Ostatnie odpowiedzi na forum
Witam wszystkich Forumowiczow:D Od dwoch dni czytam Wasze posty i dzis postanowilam zalozyc konto tutaj, by moc sie tez z Wami podzielic swoimi/naszymi doswiadczeniami, a w koncu gdzie i od kogo dostac lepsze wsparcie jak u wspolcierpiacych, prawda?:D U mojej mamy (lat 53) stwierdzono w pazdzierniku podczas badania ginekologicznego podejrzenie o nowotwor pecherza moczowego. Kilka dni pozniej byla juz u urologa, ktory potwierdzil ta diagnoze (dwa guzy pecherza 6 na 5 cm i drugi 3 na 2cm) znajdujace sie bardzo blisko siebie i blokujace przeplyw moczu...W moczu pojawiala sie krew, samo oddawanie moczu to proces gorszy od nasiadowki, bo jak jest zaledwie kilka milimetrow na przeplyw moczu, to sami mozecie sobie wyobrazic. I juz po tym badaniu pierwszy szok, najblizszy termin operacji 2 styczen 2013 roku (badanie poczatek pazdziernika zeszlego roku). Chodzilo o szpital w Pile (do tego tematu wroce jeszcze pozniej). Z polecenia lekarza mojego Taty dostalismy namiary na specjaliste z Grudziadza z cicha nadzieja, ze tam dostaniemy termin o wiele szybciej. W miedzyczasie rzucilam sie na wszystkie mozliwe strony w sieci z alternatywnymi metodami leczenia nowotworow, bo przeciez w tyle czasu moglo sie zgrzebac z takich guzow wszystko, wiec czekac nie bylo na co. Zaczelismy od picia sody oczyszczonej z melasa rozpuszczonych w letniej przegotowanej wodzie-obrzydlistwo jakich malo, ale mama twardo pila to swinstwo rano w obiad i wieczorem; wiadomo ze komorki rakowe nie znosza srodowiska zasadowego a wysmienicie czuja sie w srodowisku kwasnym czyli takim jak sie okazalo jaki byl w moczu mojej mamy (sprawdzalismy to paskami do pomiaru pH w moczu jakie zamowilam telefonicznie z jakiejs strony internetowej). Kwasne pH w moczu jest jesli lubimy miesko czy ogolnie jedzenie, ktorego trawienie zajmuje sporo czasu,czego nastepstwem wytwarzanie jest sporej ilosci kwasow zoladkowych wspierajacych srodowisko kwasne (tak po krotce mowiac). Mama dostala szlaban na wszelkiego rodzaju slodycze, bo cukier to pozywka nr. 1 komorek rakowych. Zanim sie dowiedziala o raku pecherza moczowego miala taki apetyt na slodkie, ze wstawala nawet w nocy i cos tam przezuwala, w niedziele wysylala tate po jakies ciacha, bo jak to mowila "chodzi za mna jakas drozdzowka czy inne ciacho"... Po miesiacu tej kuracji zaczela brac gorzkie jadra pestek moreli, ale po nich czula sie tragicznie, cisnienie wariowalo etc, wiec przerzucila sie znow za sode z melasa i do tego zalecany z klubu Calivita K Faktor Plus. W miedzyczasie w grudniu zglosil sie do nas specjalista z Grudziadza, ze zwolnilo sie miejsce w grudniu i ze moze mame wcisnac w to miejsce na operacje. Pojechala tam z mysla, ze usuna guzy a jak sie okazalo, ze beda usuwac caly pecherz i organy poboczne, tak zaczelo jest skakac cisnienie, ze suma sumaru do operacji nie doszlo. Wrocila do domu, caly czas regularnie jezdzila na badania kontrolne USG, TK, zeby widziec czy wszystko dobrze z reszta organow, czy rosnie bardziej i czy nie ma przerzutow->raczek kontrolowany. Po tym fiasko nie pozostalo nam nic jak czekac na ten termin 2.1.2013 w Pile. W miedzyczasie mama robila terapie z soli morskiej ze sklepu z organiczna zywnoscia i sokiem z cytryny rowniez organicznej (jechac po wszystko do sklepu ze zdrowa zywnoscia do Bydgoszczy) i to z woda destylowana, co w jakiejs tam reakcji chemicznej mialo powodowac wytwarzanie oxygenu a wiec tlenu na etapie komorkowym, czyli druga rzecz ktorej rak nie znosi TLENU. 1.1.2013 mama zadzwonila do szpitala, zeby sie dowiedziec na ktora godzine ma sie stawic w szpitalu, na co zaspany lekarz dyzurny, ktory jak sie pozniej okazalo mial ja operowac zmieszal ja z blotem pytajac czy jest dziecko i jak tego nie wie, to nie ma sensu zeby w ogole z nia rozmawial, chciala wlasnie powiedziec, ze na skierowaniu nie ma godziny, dlatego pyta a ten PAJAC odlozyl sluchawke. CDN bo sie tak rozpisalam, ze wyrobilam norme na ten post:P