od 2018-05-29
ilość postów: 32
Witajcie,
dawno mnie tu nie było. A wieści mam dobre i tylko dobre :)
Mama miała w grudniu wizytę u lekarza, tomografię i badania krwi. Po tych wszystkich dziwnych przejściach i sytuacjach dostaliśmy na Świętą najlepszy możliwy prezent- wszystko w porządku :) Za 3 miesiące następna kontrola.
Dziękuję dziewczyny za porady, wsparcie i możliwość wygadania :) To dobre miejsce dla zagubionych i przytłoczonych wiadomością o chorobie osób.
Pozdrawiam i życzę samych dobrych wiadomości w Nowym Roku :)
Bóle pleców na razie minęły. Dzisiaj mama zrobiła badania krwi na podstawie skierowania od lekarza rodzinnego. Zobaczymy co tam wyjdzie. W następnym kroku, po odebraniu wyników z krwi namawiam ja na wizytę u kolejnego lekarza onkologa.
CO do rzecznika dzięki za podpowiedź, nie wiedziałam że taka "instytucja" istnieje i jeszcze podejmuje jakieś działania. Spróbuję.
Trudno to przyjąć do wiadomości. Bez badań, po podaniu jednej chemii- w moim odczuciu jakby przez pomyłkę- leczenie zakończone. Fakt jest taki, że nikt się nie chce zapoznać z historią choroby bo albo nie mają na to czasu albo nie czują się odpowiedzialni za przypadek mojej mamy bo od początku go nie prowadzili. Mam obawy, że nie wszystko zostało zrobione i sprawdzone. A do badań i wyników jeszcze trochę.
Martitka jak po wizycie? Pytam bo u moje mamy też pojawił się ból ale w dole pleców, jak to określa: "korzonki".
Mama ponad miesiąc temu zakończyła radioterapię. Niestety lekarz prowadzący jest tak zajęty że najbliższą wolną wizytę ma w lutym. Byłam zszokowana bo w połowie leczenia okazało się, ze nie ma osoby prowadzącej i trzeba udać się do innego lekarza. Nowy lekarz po przejrzeniu historii stwierdził, że leczenie jest zakończone przechodzimy w leczenie obserwacyjne po czym zlecił badania: tomografię i krew ale zalecił wykonać je dopiero w grudniu. Udałyśmy się do kolejnego... Zbadał przynajmniej mame- zrobił USG, nie zauważył nic niepokojącego i ta sama decyzja: leczenie obserwacyjne. Podsumowując: moja mama dostała jedną chemię i radioterapię. Na tym leczenie zakończono. Od momentu podania chemii w lipcu nie zlecono żadnych badań. Na pytanie dlaczego dostała jedną chemię lekarz orzekł, ze wystarczy!!! Przyznam że jestem zdziwiona i boje się, że ten ból, który się pojawił to coś złego. Do tego odkąd mama wróciła do normalnego jedzenia po tym lekkostrawnym z okresu radioterapii ma biegunki. Nie wiem co robić. Iść do kolejnego lekarza czy czekać na badania i wyniki?
Witajcie,
u nas w normie, tzn. mama grzeczna i jesteśmy na półmetku radioterapii. Jak na razie jest ok. Zalecenia wykonuje i trzyma się dobrze. Uwagę od choroby odwróciłam ja i moja sytuacja- w sobotę wychodzę za mąż :) Zmieniliśmy koncepcje i będzie to mała uroczystość ale i tak jest zamieszanie.
Martitka5 też się obawiam obciążenia genetycznego a bardzo chce mieć dzieci. Onkolog, który prowadzi mamę od razu nas (mnie i siostry) uświadomił, że powinnyśmy być ostrożne i zrobić badania genetyczne. U nas dodatkowo babcia miała raka piersi więc nie chcę nawet myśleć... W pierwszej kolejności mama zrobiła badania- wynik w listopadzie a potem z uwzględnieniem mamy wyniku my- córki. Kolejne schody.
Bądź dobrej myśli, przecież nastawienie to połowa każdego sukcesu :)
Nie było mnie trochę. Urlop spędzałam na podróżach z mamą do Warszawy. Tak nam upłynął cały tydzień a mamie dziś 12 dzień naświetlań, jeszcze 16. Jest Mocarzem i Gigantem :) Świetnie daje radę co nas bardzo cieszy.
Lekarz i radiolodzy taką mają metodę naświetlań, podobno jak jelita są oczyszczone to lepszy jest efekt- bardziej widoczny obraz i większe działanie promieniowania. Dla nas tez to było dziwne ale mama robi co każą, dieta lekkostrawna w dni robocze, w weekendy prawdziwy chillout, także żywieniowy :)
Nie miałam problemu z tym żeby ogolić mamie głowę. Myślę, że lepiej że byłam to ja- córka, niż miałby to zrobić ktoś inny. Musiałaby wtedy wszystko roztrząsać, odpowiadać na pytania. A tak na spokojnie przeszłyśmy przez to razem. Wiem, że to była dla niej bardzo ciężka chwila ale chyba gorsze są te pęki włosów na podłodze i ciągłe ich sprzątanie. Tak za jednym razem "ucięłyśmy" temat.
Miałyście rację, powoli życie normalnieje i oswajamy się z każdym nowym dniem. Łatamy plany, tak aby mama nie była sama i wszystko toczy się dalej. Pozdrawiam bardziej optymistycznie :)
Dziękuje dziewczyny za dobre słowo :) Mama jest dla mnie najważniejsza i staram się aby odczuwała tę chorobę i ten czas jak najlepiej, mimo wszystko. Budujemy razem z całą rodziną tę nową rzeczywistość: pozytywnie i dając mamie maksymalne wsparcie.
Co do leczenia to też byłyśmy zdzwione jak można przez miesiąc wymagać od chorej osoby aby była codziennie "oczyszczona"?? Ciężko jest utrzymać taki efekt. Dieta lekkostrawna, tylko gotowane lub pieczone posiłki a mamie apetyt dopisuje :) i chętnie byśmy to urozmaiciły. To dopiero 3 dzień, czekamy na spotkanie z lekarzem i powiemy mu o naszych wątpliwościach.
Super, że u Was ok :)
Radioterapia już się zaczęła, rana się zagoiła, nie ma wycieków i strupków. Mama znosi to dobrze pomimo codziennych dojazdów do Warszawy. Miała mały problem z oczyszczaniem jelit zarówno do tomografii jak i teraz do codziennych naświetlań. Musi być czysto i koniec.
Lekarze postanowili, że zgodnie ze standardami najpierw radioterapia miejscowa , później chemia. Takie proces ma najlepsze efekty. Początkowo podali chemie bo rana się jeszcze mazała a chcieli od razu działać. Teraz jeszcze 26 naświetlań i wracamy do chemii....
Mama znosi to dzielnie. Bywają gorsze dni, spadki nastroju ale to nic. Ubiegły tydzień był bardzo ciężki, włosy zaczęły wychodzić garściami i w ciągu 3 dni ubyła ich znaczna ilość. Ogoliłam mamę na "zero", kupiłyśmy perukę, chustki i też to jakoś przetrwałyśmy :)
Czytałam ostatnio o metodzie wspomagania leczenia onkologicznego hipotermią. Czy słyszałyście o tej metodzie wspomagania leczenia? Może któraś z Was korzystała?
Trzymamy kciuki, będzie ok :)
U nas znowu zawirowania...
01.08 miała być druga chemia ale radiolog zmienił program leczenia. Teraz radioterapia. W tym tygodniu tomografia i przygotowania a od poniedziałku 28 naświetlań codziennie. Nie wiem czy to normalne?? Czy można tak dawać chemie i przerywać i zmiana?? Skołowane jesteśmy ale robimy co karzą. Potem będzie powrót do chemii.
Najgorsze, że mamie leca włosy.. Dużo :( Myślicie że to się zatrzyma jeszcze? Jakie macie doświadczenia?
U Mamy faktycznie tak to wygląda- rana jest odkryta, luźna sukienka i "wietrzenie". Dobrze że jest ciepło :) Opatrunek tylko na wyjście z domu. I jest lepiej, rana się już "zakleiła", wszystko ładnie obeschło, nic się nie sączy i wygląda to dobrze. Ale tak jak piszecie, każdy organizm jest inny i trzeba znaleźć najlepszą metodę dla danego przypadku. Teraz przed nami kolejny etap- w piątek spotkanie z radioterapeutą i dalej w kierunku zdrowia :)