od 2017-12-10
ilość postów: 3
dziękuję Kochani za słowa otuchy. Jest ciężko, próbuje wziąść się w garść, niby już się uspokoje A na drugi dzień to samo. Nie wstydzę się psychologów, kiedyś w trudnych chwilach chodziłam na terapie- bardzo pomaga i jeśli trzeba będzie to udam się jeszcze raz. Fakt dzieciaki wszystko " łapią " i czują że coś się dzieje. A moje małe 4 i 8 lat, wiem że dla nich też muszę wziąść się w garść. Oczywiście, jak będę znała wyniki taty podzielę się z Wami tym. Narazie tata czuje się w miarę dobrze , bolą go trochę te " męskie sprawy " po zabiegu. A psychicznie tak jakby nic się nie stało- i nie wiem czy to dobry znak i czy to aby nie sa tylko pozory.Bo tato niby się śmieje i żartuje ale ja widzę w jego oczach zadumanie i taki smutek.... serce się kraje...
AgaAgnieszka A co teraz z Twoim tata? Jak się czuje ? Dziękuję Wam kochani. Okropny czas, chodzę i rycze po katach, nie potrafię się na niczym skupić. Sama mam już rodzinę, dzieci, trzeba wzzystko ogarnąć,najprostsze czynności sprawiają tyle trudności przez to wszystko. Jeszcze te swieta, beda to najgorsze święta w życiu. Miliony myśli w głowie, jakaś nadzieja się tli ale nie ogarniam tej wizji, tego że mój tata moze"to" mieć....najgorsze te czekanie. Nie ma nawet komu się wygadać, mąż mi mówi że będzie Ok, ale ja w to nie wierzę... A chyba muszę zacząć, muszę zacząć myśleć pozytywnie, bo jak w takim stanie pomogę mojemu tacie? Czasem mam wrażenie że to tylko zły sen...
hej Kochani! Jestem tu nowa, śledzę Wasze wpisy od jakiegoś tygodnia. Dużo jest tu porad, wsparcia, zarazem smutku- Maba moje kondolencje. Smutno jest czytać takie wpisy... zaglądam tu do Was gdyż półtora tygodnia temu mój świat wywrócil się do góry nogami. Chodzi o mojego tatę. W ubiegły poniedziałek zabralo go pogotowie z silnymi bólami, okropnym krwiomoczem, aż doszło przez skrzepy do zatrzymania moczu. W szpitalu okazało się że ma sporego guza na pęcherzu. W czwartek go wycieli poprzez cytoskopie A materiał poszedł do badań. Od tamtej pory czekamy jak na wyrok. Najgorsze jest to ze wczesniej tata byl u lekarza rodzinnego z tym problemem a ten zbyl go antybiotykiem. Tato nie bardzo sie skarzyl na cokolwiek bo takim jest człowiekiem że nigdy nic nie powie A nam do głowy nie przyszło że może to być rak. Boję się żeby nie było za późno. Szukałam informacji w necie aż trafiłam tutaj. Szukam jakiejś iskierki nadzieji dla mojego taty , czuje że ten paskudny rak wisi w powietrzu. Mocno się martwię , boje o przyszłość, jak my damy z tym wszystkim radę, rodzice są w ciężkiej sytuacji finansowej, a tu jeszcze choroba spadła jak grom z jasnego nieba. Widzę tu na forum jak walczycie z tym paskudztwem, jak dodajecie sobie otuchy, wspieracie się w trudnych chwilach. To jest wspaniale . Pozdrawiam Was wszystkich bardzo mocno.