartości odżywczych i zwiększa apetyt.
Trzymam kciuki za łapanie wagi i nabieranie sił u Waszych rodziców <3
Przesyłam dobrą, pozytywną energię, której nigdy za wiele :)
aniaem - mama ma 59lat. Trzymam kciuki za szybkie wyznaczenie terminu operacji i zdrowie taty.
Kate77 - w szpitalu będzie lepiej, zawsze to profesjonalna opieka (byle dobra).
Zawsze się dziwię, kiedy słyszę o takiej znieczulicy w szpitalach. Przecież osoby, które pracują w służbie zdrowia same zdecydowały się pomagać innym, leczyć. Czy nie powinny robić tego z zaangażowaniem? To u nich chyba mechanizm obronny, żeby nie zwariować, znieczulają się na cierpienie innych, żeby samemu nie cierpieć. Tyle, że całe sedno służenia zdrowiu tkwi w empatii..
Aniaem, tak, lekarz mówi, że stomia będzie raczej konieczna, przynajmniej tymczasowa. Jak będę miała jakieś nowe wieści na pewno się nimi podzielę. Trzymajcie się z Tatą ciepło, dacie radę i my też damy radę. Nie ma innej opcji.
Dziękuję Wam z całego serducha za te pozytywne historie. Mama ma termin operacji już na 4go! Tak się cieszę! Biorąc pod uwagę długi weekend, nie mogło być lepszej, bliższej daty. Teraz, jak mamy jakiś punkt zaczepienia, na co czekać, to zrobiło się trochę spokojniej.
Dobrze, że jesteście i mogę czerpać od Was, i przekazywać dalej, dobrą energię <3
@aniaem widzę,że mamy podobną sytuację. Początek zmagań z chorobą, poważna operacja przed nami, przeżuty do wątroby. Moja mama wydaje się być pełna woli walki i bardzo chcę wierzyć, że tak właśnie jest. Choć nie wyobrażam sobie, co się dzieje w jej głowie, kiedy jest chwilę sama, lub dopuści do siebie ponure myśli. Wiem, że w dużej mierze trzyma się dla nas, dla swojej rodziny, przyjaciół. Ma dla kogo żyć, nie chce nas zostawiać i nie chce, byśmy cierpieli.
Również potrzebuję jakiś przykładów na to, że z chorobą tak zaawansowaną da się wygrać, lub żyć przez wiele lat godnie i bez cierpienia. Wiem jak poważna jest sytuacja, kiedy w grę wchodzi wątroba. Zaczęłam nawet czytać, czy możliwy jest przeszczep, mam odpowiednią grupę krwi, jako córka może mogłabym być dawcą. Ale przeczytałam, że jeśli nowotwór wątroby jest z przerzutu i jest coś jeszcze w organizmie, to taka operacja nie jest możliwa. Staram się łapać każdej nadziei, potrzebuję tego, by mieć siłę do walki i by dawać siłę rodzinie i samej mamie. Udało nam się umówić na 21:00 na prywatną wizytę u chirurga, który mógłby operować mamę. Trzymajcie kciuki, żeby udało nam się ją położyć na oddział (i stół) jak najszybciej. W porę.
Dzień dobry,
Od przeszło tygodnia żyjemy całą rodziną diagnozą, jaką postawiono mojej mamie. Podczas badania kolonoskopii wykryto u niej nowotwór jelita grubego, po przeprowadzonym TK okazało się, że dał przerzuty do wątroby. Teraz czekamy na termin operacji, okazało się bowiem, że grozi mamie martwica tkanek jelita, więc czas jest kluczowy. Następnie włączona ma być chemioterapia.
Na chwilę obecną bardzo nam się jakiś promyk nadziei, że z tak poważnej sytuacji uda nam się wyjść. Mamy w sobie ogromne pokłady siły i optymizmu, ale potrzebujemy pozytywnych faktów, które przytrzymają nas w tym nastawieniu. Napiszcie mi proszę, czy znacie jakieś pozytywne zakończenia podobnych historii? Czy da się wygrać z tą chorobą, lub przeżyć godnie lata, mimo jej obecności.
Pozdrawiam ciepło