Na etapie diagnozy nowotworu, lekarze rzadko cokolwiek tłumaczą. Unikają zaangażowania i często w krótkich słowach, bez emocji przekazują wieści, które wywracają do góry nogami życie chorych– wynika z badań „Choroba nowotworowa – doświadczenia pacjentów, zrealizowanych na zlecenie AXA i Fundacji Społecznej „Ludzie dla Ludzi”. Pacjenci oczekiwaliby w tej chwili więcej uwagi, ciepła, podniesienia na duchu, zmotywowania do walki z chorobą.

W Polsce nie istnieją wzorce, procedury czy zasady przekazywania pacjentom informacji o trudnej diagnozie np. nowotworowej. Lekarze polegając wyłącznie na wrodzonych zdolnościach, często ograniczają się wyłącznie do przekazania złych wieści i odesłania pacjenta do specjalistów lub wyznaczenia daty stawienia się chorego w szpitalu. Chorzy wspominają:

- Wizyta trwała niecałe trzy minuty. Mąż nie zdążył jeszcze zaparkować, zapłacić i wrócić, a już byłam z powrotem. To było na tej zasadzie, że ja wchodzę, a ona trzyma ten komplet moich badań i mówi: „Pani wie, że ma raka, proszę się udać tam i tam”. 
- Lekarz, który mi robił biopsję: „Tak jak mówiłem!”, „Raczysko!” 

„Świat się zawalił”, „nogi się pode mną ugięły” - przyjęcie diagnozy onkologicznej jest traumatycznym doświadczeniem. Moment zapoznania pacjenta z diagnozą „rak” jest przełomowy dla jego dalszych losów. Często, w tej właśnie chwili decyduje się, czy chory podejmie czy odrzuci leczenie i z jakim nastawieniem stanie do walki z nowotworem. Pacjenci są oszołomieni. Informacja o chorobie najczęściej jest pełnym zaskoczeniem. 

- Nawet nie wiem co to był za lekarz. Chyba po prostu leżały moje wyniki. Ktoś miał mi to przekazać. 
- No i jak już był komplet badań to pamiętam, że prawie z krzesła spadłam, jak powiedziała mi bez empatii ‘pani ma raka’.

Pacjenci potrzebują uspokojenia i dobrej energii, aby zmierzyć się z sytuacja, w której się znaleźli. Tymczasem nader często, lekarze właśnie w momencie przekazywania diagnozy popełniają karygodne błędy komunikacyjne takie jak: odbieranie nadziei, przekazywanie niesprawdzonej diagnozy, przesadne straszenie, obarczanie pacjenta winą za późne wykrycie nowotworu. Trudno uwierzyć, że zdarzają się lekarze, którzy potrafią, często zresztą bezpodstawnie, odebrać chorym wszelką nadzieję lub przekazać niepotwierdzoną diagnozę.

- U mnie wszedł lekarz i się zapytał: czy ma pani dzieci. Powiedział: „Rak inwazyjny. Jest pani utopiona.” (…) Tego nie zapomnę. Tych słów. „Jest pani utopiona”. 
- Pani bombę nosi w sobie. Pani nikt nie powiedział?
- Na mnie krzyż od razu. Powiedział, że jak mam raka trzustki to do grudnia już powinnam nie żyć. (…) Ja mówię, no to do widzenia, pozamiatane jest. (…) Nie dali mi nawet skierowania na tomografię. (…) Prywatnie żeśmy dali w łapę, żeby ginekolog wypisał mi na tomografię. Pojechałam i okazało się, że jest chłoniak …


Kolejnym błędem komunikacyjnym popełnianym przez lekarzy jest obarczanie chorych winą za zbyt późne wykrycie nowotworu, za zaniedbywanie własnego zdrowia. Wypominanie win pacjenta w chwili przekazywania mu wieści o chorobie ociera się wręcz o okrucieństwo. 

- W życiu nie spotkałam się z taką podłością. On na mnie darł się: to pani nie wie, że trzeba badania zrobić?! A ja dopiero dowiedziałam się o guzie. 
- Mnie pytali, a czemu tak późno? Jak ja bym wiedział wcześniej. Co miałem wiedzieć? Ja byłem honorowym krwiodawcą i jeszcze w grudniu oddawałem krew a w kwietniu stwierdzili raka. I zawsze jak oddawałem krew wyniki były idealne.

Niewiele potrzeba, aby lekarz niosący hiobowe wieści, przyniósł razem z nimi nadzieję. Wystarczy spokój, odrobina empatii i czasu. Ci uczestnicy badania, którym lekarze potrafili z wyczuciem i motywująco przekazać informację o diagnozie stawali do walki z chorobą zdeterminowani i pełni wiary w zwycięstwo.  

- Pan doktor spojrzał w te wyniki i mówi: pan to normalnym zdrowym facetem jest a tego lokatora wytniemy. Tak mnie podbudował, że inaczej zacząłem. A wchodziłem nie wiedziałem, jak rozmawiać, a jak wyszedłem to cały uśmiechnięty i cały czas ten lekarz tak podchodził.
- Będziemy Panią leczyć. I jeszcze mnie poklepali. Wszystko wytłumaczyli. Będziemy Panią leczyć. Wtedy uśmiech na twarzy. 

Diagnoza nowotworowa wywołuje myśli ostateczne, lęk o życie, pierwotny strach. Chorzy potrzebują uwagi, zrozumiałej informacji, poczucia zaopiekowania. Potrzebują przewodnika, który towarzyszyć im będzie podczas procesu leczenia, odpowie na pytania, przedstawi szanse i opcje. Poinformuje o przebiegu terapii, doda otuchy, czasem „postawi do pionu”. Pacjenci, którzy czują troskę lekarzy, ufają i wierzą, że „trafili w dobre ręce”.

- Starał się mnie od razu przekonać ze można z tym żyć, nie trzeba się bać, że to jest wczesne stadium (…) lekarz jest taki, że do rany przyłóż. 
- Powiedziała, że jest duża szansa, proszę się nie poddawać, nie słuchać pacjentek, bo każda ma inną chorobę, organizm, nie słuchać tego! Proszę nie jeździć do jakiś cudotwórców, bioenergetyków. Zaufałam jej, bo też jest tak dużo, jak zaufa się swojemu lekarzowi. Inaczej słucha się, wie się ze ona chce dobrze. Doktor która mnie prowadziła jeszcze mnie mobilizowała.

Jak wynika z przeprowadzonych badań, podejście lekarza bywa kluczowe w procesie leczenia i rekonwalescencji pacjenta. Nowotwór jest chorobą przewlekłą, trudną i niestety nie zawsze uleczalną, w której jedną z najważniejszych rzeczy jest pozytywne nastawienie chorego do terapii. Ciężko wymagać od pacjenta mobilizacji i determinacji do walki, kiedy już na etapie kontaktu z lekarzem czuję się on przygnieciony diagnozą. Pamiętajmy zatem, że w walce z nieludzko ciężką chorobą, ludzkie podejście to pierwszy krok do sukcesu. 

opr. KG na podstawie http://www.ludziedlaludzi.pl/d...