Zdrowe już ciało a myśli chore..
Witam,jestem pierwszy raz tutaj,mam 33 lata jestem prawie 9 lat po chorobie,złosliwym raku skory ktory okaleczyl mnie na cale zycie,mam amputowane małzowine uszną i ucho wew,,nie słysze.,,nosze wiecznie rozpuszczone włosy by ukryc kalectwo,lekarz powiedział ze gdyby mnie to spotkało 10 lat temu nie byłoby dla mnie ratunku, bo rak był tak atypowy i niesklasyfikowany dokładnie, ze zeby moc cos zaczac robic ze mna lekarze odesłali mnie na 2 tyg.do domu żeby sie konsultować z lekarzami ze stanow .Jestem pod kontrola i wszystko jest dobrze ale moja psychika ucierpiala bardzo,świadomość co za mna dławi że może to wrocić,operacja uszkodziła mi narząd rownowagi-błędnik(było to nieuniknione)co daje mi dyskomfort ogromny w codziennym życiu,częste zawroty głowy,bołe,osłabienie,brak sił,,dobijające drobiazgi,,cieszę się że żyje i dziekuje Bogu i lekarzom,ale nie umiem sie pogodzić z tym jak choroba mnie''zniszczyła''....jest ktos z podobnymi problemami po operacji,,,pozdrawiam wszystkich
-
Wiesz znam moja Mame na tyle, ze nic to nie da, ona nie lubi rozmawiac o swoich problemach, woli zmieniac temat, nie lubi rozczulania, raczej przed tym ucieka. Jak miala operacje kilka lat temu, pojechalismy z mezem, zeby jej zrobic niespodzianke, a uslyszelismy " i niepotrzebnie sie zwalnialiscie z pracy, po co jechaliscie przeciez i tak musze jeszcze zostac jakis czas w szpitalu", wiec ona odbiera takie rzeczy z zerowym entuzjazmem a tez spodziewalabym sie zaskoczenia i radosci a nie argumentow, ze niepotrzebnie to zrobilismy...Ogolnie zbyt wielkie zainteresowanie Mamy choroba odbiera nie jako troske, tylko jako inwazje w jej wole i wybory...wiec takie akcje to zwykle jak skok w maliny...Buziaki
-
tak przykro czytac co piszesz..i szczerze mowiac to gdybym ja byla na twoim miejscu i na miejscy twojego brata,zrobilabym wszystko zeby teraz byc z mama,ja wiem ze zycie jest zycie i sa wazne sprawy,praca itd,,ale czasem sa powody by sie''zatrzymac''mysle ze to ten moment dla ciebie,,skoro ty masz sily za was dwie zeby z tym walczyc ,musisz byc teraz z mama i ja ta wiara zarazic!!!!trzymam za was kciuki!
-
Wiesz co dzisiaj wlasnie przyzywam jeden z takich dni, kiedy chce sie tylko plakac, kiedy jestes bezsilna i nie masz ochoty na nic. Moja Mama wprawdzie czeka na termin operacji, ale dzis przez telefon oswiadczyla, ze podjela decyzje, zeby nie poddac sie tej operacji. Ja mieszkam z mezem 1000Km od domu rodzinnego, moj brat rowniez zagranica, moj Tata tez jest bardzo schorowany i w sumie to Mama zawsze byla tym motorkiem napedzajacym w rodzinie i opiekowala sie Tata. Teraz mowi ze skoro tak wiele rzeczy nie bedzie mogla robic, to po co jej w ogole jakas operacja,chyba lepiej umrzec i takie tam. Ja wiem i znam ja na tyle, ze mysle, iz szuka sobie wymowiki, zeby nie klasc sie na stol, juz jak miala byc pierwsza operacja to plakala i mowila " dziecko ja mam takie przeczucie, ze juz nie wroce"-suma sumaru bylo tak ze miala tak wysokie ciesnienie w dniu operacji, ze nie mogli tego niczym zbic a co za tym idzie operowac. Jest mi cholernie ciezko, bo nie umiem Jej pomoc a z takim nastawieniem, boje sie ze naprawde nie da rady przezyc tej operacji. Ba...zeby chociaz chciala sie jej poddac. Jestem bezsilna, zamartwiam sie i nie wiem co robic. Tak jak napisalas wiara, ktorej Mama nie ma jest wazna, jej mysli kraza tylko wokol negatywnych mysli, rezygnacji. Zdaje sobie sprawe jak trudnym musi byc mysl o 6 do 8h operacji, gdzie usuwaja tyle narzadow, szczegolnie dlatego, ze Mama jest osoba bardzo energiczna i wiecznie w ruchu i taka troche Zosia Samosia, nikogo o pomoc nie prosi, zaciska zeby i robi sama...Nie wiem jak mam jej pomoc i co jeszcze powiedziec, zeby poszla na ta operacje. Mam wrazenie ze na sile szuka wymowek i argumentow, zeby sie nie poddac tej operacji. A lekarz powiedzial, jeszcze miesiac i nerki tez beda do usuniecia, boje sie, ze w koncu zajdzie tak daleko to wszystko, ze otworza, zaszyja i powiedza "juz nic nie da sie zrobic"....
-
a co do twojej mamusi Agatko80,,myślę ze jestes jej najwiekszym akumulatorem i kapsułką-forte na lęk,,,pamietaj o tym ,najskuteczniejszym lekarstwem jest wiara i obecnosc bliskich,,,,pozdrow mamusie!
-
Dziękuję Agatko80,za ciepłe słowa,,sa baaardzo ważne,,,najgorsze jest to ze sa dni kiedy sie dobrze czuje,wtedy gory moge przenosic,,pomagac innym,wspierac ich,,a sa dni,,takie jak dzisiaj wlasnie ze polozylabym sie z opaska na oczach zeby nic nie widziec,nic nie slyszec zeby nie czuc,,,nie myslec,,moj problem nie konczy sie na chorbie,,rozsypuje sie tez moje malzenstwo ktore probowalam ratowac ale sie juz chyba nie da,,,ironia,,,przetrwalo a wrecz sie wzmocnilo w trakcie mojej choroby,,po to by teraz sie rozsypac kiedy mogloby byc juz dobrze.....wybaczcie moje smuty,ale bol jest tak silny ze musze go wywalic...
-
Witaj zywa9,
chcialam Ci tylko napisac, ze nie jestes sama, czytam to forum juz od kilku dni i w glowie mi sie nie miesci ile wersji tej strasznej choroby jest i ile przeciwnosci losu musza chorzy brac na swoje zestrachane barki. Moja Mama jest przed operacja usuniecia pecherza moczowego,macicy i jajnikow, sa tez nacieki w kanalikach nerkowych i czeka wlasnie na operacje, ktora nastapi w najblizszych dniach. Tez placze po katach, boi sie kalectwa,operacji, tego jak bedzie po, ale to normalne kazdy z ta diagnoza sie boi, wielu ciezko jest stanac na nogi po usunieciu guzow, czesto rany po wycieciu guzow sa mniejsze jak te w psychice, ale trzeba isc dalej. Ja tez sie strasznie boje, bo wiem jak energiczna osoba jest Mama, wiecznie w akcji a tu na dzien dobry uslyszala, ze do miesiaca po operacji bedzie przezywac dni wyciete z zyciorysu...ale powiedz sama, jakie inne wyjscie mamy? Bedzie musiala sie przyzwyczaic do zycia z workiem, ale bedzie zyla-i tego sie trzeba trzymac. Zrobilas bardzo duzy krok na przod, bo mowisz o tym glosno i moze to pomoze Ci sie pogodzic z wszelkimi ranami wyrytymi w psychice. Trzymam kciuki!!!