Ostatnie odpowiedzi na forum
@joanna51 - wiemy o tym i angażujemy się, staramy się jak możemy. Ale czasem nie ma już siły na mamę, warzyw owoców jeść nie chce, chodzić też nie chce za bardzo (upadła w szpitalu i bolą ją plecy, bo ma obite, co rozumiem, że boli, ale nie chce żeby byla "babciowa" a tak się zachowuje), wszystko "od jutra" :( Jedyne "pocieszające" jest to, że Mama już kilka lat jest taka, bo miała depresję. Wszyscy stają na głowie wobec Mamy, chociaż też staramy sie Jej nie traktować jak osoby specjalnej troski, musi mieć swoje zajęcia itp. Przynajmnej mi się tak wydaje, że to dobrze?
Witam Dziewczyny, dawno tutaj nie zaglądałam, w zasadzie może raz od momentu umieszczenia postu o Mamie. @mania-dziękuję za odpowiedź, ta historia jest niesamowita, jak i Was wszystkich, Dziewczyny. Dajecie Wiarę, że można coś z tymi lokatorami zrobić. Bo powiem szczerze-na początku nie wierzyłam w nic, dla mnie diagnoza oznaczała jedno-leczenie, cierpienie i śmierć. Przyznaje się. Tak działała zawsze na mnie "magia" słowa nowotwór. Tak było te 4-5 tygodni temu. W tym momencie trochę się zmieniło- Mama moja pojechała 5 sierpnia do szpitala w Poznaniu, na onkologię na Garbary. Dziś wychodzi! Miała mieć operacje, przygotowywali Ją do niej cały czas, ale niestety, zaszłości z przeszłości takie jak nieleczona tarczyca i żylaki teraz "odpłacają" się- Mamie tak skacze ta tarczyca, że teraz ma niedoczynność i nie podjęto się operacji. Wczoraj podali Mamię pierwszą chemię,z tego co wiem to tę karboplatynę. Na razie Mama czuje się dobrze. Dziś do Niej dzwoniłam-była bardzo radosna i zadowolona, że idzie do domu i się dobrze czuje, jak na razie. Ale przeżywa strasznie, tak powiedziały mi koleżanki nowe Mamy z pokoju. Mama miała to szczeście, że trafiła na naprawdę fajne panie, które się już leczą itd i pokazują Mamie, że można życ, trzeba walczyć, śmiać się itd. Chociaż z Mamą moją to ciężko jest, bo ona już przed chorą miała depresję :( Staramy się jej pomagać ze wszystkich sił, Tata zachowuje się jakby miał drugą młodość-ściska ją, całuje, mówi, że na rękach i plecach nosić ją będzie ;) Aj, rozgadałam się. Ale musiałam. Macie tutaj Dziewczyny takie piękne historie, że aż czasem płakać się chce, ale ze szczęścia. Mam nadzieję, że Mamie mojej też się to kiedyś udzieli.
witam,
jestem nowa na forum, nie jestem chora. Chora jest moja mama, dowiedziałam się o tym tak naprawdę w piątek, wtedy to dotarło do mnie: mama ma raka jajnika, III stopień, już z wodą w brzuchu, chociaż nie wiem czy to napewno od tego. Ma guz w jajniku i jest złośliwy. Ma dopiero 64 lata! Nie mogę sobie z tym kompletnie poradzić, a staram się wierzyć ze to nie jest wyrok, że się uda. NIe mam siły przeglądać w tej chwili całego wątku, ale proszę jeśli ktoś zna przypadek takiej właśnie starszej kobiety która wygrywa z tym cholerstwem-niech powie :( Mama dopiero czeka na przyjęcie na onkologię w Poznaniu, bo musiała jeszcze wyeliminować w szpitalu powiatowym kilka innych rzeczy. A ja ciągle o tym myślę i szukam gdzieś pocieszenia, że to NAPRAWDĘ da sie pokonać, a przynajmniej zahamować.