Ostatnie odpowiedzi na forum
wiem że przed śmiercią mojego męża ordynator powiedział żebym akupiła pyłek pszczeli . to pomaga w regenaracji po chemioterapi .nie zdążyąlm kupić bo nie miałm wówczas pieniędzy.koszmar
Odszedł mój mąż moje kochanie .20 04.2014r.Już go nie boli ,wiem że i tak kiedyś się spotkamy jak odchowam dzieci i może wnuki.dostał krwotoku w domu i pogotowie zdążyło przyjechać na agonię.Jestem spokojna bo wiem że jest z nami .
Głowa do góry nie poddawaj się jedż do Gliwic i tam niech ocenią sytuację jedni mówią że to już koniec inni wezmą sprwy w swoje ręce .Ja w Olsztyna pojechałam do Gliwic .Może lekarz powedzieć różnie ale przynajmiej będziesz miała świadomść że zrobiłać wszystko co w twojej .mocy.pozdrawiam trzymam kciuki.
Dokładnie to jest cholerne uczucie bezradność ale jak się zatracimy w tym to po nas.Musimy sobie jakoś z tym poradzić.rozmawiając z moim mężem stwierdziliśmy że i tak mamy dużo szczęścia przeżyliśmy ze sobą sumie 25 lat mamy troje dzieci nie każdy tego doświadcza mamy bogate życie jeżeli chodzi o miłość.Los nas rozdzieli wiem o tym .To jest dla mnie nie do opisania.Lecz wiem o tym że mam dla kogo żyć i muszę mieć siłę dla niego ,bo teraz jest mu potrzebna moja siła ,miłość i troska .Nawet jak na mnie krzyczy gada bzdury muszę sama to sobie cedzić i nie brać do głowy.wierzę to że i u ciebie jakoś to wszystko przejdziecie zrozumieniu ,pomocy dla samych siebie ,to nie jest tak że choruje tylko jedna osoba w rodzinie .dlatego sparcie nawzajem jest cholernie ważne .Ja mam drugi etap paniki miałam na początku choroby męża .Teraz po przeżucie był drugi .Muszę się jakoś pozbierać .I mam nadzieje że wam a w szczegulności tobie się to uda.głowa do góry ,dasz radę.
Masz szczeście że jeszcze masz nadzieje że guz nada się do operacji .Mi u męża odrazu powiedzała Pani ordynator Pulmonoligi że nie jest operacyjny.Ja nie mogąć uwierzyć w taką diagnozę,pojechałam do gliwic .tam mąż dostał skietowanie do trachochirurga .Niestety potwierdził diagnozę,że nie jest operacyjny.To był koszmar.Mamy taką naturę że się oswajamy nawet z najgorszą rzeczywistością.i szukamy ratunku.Ja szukam , mam wiarę i nadzieję.teraz mój skarb leży w pokoju w łużki słabiutki ale ja się nie poddam.nie jest to proste.Dlatego walcz o mamę nie poddawaj się panika to bardzo naturalna reakcja .Boimy się o naszych najbliższych , jesteśmy przerażeni ale to nas również morywuje do walki o nich.
Przepraszam lecz na wynikach aż tak się nie znam .A co do wiary to wiem że gdybym nie wierzyła ,to nic to już nic by nie miało sensu! Wierze i to bardzo moja Babcia mnie nauczyła wiary.Dzisiaj mój skarb wrócił do domu.Ma wspaniałą Panią doktor dba o niego ja to wiem obie robimy co w naszej mocy, Mam nadzieje że jeszcze trochę czasu mój skarb będzie z nami nie ważne czy to będzie tydzień czy lata .ten czas jaki mamy musimy wykorzystać TO CO NAM JEST DANE JAK NAJLEPIEJ!!! I ja o to zadbam.bo go Kocham
Dziękuję za wsparcie kochane jesteście przewspaniałe.
Wiem że trzeba walczyć nie przyjmuje innej opcji!!! Pamiętam początek leczenie to było w czerwcu lekarka na oddziale powiedziała mi że ma raka ,Wówczas pytałam się z nadzieją że przecież rak to nie wyrok śmierci.Że przecież jest jeszcze leczenie,ludzie z rakiem żyją kilaka lat.Pani doktor powiedziała że jak wytrzyma pół roku to dobrze.to było na pulmonologi.Nie poddałam się pojechałam z mężem do Gliwic do kliniki.a jestem w Olsztyna pól polski .Onkolog powiedział że leczenie musi być na miejscu.Dobiłam się do trachochirurga ,tam się dowiedzieliśmy że jest napewno nieoperacyjny.Mąż wówczas bardzo żle się czuł.tlen nie dochodził do prawego płuca .Mąż podjoł leczenie na miejscu .Pani doktor z onkologi również zgasiła mój zapał .Powiedziała wówczas że mąż może nie przeżyć pierwszej, chemi dał radę!!!! chociaż ostatniego nie dostał ostatniego wlewu , zle znosił chemie miał wymioty.Ale jakoś to przedtrwaliśmy.nawet ładnie przytył z 71 na początku leczenia do 78 kg. dłuższe spacery robiliśmy, zakupy wspólne.Dawało to nam sporo radości.Dostał na naświetlania 30 ich miał.po całym cyklu zrobili mu tomografie.Niestety wykazała przeżut na wątrobe 3 cm guz.i jak by jeszcze tego było mało ,ten guz. na płucu powiększył się.Na cito dostał następny cykl chemi . Jakiś tydzień po wlewie dostał gorączki skaczącej z 37 do czterdziestu .Pogotowie wezwałam poszedł na odział.dowiedziałam się tam że guz na płucu się rozpadł , nie ma krwinek białych .na szczęście mocz był dobry.Leukocytu po zastrzykach i antybotykach powoli wracały ,cieszyłąm się.Ale nie po pięciu dniach leżenia na dodziale dopiero wykryli że ma zapalenie obustronne płuc koszmar.W piątek miał wyjść nie puścili jego .dzisiaj zobaczymy.Mąż po tym wszystkim jest wyczerpany fizycznie schudł mi znowu do 73 kg ,a przedewszystkim posychicznie siadł .Ja przy nim nie okazuje że boję się a jestem też wyczerpana tą sytuacją .Jedynie jak leży na podziale ja jestem w domu to po cichu w kącie żeby dzieci nie widziały popłaczę .Ale przy nim nie wolno mi.mam nadzieje że wyjdzie dzisiaj on mi dodaje w domu wiary samą obecnościa.nie poddam się .Tylko jest to ciężkie.poszłam nawet do szkoły żeby dzieciam i mężowi pokazać że żyć trzeba.Nasz związej jest naprawdę z miłości i zrobię wszystko co jest w mojej mocy żeby mu pomóc .Nie ważne jaka bedzie przyszłość są jeszcze nasze dzieci!! pozdrawiam jesteś naprawdę dla mnie bardzo dużym wsparciem!! z niki przecież nie mogę szczerze porozmawiać.
Powiem tak jutro mój mąż wychodzi ze szpitala, po naprawdę ciężkim leczeniu ma doła staram się go wspierać jak mogę. Boję się jak sobie dam radę bo sama nie jestem w najlepszym stanie psychicznym i nie chcę mu tego pokazać.Nie wiem co dalej nas czeka ?Mamy troje dzieci.Przy nich też muszę trzymać głowę do góry i żeby przede wszystkim pomóc mojemu facetowi,bo go kocham .a on mi gaśnie w oczach.
Dziękuję za wsparcie czuje się coraz częściej po prosu beradna
Mam taką nadziej . Dzisiaj temperatura mu zeszła do 37,2 super może się utrzyma w normie .i chyba się uda z tym zapaleniem płuc.oby ma silny organizm.